Jesteś w strefie Premium
Covid–19 wpłynie na zwiększenie identyfikowalności mięsa?

Zauważyliśmy pewien trend, który pojawił się na wielu światowych rynkach wołowiny, piszą o tym media rolnicze zarówno w UE i rynkach krajów trzecich. Jedno jest pewne – mięso wymaga zwiększenia identyfikowalności.
W Polsce pierwsze koty za płoty – od września br. ma wejść w życie przepis, mówiący o obowiązku znakowania mięsa drobiowego, jagnięciny i wieprzowiny flagą kraju pochodzenia. Niestety, w tym rozporządzeniu nie znajdziemy wołowiny i cielęciny na liście, gdyż od 2018 r. istnieje przepis na poziomie unijnym, mówiący o obowiązku znakowania wołowiny i cielęciny krajem pochodzenia (podpisem), ale nie flagą.
Jako konsument nie zauważyłam w sklepach spożywczych w dziale mięsnym informacji przy danym elemencie wołowiny – nie widać specjalnie aby ktokolwiek przejmował się tym przepisem i nie ma nadal widocznych informacji na temat kraju pochodzenia.
Zacznijmy od tego, że w większości sklepów nie można kupić określonych elementów wołowiny poza szpondrem i udźcem. Częściej z taką sytuacją spotykam się w sieciach handlowych, pojawia się tam polędwica, antrykot czy rostbef, nawet czasami podpisany krajem pochodzenia (głównie jednak są to produkty zagraniczne). Może nasze bydło mięsne nie ma antrykotu i polędwicy…
Jako konsument nie zauważyłam w sklepach spożywczych w dziale mięsnym informacji przy danym elemencie wołowiny – nie widać specjalnie aby ktokolwiek przejmował się tym przepisem i nie ma nadal widocznych informacji na temat kraju pochodzenia.
Zacznijmy od tego, że w większości sklepów nie można kupić określonych elementów wołowiny poza szpondrem i udźcem. Częściej z taką sytuacją spotykam się w sieciach handlowych, pojawia się tam polędwica, antrykot czy rostbef, nawet czasami podpisany krajem pochodzenia (głównie jednak są to produkty zagraniczne). Może nasze bydło mięsne nie ma antrykotu i polędwicy…
Jednak w klasycznych osiedlowych spożywczych na pytania: – Przepraszam, skąd pochodzi to mięso i jaki to element? – sprzedawca robi wielkie oczy i nie jest w stanie odpowiedzieć.
Od września sklepy sprzedające w.w. gatunki mięsa będą poddawane kontrolom IHARS. Sklepy, które nie dostosują się do przepisów znakowania mięsa krajem pochodzenia – symbolem flagi lub zwyczajny podpisem, otrzymają kary (taką informację podał Departament Jakości Żywności MRiRW). Miejmy nadzieję, że przepis unijny dotyczący mięsa wołowego i cielęciny również będzie częściej respektowany i kontrolowany.
W wielu krajach podczas koronawirusa w mediach informowano o tym, że w czasie kryzysu należy wspierać, bardziej niż kiedykolwiek krajową gospodarkę, polskich rolników przeróżnymi medialnymi akcjami, kupując lokalnie wytworzone produkty rolno-spożywcze. Z mięsem było ciężko...
Łatwiej jest z produktami w opakowaniach (chociaż też nie zawsze, bo mięso przepakowywane w zakładach, może wówczas pochodzić z innego kraju i trudno to sprawdzić), gorzej z mięsem kupowanym na wagę, bo oprócz napisu „skrzydełka” – jeśli konsument przypadkiem nie wiedziałby, że to skrzydełka – na etykietach z ceną, nie ma informacji o kraju pochodzenia. Zrodziła się wówczas potrzeba, nie tylko wśród polskich konsumentów, ale również za granicą, aby mieć tę możliwość podjęcia decyzji – kupuję krajowe lub zagraniczne produkty. Jednocześnie – przedstawiciele Komisji Europejskiej nie popierają takich działań, gdyż jest to wbrew zasadom jednolitego rynku.
Potrzeba identyfikowalności mięsa (nie tylko w przepisach), nie pojawiła się nagle podczas wybuchu choroby – ona istniała od wielu lat. Można więc powiedzieć, że jednym z pozytywnych aspektów, które wymusił i pozostawił po sobie kryzys COVID-19 jest wprowadzenie nowych przepisów o znakowaniu mięsa. Czy będą one respektowane i kontrolowane? Na rezultaty musimy cierpliwie poczekać.
dkol
Od września sklepy sprzedające w.w. gatunki mięsa będą poddawane kontrolom IHARS. Sklepy, które nie dostosują się do przepisów znakowania mięsa krajem pochodzenia – symbolem flagi lub zwyczajny podpisem, otrzymają kary (taką informację podał Departament Jakości Żywności MRiRW). Miejmy nadzieję, że przepis unijny dotyczący mięsa wołowego i cielęciny również będzie częściej respektowany i kontrolowany.
W wielu krajach podczas koronawirusa w mediach informowano o tym, że w czasie kryzysu należy wspierać, bardziej niż kiedykolwiek krajową gospodarkę, polskich rolników przeróżnymi medialnymi akcjami, kupując lokalnie wytworzone produkty rolno-spożywcze. Z mięsem było ciężko...
Łatwiej jest z produktami w opakowaniach (chociaż też nie zawsze, bo mięso przepakowywane w zakładach, może wówczas pochodzić z innego kraju i trudno to sprawdzić), gorzej z mięsem kupowanym na wagę, bo oprócz napisu „skrzydełka” – jeśli konsument przypadkiem nie wiedziałby, że to skrzydełka – na etykietach z ceną, nie ma informacji o kraju pochodzenia. Zrodziła się wówczas potrzeba, nie tylko wśród polskich konsumentów, ale również za granicą, aby mieć tę możliwość podjęcia decyzji – kupuję krajowe lub zagraniczne produkty. Jednocześnie – przedstawiciele Komisji Europejskiej nie popierają takich działań, gdyż jest to wbrew zasadom jednolitego rynku.
Potrzeba identyfikowalności mięsa (nie tylko w przepisach), nie pojawiła się nagle podczas wybuchu choroby – ona istniała od wielu lat. Można więc powiedzieć, że jednym z pozytywnych aspektów, które wymusił i pozostawił po sobie kryzys COVID-19 jest wprowadzenie nowych przepisów o znakowaniu mięsa. Czy będą one respektowane i kontrolowane? Na rezultaty musimy cierpliwie poczekać.
dkol
Przeczytaj również
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora