Artykuł dostępny
r e k l a m a
- Protestujemy, bo ceny skupu ceny trzody chlewnej, drobiu i ziemniaków są skandalicznie niskie. Brakuje też rynków zbytu. To dramat, że my nie mamy gdzie sprzedać swoich produktów – mówi w rozmowie z nami Dariusz Ciochanowski, koordynator AgroUnii na Podlasiu.
- Na Podlasiu straszą puste chlewnie po wybitych przez ASF świniach. Często to były duże inwestycje. Do tej pory stoją w nich nieużywane automaty paszowe, paszociągi, mieszalnie pasz czy przenośniki. Rolnicy boją się wznawiać chów, bo jak znów wirus zaatakuje, to już chyba tylko sznur zostanie. Część z nich czeka też od wielu lat na odszkodowania od państwa, ale pieniędzy nie widać. Produkcji więc nie ma, a banki domagają się spłat kolejnych rat kredytów. Skąd na to brać? – mówi Ciochanowski.
r e k l a m a

- U mnie wybito 445 tuczników, u sąsiada, gdzie tylko jedno zwierzę chorowało i było w innym stadzie, zlikwidowano wszystkie świnie - łącznie 1066 sztuk – mówi Ciochanowski.
Protestujący na Podlasiu rolnicy nie rozumieją więc nagonki mediów i konsumentów na niedzielną akcje AgroUnii, podczas której na ulicę Warszawy działacze wyrzucili jajka, kapustę i martwą świnię. Ich zdaniem to nie było w żaden sposób marnowanie żywności, a jedynie pokazanie, że takich produktów w zaciszu gospodarstwa, z dala od kamer marnuje się dużo więcej. Bo po prostu nie ma jej gdzie sprzedać, więc rolnik wyrzuca ją na pole lub do rowu.
- Na półkach sklepowych królują owoce i warzywa z importu, a zakłady mięsne ściągają tuczniki z zagranicy. W związku z tym na wewnętrznym rynku brakuje miejsca na polską żywność. To jest chore. Tak samo jak chore jest wybijanie zdrowych świń. Media i konsumenci robią wielkie halo o jedną wyrzuconą przez nas świnię. To niechby zobaczyli, jak wygląda wybijanie zdrowych świń przez to, że u sąsiada jest ASF albo że jedna świnia w stadzie ma wirusa. Do takiego gospodarstwa wjeżdża policja, straż pożarna, weterynaria, ekipa do wybijania. Zwierzęta są zabijane prądem, a krew się leje wszędzie. Jakby to zobaczyła pani redaktor Agnieszka Gozdyra, przewodniczący komisji rolnictwa Robert Telus czy minister Adam Andruszkiewicz, którzy tak mocno krytykowali naszą akcję, to może zrozumieliby, że my tę świnię wyrzuciliśmy, by zaprotestować przeciwko wybijaniu zdrowych zwierząt, braku rynku zbytu i sprowadzaniu do Polski tuczników – wyjaśnia Ciochanowski.

Polecany artykuł

Ponad 200 ciągników w Berlinie. Niemieccy rolnicy protestują
Do protestujących rolników wyszedł wojewoda podlaski Bohdan Paszkowski. Rozmawiał z nimi m.in. walce z ASF i niewypłaconych odszkodowaniach dla producentów wybitych świń. Rolnicy domagali się, by zadzwonił do ministrów rolnictwa, środowiska i sprawiedliwości. Paszkowski poprosił o spisanie postulatów.
- Niech pan się nie zasłania COVID-em. Wy będziecie mieli święta syte, a my? Jak żyć? – pytali wojewodę rolnicy.

Protestujący przyznali, że w każdego Sylwestera życzą sobie dobrego roku, ale to się nie sprawdza.
- Co roku jest tylko gorzej. Dramat rolników trwa. Ostatnio doszła do nas smutna informacja, że nasz 26-letni kolega, producent ziemniaków, popełnił samobójstwo. Zostawił żonę w ciąży. Takich tragedii będzie coraz więcej, jeżeli rząd nie zrobi nic z tym, by rolnikom zapewnić uczciwy zbyt – mówi Ciochanowski.
ksz, fot. Dariusz Ciochanowski
Widziałeś już nasze video "Protest rolników w Kleszczewie: "Ze wsi chce się zrobić skansen""?
r e k l a m a
r e k l a m a