StoryEditor

Rolnictwo a zmiany klimatu. Co nas czeka w najblizszych latach?

Rolnik to od zawsze ciężki zawód, bo jego jego nawet najcięższa praca nie przynosi oczekiwanych efektów, gdy najbardziej istotny czynnik w produkcji roślinnej - czyli pogoda - jest nieprzewidywalny. Hasło "zmiana klimatu" brzmi w uszach rolników od kilku lat i brzmi coraz głośniej. Ale to nie wszystko. Nowy unijny Zielony Ład wymusi na rolnikach zmiany w podejściu do gospodarowania na roli z większą troską o środowisko, a rynek wymusi na nich by produkowali to, co czego oczekują konsumenci.
24.03.2021., 21:03h
Ostatnie lata uwypukliły to jak bardzo rolnictwo zależne jest od pogody. W 2018, 2019 i częściowo w 2020 roku nasz kraj nawiedziły susze rolnicze. Roczne normy opadów były od 200 do 300 mm niższe od średniej wieloletniej. Przez niedobór opadów deszczu rolnicy nie zebrali z pól nic, zebrali znacznie mniej niż zazwyczaj lub zebrali plony, ale gorszej jakości i mieli problem ze znalezieniem na nie kupców.

Ale zmiany klimatu to nie tylko susze, ale i inne, nagłe zjawiska pogodowe. I właśnie dlatego w jednych rejonach Polski czy Europy dokucza susza, a w innych występują burze i opady deszczu nawalnego, huragany czy gradobicia. Każdy z tych czynników jest destrukcyjny dla rolnictwa i niszczy w części lub w całości rolnicze plony.

Trzeba zacząć szanować wodę


– Konieczna jest zmiana sposobu gospodarowania wodą, w przeciwnym wypadku możemy spodziewać się daleko idących zmian w produkcji rolnej, wzrostu cen i ograniczenia spożycia mięsa – prognozuje prof. dr hab. Mateusz Grygoruk z Wydziału Budownictwa i Inżynierii Środowiska, Katedry Inżynierii Wodnej w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie na łamach serwisu energetyka24.com.

Z ekspertyzy „Woda w rolnictwie” cytowanej przez portal energetyka24.com wynika, że rolnictwo wykorzystuje ok. 70 proc. odnawialnych zasobów wodnych. Na kolejnych miejscach jest przemysł (20 proc.) i cele komunalne (10 proc.). W przypadku wód pobieranych przemysł jest liderem (70 proc.), a rolnictwo i leśnictwo wykorzystują ok. 10 proc. Jeżeli jednak trend w produkcji żywności zostanie utrzymany i jednocześnie będą postępowały zmiany klimatu skutkujące suszami, zapotrzebowanie na wodę będzie rosło. Przy szacowanym wzroście popytu na żywność o 60 proc. do 2050 roku powierzchnia upraw nawadnianych ma się zwiększyć o więcej niż 50 proc. W Polsce areał upraw wymagających nawadniania może wzrosnąć nawet o 300 proc.

Na co zużywamy wodę?


W Polsce woda pobierana na potrzeby gospodarki i ludności w ok. 80 proc. pochodzi z zasobów wód powierzchniowych. Pozostałe 20 proc. to woda podziemna przeznaczona głównie na zaopatrzenie ludności lub przemysłu spożywczego czy farmaceutycznego. Ostatnie 3 lata suszy sprawiły, że przybyło w rolnictwie studni głębinowych, z których nawadniane są pola, zwłaszcza te, na których uprawiane są warzywa. W rejonach typowo warzywniczych jak okolice Kalisza czy Sieradza, studnie głębinowe mają głębokość ponad 100 metrów i zaczyna w nich brakować wody.

Jak informuje energetyka24.com, Polska należy do europejskich krajów zagrożonych deficytem wody. Poziom wód gruntowych w naszym kraju obniżył się w ostatnich kilku latach o 2 m. W latach 1946–2016 średnia roczna zasobów wodnych przypadająca na jednego mieszkańca wynosi w Polsce ok. 1,8 tys. m3 (w Europie – 5 tys. m3), a w latach o mniejszych opadach – 1,1 tys. m3. Próg 1,7 tys. m3 na osobę jest już granicą „stresu wodnego”.

Jak oceniają autorzy ekspertyzy „Woda w rolnictwie”, pomóc mogłoby wprowadzenie pakietów retencyjnych w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2021–2027. Ich celem byłoby wspieranie rolników – użytkowników terenów nadrzecznych i mokradłowych – w zatrzymaniu wody lub ograniczania jej odpływu na zarządzanym przez nich terenie. Skutecznie pomóc w walce z suszą mogłaby jednak przede wszystkim naturalna retencja i renaturyzacja ścieków wodnych. W przeciwnym wypadku mogą nas czekać trwałe zmiany w produkcji rolnej, nie tylko w Polsce, ale też całej Europie.

Czarny scenariusz

Zmiany w strukturze upraw w Polsce już następują. Najlepszym przykładem jest tutaj soja. Jeszcze 10 - 15 lat temu nikt na powaznie nie myślał o jej uprawie w Polsce. Dziś klimat temu sprzyja. Coraz trudniej jest uprawiać zboża jare, które z uwagi na niedobór wiosennych opadów dają coraz niższe plony. Bez nawadniania trudno też dziś uprawiać warzywa, ziemniaki czy też buraki cukrowe. Niedobory wody mogą docelowo ograniczyć ich areał i zbiory w Polsce.

To, czego równie mocno boją się rolnicy, to coraz większa presja organizacji ekologicznych by rezygnować z produkcji mleka, chowu trzody chlewnej, bydła mięsnego czy drobiu. Argumentując to koniecznością troski o klimat ekolodzy lobbują (bardzo skutecznie) w Sejmie za wprowadzaniem przepisów, które będą zmuszały rolników do zmniejszania skali produkcji zwierzęcej. Ostatnio posłowie przegłosowali w sejmie nowelizację ustawy, która znacznie utrudni rolnikom budowę nowych obór, chlewni czy kurników na wsi. Ale lobby ekologiczne działa nie tylko w Polsce, ale i w Parlamencie Europejskim. Działalność eurodeputowanej Sylwii Spurek jest tutaj najlepszym przykładem.

Zmiany klimatu na pewno zmienią rolnictwo. Jak bardzo? Pokażą to już najbliższe lata.

oprac. bcz
Źródło: energetyka24.com
Fot. pixabay
Bartłomiej Czekała
Autor Artykułu:Bartłomiej Czekała Redaktor naczelny portalu topagrar.pl, dyrektor PWR online
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
19. kwiecień 2024 04:54