Razem na ojcowiźnie

Młoda para zdecydowała się na zmianę profilu upraw, by zachować ojcowiznę i dalej prowadzić gospodarstwo. Z niecierpliwością oczekują narodzin pierwszego dziecka.
Julia
Paweł oświadczył się Julii po dwóch latach znajomości. Po kolejnych dwóch odbył się, we wrześniu 2017 r., ślub z prawdziwym, śląskim weselem. Na tłuczenie szkła przed domem panny młodej tzw. purtelam, przyszło 100 osób, a tradycyjny, pieczony przez Julię i panie z rodziny, placek kołoc młodzi rozwozili wśród bliskich i przyjaciół przez dwa dni.– Szybko nauczyłam się piec i gotować. Moi rodzice wyjechali na stałe do pracy do Niemiec, to pomogło mi się usamodzielnić. Prowadziłam gospodarstwo domowe z bratem. Kiedy związek z Pawłem się rozwinął, wiedziałam, że przeprowadzę się do niego. Jego rodzice mnie polubili. Jeszcze przed ślubem często bywałam u nich, nawet gdy Pawła nie było w domu. Stosunki z przyszłymi teściami dobrze się układały, dlatego przeprowadzka nie była dla mnie problemem – przyznaje Julia.
Paweł
W domu rodzinnym Pawła na parterze mieszkają rodzice, na pierwszym piętrze siostra z rodziną, a małżonkowie jeszcze przed ślubem wyremontowali sobie drugie piętro. Podniesienie dachu było sporym obciążeniem finansowym, dlatego młodzi mieszkanie wykończyli wspólnie już po ślubie.– Wiem, że czasami muszę ugryźć się w język, żeby nie wyprowadzać z równowagi żony, która boryka się z naturalnymi w jej stanie huśtawkami nastroju – stwierdza z wyrozumiałością mąż. – Muszę też zabezpieczyć rodzinę finansowo, dlatego oprócz prowadzenia własnego gospodarstwa zarobkowo pracuję w 500-hektarowym gospodarstwie w całości obsadzonym warzywami. Z wykształcenia i z praktyki jestem ogrodnikiem, mam do tego smykałkę i lubię to robić, a dodatkowe pieniądze się przydają – przyznaje gospodarz.
_medium.jpg)
Już nie warzywa
Paweł otrzymał gospodarstwo od rodziców, gdy miał 23 lata.– Rodzice przekazali mi 6 ha ziemi, które od dawna były obsadzane warzywami. Teraz marchew musi mieć kształt i długość pod linijkę, a na naszej ziemi już nie dawało się osiągnąć wystarczająco dobrych efektów. Środki są drogie, przy warzywach jest dużo pracy, a czasami było trudno je sprzedać. Nieraz musieliśmy zaorać pole, nawet nie zbierając plonów – wspomina. – Myślałem, żeby wszystko rzucić, iść do pracy i niczym się nie przejmować. Nie mogłem sobie jednak wyobrazić, że sprzedam naszą ziemię – przyznaje Paweł.
– Jeśli miałem nadal prowadzić gospodarstwo, wiedziałem, że muszę pozyskać większy areał. Zacząłem dzierżawić ziemię i obsiewać ją zbożem. W ciągu 4 lat, odkąd przejąłem gospodarstwo doszły 24 ha. Na początku nie mieliśmy kombajnu zbożowego, a sprzętu użyczał nam mój kuzyn. Widząc dobre efekty zmian, zdecydowałem się na zakup używanego kombajnu z własnych środków. Już nie myślę o porzuceniu ojcowizny – z dumą przyznaje młody gospodarz. – Złożyłem wniosek o dofinansowanie w ramach programu „Młody rolnik”. Teraz czekamy na rozstrzygnięcie – stwierdza Paweł.
– Przy zbożach jest mniej pracy i żona nie musi wychodzić już w pole – przyznaje rolnik. – Z powodu suszy kapusta prawie nie rośnie, podobnie jak inne warzywa i wszyscy wokół na to narzekają. Ja jestem zadowolony ze zmiany, choć już wiem, że plon ze zbóż będzie mniejszy, niż się spodziewałem. Pszenica ozima wygląda dobrze, ale kukurydza z uwagi na deficyt wody gorzej – stwierdza rolnik.