StoryEditor

Ile zarabia rolnik, przetwórca i sieć handlowa? Zobacz raport UOKiK

Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów sprawdził ile na warzywach i owocach  zarabiają rolnicy, pośrednicy i sieci handlowe. A my sprawdziliśmy po swojemu… u rolników. 
29.04.2019., 21:04h
– Okazało się, że w skrajnych przypadkach rolnik otrzymuje jedynie kilkanaście procent ceny na półce… Wyniki w dużej mierze potwierdzają to o czym od dawna mówią rolnicy – że ich zarobek jest niewielki w porównaniu do ostatecznej ceny – mówił Marek Niechciał, prezes UOKiK na dzisiejszej konferencji „UOKiK dla rolnictwa - wiosna 2019”.

Tak właśnie wygląda rzeczywistość sadownika, producenta warzyw i owoców miękkich. Ceny, w szczególności jabłek, są już dawno poniżej kosztów produkcji. UOKiK wraz z Inspekcją Handlową na przełomie 2018/2019 postanowił przyjrzeć się dysproporcjom pomiędzy stawkami, jakie otrzymuje rolnik, a ceną w sieciach handlowych. Niestety na przyjrzeniu sytuacji się skończyło.

– Zbadaliśmy ceny wybranej partii produktu w sklepie, a następnie po fakturach, poprzez pośredników doszliśmy do rolników. Analiza dotyczyła produktów w pięciu sklepach należących do sieci: Auchan, Biedronka, Carrefour, Lidl i Tesco. Przeprowadziły ją Wojewódzkie Inspektoraty Inspekcji Handlowej w Krakowie, Warszawie i Poznaniu. Kontrolerzy sprawdzali aktualne wówczas ceny cebuli, ziemniaków i jabłek oraz wakacyjne stawki za wiśnie i maliny – informuje UOKiK.

Badaniu jednak poddano tylko jedną partię produktów. Jak się okazuje to trochę za mało, bo wyniki kontroli nie odwzorowują dokładnie sytuacji rolnika i zakrzywiają rzeczywistość, bo zysk niektórych owoców/warzyw jest znacznie niższy niż podany w raporcie. 

Ile zarabia rolnik według UOKiK?


Rolnik według UOKiKu średnio zarabia na jabłkach 43,2%, pośrednik 38%, a sprzedawca 18,8%. – taki slajd po konferencji pojawił się w mediach. Tymczasem w raporcie podano następujące informacje:

Jabłka: Zysk pośredników wahał się od 10 do 77 proc., a sklepów od 9 do 27 proc. 

– Z analiz UOKiK wynika jednocześnie, że w najgorszym przypadku sadownik zarobił zaledwie 14 proc. końcowej ceny jabłek. Zakładając, że kilogram owocu kosztował 2 zł oznacza to, że mogło się zdarzyć, że rolnik zarobił zaledwie 28 groszy, mimo ponoszonych ryzyk i ogromnego nakładu pracy – informuje UOKiK. 

Rolnicy mają na temat rozkładu proporcji zysków inne zdanie… 

– Jeżeli założymy, że cena jabłka w sklepie wynosi 2 zł, a rolnik dostaje średnio 40 gr, to jest to tylko 20%. Jabłko musi być zapakowane, przetransportowane, podejrzewam, że to stanowi kolejne 20%, zostaje 60% dla pośrednika i dla sklepu. Opłacalność byłaby wtedy, gdyby przy takim urodzaju jaki był w ubiegłym roku, rolnik dostał za kg jabłek przemysłowych 40 gr, a 80 gr za jabłko deserowe. Teraz powinno kosztować 1,2 zł/kg, bo należy doliczyć koszt przechowania od listopada do maja (30 gr/za kg) – komentuje Marta Przybyś, producentka jabłek.

