Reklama zniknie za 11 sekund

Strona główna>Artykuły>Prawo>Aktualności>

Wilk – krwawy król Bieszczad

Po objęciu wilka w końcu ub. wieku ścisłą ochroną gatunkową, jego populacja niebezpiecznie wzrosła. Załamują ręce hodowcy owiec, rozpaczają po stracie w paszczy drapieżnika właściciele psów, ludzie coraz mocniej obawiają się o swoje pociechy.

Andrzej Sawa28 lipca 2017, 08:00
– Wataha wysyła jednego ze swego grona, czasem dwa, żeby zajęły uwagę psom pasterskim, a kiedy te bronią stada, reszta morduje. Zdarzało się, że podczas jednego ataku zagryzionych było kilkanaście owiec, z czego tylko jedna posłużyła im za żer. Wilk to urodzony morderca – uważa Renata Kozdęba z Lutowisk w pow. bieszczadzkim.

Nasza rozmówczyni pochodzi z Podhala, stąd jej ogromna pasja do owiec. W 54-hektarowym gospodarstwie utrzymuje 90 matek rasy czarnogłówka z pochodzeniem. Uczestniczy w programie ras lokalnych zachowawczych. Jest członkiem Zarządu Regionalnego Związku Hodowców Owiec i Kóz w Nowym Targu, a jeszcze do niedawna była jego wiceprezesem.

O owczarstwie może rozmawiać godzinami, bo utrzymuje się z niego od 35 lat, ale tyleż samo może opowiadać o wilkach, z którymi batalię toczy od ponad dwóch dekad. A tak mało brakowało, by w starciu z nimi został rozszarpany jej syn.

Morderca pod ścisłą ochroną


– Kilka lat temu wataha przed północą wdarła się do koszaru, gdzie nocowały owce. Zgiełk usłyszał 18-letni wówczas syn. Ruszył sam, ale wnet zadzwonił do nas z telefonu komórkowego.
Mamo! Szybko, bo sam już nie daję rady! – usłyszałam. Zdążył na szczęście skoczyć na ciągnik, odpalić go. Było ciemno, widział tylko jarzące się pary ślepi. Gdy dobiegliśmy z mężem, widzieliśmy kilka uciekających cieni, ale w koszarze bestie nadal mordowały owce. Miałam siekierę, w emocjach ruszyłam z nią na morderców, uciekły – wspomina krwawe zajście Renata Kozdęba.

Podkreśla, że gdyby nie komórka, syn z pewnością zostałby przez nie rozszarpany. Kończy opowieść słowami, że ostatni z drapieżników, salwując się ucieczką wyrwał stalową siatkę, która wkopana była 0,5 m w ziemi. A może wataha weszła tym podkopem?

Największe masakrowanie ich stada miało miejsce w 2014 r. – zagryzionych zostało łącznie 48 owiec, rok później padły 22 sztuki, a w ub.r. już tylko 12.

– Na Słowacji i Ukrainie wolno strzelać, u nas obowiązuje całkowita ochrona gatunku. Skutek tego jest taki, że całe tamtejsze watahy wędrują do Polski, bo tu czują się bezpiecznie – uważa Kozdęba.



Oficjalnie szacuje się, że populacja wilka w Bieszczadach liczy 300 osobników, ale ona jest zdania, że jest ich przynajmniej o 100 więcej. Szkody w jej stadzie zaczęły się pod koniec lat 90. ubiegłego wieku. Wtedy właśnie – jak podkreśla – zaczęło się masakrowanie inwentarza. A przypomnijmy, że od 1995 r. gatunek ten jest pod ścisłą ochroną w części Polski, a od 1998 r. w całym kraju.    as

Więcej na ten temat w najnowszym, sierpniowym wydaniu "top agrar Polska".


Picture of the author
Autor Artykułu:Andrzej Sawa
Pozostałe artykuły tego autora

Ważne Tematy

Polskie Wydawnictwo Rolnicze Sp. z o.o., ul. Metalowa 5, 60-118 Poznań. Akta rejestrowe przechowywane w Sądzie Rejonowym Poznań - Nowe Miasto i Wilda w Poznaniu, VIII Wydziale Gospodarczym, KRS 0000101146, NIP 7780164903, REGON 630175513, kapitał zakładowy: 1.000.000 PLN.

Wszystkie prezentowane w ramach niniejszego portalu treści są własnością Polskiego Wydawnictwa Rolniczego Sp. z o.o., są zastrzeżone i chronione prawem autorskim, kopiowanie i dalsze rozpowszechnianie treści jest zabronione. (art. 25 ust. 1 pkt 1b ustawy z 4 lutego 1994 roku o prawie autorskim i prawach pokrewnych)