Jak żniwują politycy i działacze rolni?
Żniwa to żniwa – nieważne czym zajmujesz się na co dzień. Gdy przychodzi czas zbiorów każdy, kto ma ziemię musi sam lub z pomocą bliskich uporać się ze zbiorem. My sprawdziliśmy, jak żniwują tego lata politycy i rolniczy działacze. Jak łączą codzienne obowiązki w Warszawie z pracą we własnych gospodarstwach?
Czas żniw to okres wytężonej pracy dla wielu rolników. Obowiązkom gospodarskim muszą sprostać także politycy i działacze rolniczy. Podpatrzyliśmy, jak sobie z tym radzą. Łatwo nie jest, ale nie ma zmiłuj - prosto z ławy sejmowej czy zza biurka wskakują do ciągnika. I w pole!
"Kończmy głosowanie, bo siano czeka"
Robert Telus, poseł, przewodniczący sejmowej komisji rolnictwa, wraz z córką prowadzi 80 ha gospodarstwo w Ostrowie k. Opoczna (woj. łódzkie)
Poseł Telus uprawia groch i owies w systemie ekologicznym. Poza tym wraz z córką prowadzi hodowlę zachowawczą konika polskiego. Obecnie znajduje się w niej 50 sztuk zwierząt.
Poseł Robert Telus zbiera groch
W gospodarstwie Telusów w czasie żniw prace rozpoczynają się bladym świtem. Dziś, podobnie jak wczoraj, zbierany jest groch ekologiczny, uprawiany na 20 ha.
- Plony jak na uprawę ekologiczną są całkiem niezłe w tym roku. Sypie ok. 2 tony z ha. Spieszymy się z młóceniem, bo na razie pogoda dopisuje. Oby w weekend się nie popsuła – mówi poseł.

Przewodniczący Robert Telus z czteromiesięczną wnuczką Anielką. W żniwach pomaga cała rodzina!
W prace angażuje się cała rodzina, a także sąsiad – Janusz Ciesielski, dyrektor łódzkiego KOWR-u. Bardzo chętnie pomagają również wnuki i zięciowie.
- Mam dwóch wspaniałych zięciów. To chłopaki z miasta, ale wyjątkowo pracowite. We wszystkim mi pomagają, umieją obsłużyć maszyny, nieraz coś naprawią, także jest nas cały sztab do żniwnych prac – mówi przewodniczący.

Poza zbiorem grochu i owsa, poseł Telus musi też znaleźć czas na pokos siana dla koni.
- No właśnie tydzień temu, na ostatnim posiedzeniu Sejmu poganiałem kolegów, żebyśmy szybciej zakończyli głosowanie, bo akurat miałem suche siano do koszenia – śmieje się poseł. Ale już całkiem poważnie wyjaśnia, że prosto z Sejmu pojechał do domu i od razu wskoczył na ciągnik.
- Zjeść nawet nie zdążyłem, ale siano skosiłem – mówi poseł.
Przyznaje, że pogodzić rolę posła z pracą na roli nie jest łatwo, ale letnia przerwa w posiedzeniach sejmu pozwala na wykonanie większości obowiązków w gospodarstwie.
U posła Kaczmarczyka żniwuje cała rodzina
Norbert Kaczmarczyk, poseł, przewodniczący rolnego zespołu parlamentarnego, członek sejmowej komisji rolnictwa, współprowadzi 300 ha gospodarstwo rodzinne k. Proszowic (woj. małopolskie)
W rodzinnym gospodarstwie państwa Kaczmarczyków pracują rodzice, brat i babcia posła Kaczmarczyka, a w sezonie pomaga także jego wujek. Dominującą uprawą są zboża i rzepak. Oprócz tego jest soja i kukurydza.
Poseł Norbert Kaczmarczyk dziś zbiera pszenicę
- W tym tygodniu kończymy zbiory rzepaku. Wczoraj pojechaliśmy obejrzeć pszenicę, czy już się nadaje do koszenia. A dziś na pierwszych kawałkach zaczynamy młócić – mówi nam Norbert Kaczmarczyk.
U Kaczmarczyków żniwuje cała rodzina
Z plonów jest na razie zadowolony, bo rzepak sypnął w okolicach 4 ton.
- Chociaż były przekropki, to jednak jest susza. Ale nas ratuje dobrej jakości gleba. Mamy tzw. czarnoziem proszowicki, a więc jedną z najlepszych ziemi w Polsce. Dlatego zbiory są przyzwoite – wyjaśnia poseł.
Zarzecki: będę młócił od świtu do nocy
Jacek Zarzecki, prezes Polskiego Związku Hodowców i Producentów Bydła Mięsnego, prowadzi 100 ha gospodarstwo w gminie Biała Piska (woj. warmińsko-mazurskie), hoduje bydło
Aktualnie prezes Zarzecki posiada 130 sztuk bydła rasy Limousine. Oprócz tego uprawia, żyto, proso, owies i pszenżyto. I oczywiście na potrzeby zwierząt, ma łąki.
- Właśnie kończę drugi pokos traw, a w tym tygodniu rozpocząłem żniwa żyta. Jest ono uprawiane w systemie ekologicznym, więc plony nie są duże, ale na pewno są lepsze niż rok temu, bo deszcze poprawiły sytuację. Przede mną jeszcze 90 ha do koszenia, więc dziś i przez kilka najbliższych dni będę młócił od świtu do nocy – mówi Zarzecki.
Ale ma problem, bo w tym roku bardzo mocno wyległo mu żyto.
- Takiej skali wyłożenia jeszcze u siebie nie miałem. Zaraz będę oceniał starty, ale jeśli zakład ubezpieczeniowy każe mi czekać dwa czy trzy tygodnie na rzeczoznawcę, to nie będę czekał – wjadę kombajnem. Żal by mi było zmarnować to, co jeszcze można uratować z tego żyta – mówi Zarzecki.
Dlatego zakasał rękawy i dziś od rana „żniwuje”. Chociaż, jak sam przyznaje, ciężko jest pogodzić pracę na roli z funkcją szefa związku, zwłaszcza w okresie żniw.
- Faktycznie, ten okres jest dla mnie najtrudniejszy. Bo z jednej strony czeka kombajn i pole, a z drugiej konieczność uczestnictwa w spotkaniach ważnych dla sektora wołowiny. No ale żniwa nie trwają długo, więc finalnie zawsze jakoś udaje się jedno z drugim połączyć. Chociaż zawsze po drodze jakieś niespodzianki mogą się przydarzyć, na przykład wiecznie psujący się kombajn! Jego naprawa też zabiera mnóstwo czasu – mówi Zarzecki. I ze śmiechem dodaje, że jego kombajn ma dziwną przypadłość: psuje się tylko w czasie żniw - w pozostałym okresie jego stan jest idealny.
Szmulewicz: cały weekend w pszenicy
Wiktor Szmulewicz, prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych, prowadzi 100 ha gospodarstwo w Święcicach Starych(woj. mazowieckie), hoduje bydło mleczne
Szef samorządu rolniczego też od kilku dni jeździ na kombajnie. Skończył właśnie zbiór rzepaku z 10 hektarów i dziś wjechał w pszenicę.