Wyprodukowanie kg jabłek sadownika kosztuje 60-70 gr/kg, obecnie skupy za jabłka deserowe płacą 40-50 gr. Czyli sadownicy do interesu dokładają…  W takim razie w jaki sposób w raporcie znalazła się wartość 43%? Licząc, że kg jabłek kosztuje w sklepie 2 zł, to zysk dla sadownika powinien wynosić 86 gr… 

Jabłka przemysłowe w październiku skupy przyjmowały za 6-8 gr za kg, deserowe przy dobrych wiatrach 45-50 gr i cena, przynajmniej tych deserowych utrzymuje się do dzisiaj. A do każdego kg jabłek należy doliczyć 30 gr za kilkumiesięczne przechowanie w chłodni. Niestety, tego skupy także nie uwzględniają. 

Maliny: Rolnicy otrzymali od 26 do 58 proc. ceny, którą płacił konsument. Pośrednicy od 10 do 42 proc., a sieci handlowe od 9 do 27 proc. 

Wiśnie: Wiśnie sprzedawały tylko trzy ze sprawdzanych sieci. Udział tych sklepów w cenie na półce to od 25 do 68 proc. W przypadku rolników ten odsetek wahał się od 15 do 50 proc., a pośredników - od 17 do 26 proc.

– Sprawdzałam ostatnio ceny wiśni mrożonej w Biedronce, 45 dag wiśni kosztuje 5,99 zł, czyli za kg wychodzi 13,1 zł. A rolnik, który oddaje świeżą wiśnię do skupu, do mrożenia otrzymuje 1,2 zł/kg, to ceny z 2018 r. Absolutnie nie zgadzam się z tym stwierdzeniem, że rolnik dostaje od 15-50% ceny, bo to jest jedynie 9%. Proszę sobie wyobrazić zatem jaki ogromny zysk ma sieć – komentuje Marta Przybyś, producentka jabłek. 

Cebula: Zarobek producentów wynosił między 19 a 83 proc., pośredników od 43 do 52 proc. (ponadto w jednym przypadku pośrednicy sprzedali do sklepu produkt taniej niż kupili od rolnika), a sklepów od 7 do 35 proc.

– Duzi producenci cebuli zawierali kontrakty jeszcze w styczniu, lutym i marcu 2018 roku, kiedy o suszy nie było jeszcze mowy. Stawki kontraktowe były wyższe niż ceny rynkowe o ok. 10-15%. Ale 2018 rok był wyjątkowy ze względu na suszę i ceny rynkowe były rekordowe. W sierpniu cebula luzem kosztowała już 50-60 gr/kg, a później rosły z każdym miesiącem, by w marcu br. dojść do nawet 2 zł/kg.. To efekt rekordowo niskich plonów: 15-20 ton/ha, podczas gdy w mokrym 2017 roku zbierano 60-70 ton z ha. W przypadku rolników, którzy nie mieli kontraktów i sprzedawali z wolnej ręki, to zapotrzebowanie na rynku było na tyle duże, że stawki, które otrzymywali w skupie faktycznie były wyższe. Taki rok zdarza się jednak raz na kilkanaście lat, żeby rolnik miał większy zarobek niż handlarz czy przetwórca – mówi top agrar Polska producent cebuli z Wielkopolski. 

Ziemniaki: Udział rolników w końcowej cenie wyniósł od 26 do 68 proc, a pośredników od 3 do 53 proc. Zarobek sklepów to od 7 do 36 proc. ceny na półce.

– Ziemniaki to także jest specyficzny produkt w sezonie 2018/2019. Spora część krajowej produkcji to kontrakty do dużych zakładów produkujących frytki lub chipsy. Natomiast ziemniaki przeznaczone do hurtowo-detalicznej sprzedaży trudno jest rolnikom sprzedać w dużych ilościach do działających w Polsce zagranicznych sieci handlowych. Te wolą importować je z Europy i Północnej Afryki, a polscy producenci dostają albo wymogi formalne nie do przejścia lub bardzo długie – bo nawet 180-dniowe – terminy płatności. Ale generalnie ceny ziemniaków na wolnym rynku były i są znacznie wyższe niż w sezonie 2017/2018 – mówi producent ziemniaków z Kujaw.


