StoryEditor

Koniec kwot i co dalej?

Od dziś przestaje obowiązywać system kwot mlecznych. Funkcjonował on w Unii przez 30 lat (w Polsce krócej, bo 11).  Jego celem była stabilizacja ceny, choć jak wielu uważa, nie do końca cel ten został osiągnięty, bowiem jak wszyscy pamiętamy wahania cen mleka sięgały nawet 30%.
01.04.2015., 13:04h

System kwotowania miał zarówno swoich przeciwników i zwolenników. Z biegiem czasu tych pierwszych przybywało. Uważali oni, że każdy kraj powinien produkować tyle mleka, ile jest w stanie, tym bardziej, że w skali UE limit nigdy nie został przekroczony. Koniec kwotowania przypadł, niestety, w najgorszym możliwym dla Polski momencie – z jednej strony embargo rosyjskie i niepewna sytuacja za naszą wschodnią granicą, z drugiej strony największa w całym okresie limitowanej produkcji kara za przekroczenie przyznanego Polsce limitu oraz spadek cen mleka w ostatnim półroczu. Wszystkie te czynniki sprawiły, że polski hodowca mało optymistycznie podchodzi do rzeczywistości „pokwotowej”.

Mieć ciasteczko i zjeść ciasteczko
Polacy optowali za pozostawieniem kwot, mimo że system kwotowania wielu producentów mleka ograniczał i nie pozwalał na rozwój gospodarstw na taką skalę, jakiej by sobie życzyli. Alternatywą jest wolny rynek i jego twarde prawa, ale zasad rynku polski rolnik boi się jeszcze bardziej. Choć po wprowadzeniu przez Rosję embarga na nasz nabiał, niektórzy dostrzegli wreszcie problem. W dzisiejszych czasach opieranie się na eksporcie w jednym kierunku jest dość ryzykowne, a ostatni rok nam to brutalnie uświadomił.

Ameryka się cieszy
Z unijnego systemu kwotowania najbardziej cieszą (cieszyli) się… Amerykanie. W ostatnich latach światowy popyt na mleko i jego przetwory szybko rośnie. Obiecującymi rynkami są szczególnie Chiny i Indie. A skoro UE miała narzucony limit produkcji, Amerykanie mogli bez przeszkód „zagospodarowywać” tamten rynek. Dalsze utrzymywanie kwot groziło więc całkowitym opanowaniem azjatyckich rynków przez dostawców spoza Unii.

Mocne i słabe strony
Tych pierwszych jest zdecydowanie mniej – naszym atutem jest niewątpliwie tańsza produkcja i niższe koszty pracy niż na zachodzie Unii. Moglibyśmy więc być bardziej konkurencyjni. Ale czy jesteśmy? Małym gospodarstwom, nawet przy niskich kosztach pracy, trudno konkurować z europejskimi farmerami. Jednym słowem polskie gospodarstwa są za małe, ale proces ich powiększania toczy się nadzwyczaj powoli. Rolnicy, którzy niczego nie produkują, nie sprzedają ziemi, ponieważ rezygnowaliby w ten sposób z fundowanych przez państwo emerytur i proponowanych przez Unię dopłat.

Osobny rozdział to polskie przetwórstwo – mamy ponad 200 mleczarni, ale wszystkie, jak na światowe warunki – niewielkie. Tylko pięć jest bardzo dużych, z czego dwie: Mlekovita i Mlekpol mają obroty po 2 mld zł i skupują po miliard litrów mleka rocznie.

W Europie największe koncerny raportują obroty –Nestlé (Szwajcaria) – 21,3 mld euro, Danone (Francja) – 15,2 mld euro oraz Groupe Lactalis (Francja) – 14,6 mld euro, holenderska FrieslandCampina – 11,2 mld Euro, Arla Foods (Dania, Szwecja, Niemcy) – 9,4 mld. Oni mają szansę powalczyć o rynek azjatycki, tym bardziej, że niemieccy i holenderscy hodowcy przez następne 5 lat planują zwiększyć produkcję o 20%, a Irlandia nawet o 50%. My też, pod warunkiem, że nasze mleczarnie od rozmów o konsolidacji i współpracy przejdą do czynów.

Oby więc szansa, na zawojowanie rynków światowych znów nie przeszła nam koło nosa, tak jak straciliśmy rynek wieprzowiny.    mwie

Mira Wieczorek
Autor Artykułu:Mira Wieczorek
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
25. kwiecień 2024 00:52