- Rzepak sypnął na poziomie 4 ton z ha. Rewelacji nie ma, ale cena rekompensuje niski plon, bo w tej chwili w mojej okolicy jest to 1640 zł/t netto. A teraz z synem zaczęliśmy kosić pszenicę. Mam 50 hektarów tej uprawy, jako materiał kwalifikowany siewny. I muszę to zebrać do poniedziałku, bo centrala tego ode mnie wymaga, więc weekend zapowiada się wyjątkowo pracowicie – mówi Wiktor Szmulewicz.
Poza produkcją roślinną prezes KRIR ma też krowy mleczne.
- Od 30 lat próbuję zlikwidować tę produkcję w moim gospodarstwie, no ale jakoś nie mam serca, by pozbyć się tych krów. Produkcja mleczna w takiej skali jak moja jest nieopłacalna, ale utrzymuję ją z sentymentu i przyzwyczajenia – śmieje się Szmulewicz.
Na urlop w pole
Janusz Ciesielski, dyrektor OT KOWR w Łodzi, prowadzi 200 ha gospodarstwo rodzinne

Żeby zebrać plony, wziął dwutygodniowy urlop w pracy.
- Zamiast jechać nad morze, jeżdżę na kombajnie! Żniwa zaczęliśmy trzy tygodnie temu od traw. W czwartek skończyliśmy kosić rzepak. Ale sypnął dość słabo – ok. 3 t/ha. W czasie kwitnienia wiele strąków się nie zawiązało, były puste, stąd niższy plon. Cena wynosi teraz 1600 zł/t netto, więc też bez rewelacji – mówi dyrektor Ciesielski.Dyrektor Janusz Ciesielski pomagał wczoraj w żniwach posłowi Robertowi Telusowi. Teraz liczy na rewanż
Dyrektor OT KOWR dziś zaczął zbiór grochu.
- To zawsze duże wydarzenie w naszym gospodarstwie. Ale i wyzwanie, bo brakuje rąk do pracy. Liczę, że poseł Telus, któremu wczoraj pomagałem w zbiorach grochu, odwdzięczy się i pomoże w żniwach w naszym gospodarstwie. No w końcu, kto zrobi to lepiej niż przewodniczący komisji rolnictwa! – śmieje się Ciesielski.
Przed dyrektorem Ciesielskim jeszcze zbiory zbóż.
- Tak dobrałem uprawy do gospodarstwa, by plonowały w różnym czasie, by tę prace można było rozłożyć – wyjaśnia dyrektor.
Żniwa także w sadzie
Marcin Wroński, zastępca dyrektora generalnego KOWR, pod Inowrocławiem (woj. kujawsko-pomorskie) na 30 arach prowadzi sad
Swoje żniwa niedługo zaczną sadownicy, a wśród nich dyrektor Marcin Wroński. W jego sadzie znajduje się 140 drzewek owocowych: jabłonie, wiśnie, czereśnie, brzoskwinie, morele i grusze. Jest nawet leszczyna. Choć to bardziej hobby niż zajęcie zarobkowe, to i tak wymaga pielęgnacji i wielu zabiegów.
Marcin Wroński, zastępca dyrektora KOWR, każdy weekend spędza na pracach w sadzie
- Każdy weekend od marca poświęcam na pracę w sadzie. A jak trzeba w tygodniu wykonać zabieg, bo jakaś choroba zagraża, to po przyjeździe z biura do domu (a mam dwie godziny drogi!), zakasuję rękawy i pryskam. Nie raz kończę zabiegi o 22.00-23.00, a potem parę godzin snu i znów z powrotem do Warszawy. Tak było ostatnio, gdy miałem problem z plamistością liści na wiśniach i czereśniach – mówi dyrektor Wroński. Ale dodaje, że sad to jego pasja, więc jest ważniejszy niż spanie.
Swoje owoce zrywa sam. Większość rozdaje rodzinie i znajomym, część przetwarza na soki lub dżemy, też na własny użytek.
ksz