Sadownicy mają dość

– Jest niemalże pewne, że po raz kolejny mamy do czynienia ze zmową cenową. W ciągu jednego dnia, w setkach punktów skupu i dziesiątkach przetwórni cena spadła do identycznych poziomów. Zagraniczne przetwórnie znowu wykorzystują przewagę kontraktową względem producentów. Sprzyja temu koniec rządowego programu stabilizacji cen realizowany przez firmę Eskimos oraz nie najlepsza sytuacja na rynku jabłek deserowych. Nie daj się nabrać na stwierdzenia, że koncentrat tanieje, nie było przymrozków, jabłek w tym roku będzie dużo, nie patrz na sąsiada. Na dziś ceny polskiego koncentratu (w zależności od zamówionej ilości i opakowania) mieszczą się w widełkach cenowych 1200 $-1500$ dolarów amerykańskich za tonę. Oznacza to, że nasz surowiec stanowi kilka procent ostatecznej ceny produktu – czytamy w komunikacie sadowników zrzeszonych w AgroUnii z okolic Warki, Góry Kalwarii i Grójca, zagłębia produkcji jabłek na Mazowszu.

Sadownicy uważają, że na rynkach światowych ceny koncentratu jabłkowego wykazują stały trend wzrostowy, a więc nie ma podstaw do obniżania cen – jest to według nich celowe działanie wbrew prawu i ekonomii wymierzone w polskiego rolnika. Sadownicy zrzeszeni w AgroUnii zamierzają walczyć z nieuczciwymi praktykami ze strony firm przetwórczych i handlowych, twierdząc, że UOKiK wraz z innymi instytucjami państwowymi mogłyby robić wiele więcej.

– Jestem jedną z osób biorących udział w interwencyjnym skupie jabłek i jedną z osób poszkodowanych przez spółkę Eskimos. Kilka dni temu Minister Ardanowski zapewnił nas, że w ciągu 6 tygodni otrzymamy nasze pieniądze. Dziś [przyp. red. 8.04.2019 r.] zadzwoniłam do spółki Eskimos z pytaniem czy to prawda, okazało się, że nikt nic nie wie na ten temat. Sytuacja jest dramatyczna – mówiła Marta Przybyś. Minęły trzy tygodnie i nadal nic nie wiadomo w tej sprawie. Żeby sadownikom opłacała się produkcja jabłek powinni zarabiać 40 gr/kg za jabłka przemysłowe i 80 gr/kg za jabłka deserowe.

Sugerowana cena minimalna i umowy kontraktacyjne


Umowy kontraktacyjne i przedziały cenowe po prostu będą martwe i nikt nie będzie po to sięgał ani tego używał. Jak się wczoraj dowiedziałem do Polski jadą jabłka z Ukrainy, ciekawe czy one też będą obejmowane umowami kontraktacyjnymi i czy ktoś będzie to sprawdzał i na to patrzył. Chyba nie, bo w Polsce nikt nie potrafi skontrolować tego co jest na naszym rynku. Znowu pojawią się przepisy, które są martwe – mówił z kolei Michał Kołodziejczak w jednym ze swoich filmów na Facebooku. Według lidera AgroUnii z kolei znakowanie ziemniaków, jako polskie, resort rolnictwa przeprowadził nieprawidłowo. Jeśli nie będzie wprowadzona kontrola surowca na każdym kroku, etykieta nic nie zmieni (przepakowywanie zagranicznego towaru w polskie opakowania, mieszanie z polskim).

Umowy kontraktacyjne, do których zawierania namawia rząd, nie są zawsze dobrym rozwiązaniem, jest wielu rolników, którzy w 2018 r. wyszli na nich jak Zabłocki na mydle, przykładem może być pietruszka, cebula czy pory. W tym roku sytuacja może być podobna, bo już susza dała się we znaki roślinom… 

Jak kontrolować sytuację?

UOKiK po przeprowadzeniu kontroli apeluje do sieci handlowych o wprowadzenie programów, które zagwarantują polskim rolnikom uczciwe ceny za ich produkty. Proponuje wprowadzenie certyfikatów Fair Trade, a to raczej polskich gospodarstw nie uwolni od problemów. Rolnicy mają więcej pomysłów, jak poprawić sytuację gospodarstw zajmujących się produkcją warzyw i owoców
 
– W marketach konsument oszukiwany jest na każdym kroku, jeśli chodzi o znakowanie warzyw, ziemniaków, czy owoców. Z warzywami, ziemniakami to już perfidne oszustwo, kiedy pośrednicy w sprzedaży do marketów importują ziemniaki luzem z zachodu, pakują je w woreczki od 2,5 kg wzwyż i sprzedają jako nasze polskie, dotyczy to też tzw. "gumowych hektarów". To wszystko jest do sprawdzenia i kontroli, a UOKiK jest bierny w tej sprawie – mówi inny producent warzyw z Wielkopolski. 

Według rolnika sytuację powinny kontrolować różne służby; Sanepid, Inspekcja Fitosanitarna, Inspekcja Weterynarii, Inspekcja celno-skarbowa, odpowiednio w marketach, u dostawców do marketów, na przejściach granicznych, w zakładach przetwórczych owoców i warzyw.

– Oczywiście we wszystkich firmach kontrolę może przeprowadzić UOKiK. Na wszystko muszą być faktury, każdy przelew musi mieć potwierdzenie, więc nie problem doszukać się procederu. Z kolei jeśli dany dostawca warzyw i owoców do marketów posiada też gospodarstwo rolne to może oszukiwać sprzedając importowany towar, jako swój wyprodukowany w własnym gospodarstwie. Kontrola tego procederu to nie problem, gdyż w dopłatach bezpośrednich jest wszystko wyszczególnione czego, ile hektarów jest uprawiane w gospodarstwie. Do tego trzeba wprowadzić odpowiednie wydajności z 1 ha danych warzyw czy owoców. Wiadomo, że wydajność np. ziemniaka po przesortowaniu nigdy nie przekroczy 60-70 ton/ha dlatego mnożąc to przez ilość hektarów uprawianych ziemniaków w gospodarstwie otrzymujemy realną roczną produkcję tego asortymentu w gospodarstwie. Tak samo można przeliczyć inne warzywa czy owoce. Np. jeśli dostawca - gospodarz uprawia 200 ha ziemniaków w danym sezonie tzn. że jego maksymalna roczna sprzedaż nie może przekroczyć 14 000 ton oznakowanego polską flagą, polską etykietą ziemniaka. A jeśli według faktur, które wystawił odbiorcy np. marketowi wynika że sprzedał np. 30 000 ton to albo zakupił od innych polskich rolników (na to musi być faktura) albo importował tą różnicę 16 000 ton. Rozumiem, jest wolny rynek niech sobie importuje, ale nie może oznaczyć tego jako produkt polski. I to jest właśnie zadanie dla tych wszystkich służb, w tym UOKiKu – tłumaczy ten sam producent warzyw. 

Niesprawiedliwe i szkodliwe

Kolejną zagadką rynkową jest to, że w Polsce i całej Unii Europejskiej są wprowadzane zakazy stosowania różnych substancji aktywnych, np. do produkcji roślinnej lub zwierzęcej, a towar zawierający nawet śladowe ilości nie może być sprzedany. W krajach poza unijnych te substancje są dopuszczone do użytku, a mięso, warzywa, owoce czy zboża w tej postaci bez problemu przyjeżdżają do Polski, a informacji takowej konsument już niestety nie otrzymuje. Dzięki takim metodom można zmniejszyć importowaną ilość gorszej jakości produktów i zwiększyć spożycie rodzimych. 

Jak zgodnie podkreślają wszyscy nasi rozmówcy, nikt nie sprawdza pozostałości tych środków, a można. Ich zdaniem metod poprawy sytuacji i zmniejszenia importowanego towaru jest wiele, trzeba tylko chcieć.
Dorota Kolasińska
Autor Artykułu:Dorota Kolasińska Redaktorka portalu topagrar.pl
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
24. kwiecień 2024 00:40