StoryEditor

Niezwykła „Historia gospodarstwa i rodziny Kapturskich”

Wyjazd do Ameryki, duże pieniądze, rabunek, strzelanina, a potem zaciekła walka o przeżycie w czasie wojny… Brzmi jak recenzja filmu, tymczasem to fragment historii pewnej rodziny, mieszkającej na wsi, prowadzącej – jak wielu innych rolników – gospodarstwo.
16.03.2018., 13:03h
W ciężkich, przedwojennych czasach Julian Kapturski razem ze swoim bratem wyjechał do Ameryki na zarobek. Po powrocie z zarobionych pieniędzy kupił narzędzia oraz dał córce Genowefie posag, dzięki któremu ożeniła się z Mieczysławem Kobierskim i zamieszkała w mieście Kruszwica. Jednak jeszcze przed ich ślubem złodzieje napadli na dom Juliana, chcąc zabrać zarobione pieniądze. Wywiązała się strzelanina. Złodzieje ukryli się za wozem ze słomą i bezlitośnie strzelali do domowników. Ukrywający się w domu gospodarz, razem z najstarszymi synami, również strzelał. Szybko z pomocą w obronie przybyli sąsiedzi i wspólnie złodziei wypędzili… – to tylko jeden z licznych ciekawych fragmentów wspomnień zatytułowanych „Historia gospodarstwa i rodziny Kapturskich”, spisanych przez Agnieszkę Kapturską, laureatkę naszego konkursu „100 lat mojego gospodarstwa”. Historia zwykłych ludzi bywa czasami najbardziej niezwykła i pełna zaskakujących momentów. Losy Juliana Kapturskiego z pewnością tego dowodzą.

Ta niezwykłość została doceniona przez komisję konkursu "100 lat mojego gospodarstwa". Wybór najlepszej pracy nie był łatwy, ponieważ zgłoszeń było bardzo dużo, jednak jedna szczególnie nas ujęła. Poniżej zamieszczamy fragment konkursowej pracy:

Wspomnienia
Postanowiłam opisać historię gospodarstwa i losy rodziny Kapturskich, w oparciu o wspomnienia mojego męża i teścia. Bardzo długo zwlekałam z tym, ale ta myśl, nie dawała mi spokoju.

Dedykowane moim teściom, Agnieszka Kapturska
Czas wędrówki
Rodzice mojego teścia Zofia i Julian Kapturscy pochodzili z rodzin rolniczych.
Julian urodził się 13 kwietnia 1883 roku. Miał dwie siostry i dwóch braci. Zofia (z domu Stryganek) urodzona 1883 roku, miała brata. Pobrali się w 1910r. i zamieszkali we wsi Kamionka (gm. Kleczew, woj. wielkopolskie) w gospodarstwie Juliana.

W 1911r. przyszedł na świat ich pierwszy syn Franciszek, następnie w 1913r. córka Genowefa, w 1915r. druga córka Czesława, w 1917r. syn Stefan i w 1919r. syn Feliks. Julian sprzedał w 1920r. gospodarstwo w Kamionkach i przeniósł się z rodziną do kupionego gospodarstwa w Padniewku pod Mogilnem. Tam urodziło się jeszcze dwóch synów, Edward 1922 i dwa lata później 7 maja, mój teść Adam.

Jednak w 1928r. ojciec mojego teścia sprzedał gospodarstwa w Padniewku i wyjechał z żoną, dziećmi i swoją mamą do Grodna. Tam nabył dużą posiadłość, resztówkę majątku około 100 hektarów (na tym terenie liczone we włókach ziemi) w miejscowościach Rusota Zabłoć. Z tego co opowiadał i pamiętał mój teść zamieszkali w drewnianym dworze, w którym było 14 pokoi. Na terenie posiadłości znajdował się kilku hektarowy  sad z dużą ilością drzew orzechowych, nawet w tym ogrodzie odbywały się co tydzień zabawy wiejskie. Julian miał głowę do interesów. Sprzedawał drzewa orzechowe na meble Żydom i dobrze na tym zarabiał.

Ojciec mojego teścia spotykał się z różnymi ludźmi i coraz częściej mówiono, że będzie wojna. Tereny, na których mieszkali z pewnością nie będą należały już do Polaków. Pewien dobry człowiek, który przyjechał z Ameryki, powiedział mu, że ma pan dużą rodzinę i robi się niebezpiecznie, lepiej niech stamtąd wjedzie. Julian posłuchał rady przyjaciela i sprzedał swą posiadłość Litwinowi, Stanisławowi Ejnarowiczowi.
Poszukiwanie nowego miejsca
Dziadek mojego męża udał się w 1931 roku do swojej rodziny w centralnej Polsce i w sąsiedniej wsi nabył od wdowy Niemki Zofii Manke dwa gospodarstwa w Rudzku Wielkim (obecnie Rudzk Duży) o powierzchni 36 ha i sąsiedniej wsi Lisianki 13 ha wraz z inwentarzem. Gospodarstwo w Rudzku Dużym było w dobrym stanie. Znajdował się tam dom oraz dwa budynki, obora, chlewnia pokryta dachówką i duża stodoła pokryta słomą oraz spichlerz. Na środku podwórza stał kierat (maneż). W gospodarstwie była różnorodna ziemia (od IV do VI klasy) w tym 4 ha łąk torfowych. W całej wsi mieszkało bardzo dużo rodzin niemieckich, tylko 3 rodziny Polaków. 
Życie w Rudzku Dużym
Z tego co opowiadał mój teść, Julian bardzo dbał o gospodarstwo, codziennie obchodził pola i doglądał inwentarza. W gospodarstwie były konie, bydło, świnie oraz owce. Szczególnie dbano o konie, które pracowały w polu. Dostawały one specjalną sieczkę zwaną snopówką (pocięta słoma ze zbożem). Przed wojną Julian był prezesem Straży Pożarnej w Połajewie.
   
W Rudzku Dużym 26 listopada 1931r. powstała zlewnia mleka i skupowała 70 litrów dziennie od rolników. Julian także sprzedawał tam mleko. Miał bardzo dobre krowy, nawet dziedzic z Racięcina, Antoni Tabaczyński nabył od niego jedną sztukę i powiedział „Ta krowa ozdobi mi oborę”. W dowód wdzięczności dziedzic przysłał maszynę parową aby wymłócili sobie zboże. Maszyna była taka wielka, że przyciągnąć ją trzeba  było w cztery konie.
   
Oprócz pomocy swojej rodziny zawsze miał ludzi do pracy. Dla swoich pracowników był bardzo dobry. Mieszkali oni w domu przeznaczonych dla pracowników, który znajdował się obok gospodarstwa. Był tam też budyneczek na drzewo, torfę i ziemniaki. Za prace otrzymywali wynagrodzenie pieniężne i tzw. ogarnię (wynagrodzenie w naturze, kawałeczek ziemi pod warzywa i ziemniaki).
   
Praca w gospodarstwie była bardzo ciężka ponieważ wszystko trzeba było wykonywać ręcznie. Przed żniwami była kopana torfa specjalnymi maszynkami na 3-4 buby. Torfa ta była wywożona na deskach w konia na wyższy teren i tam przecianana i suszona. Tak przygotowana torfa służyła jako opał na zimę.
   
Po pewnym czasie kupił maszynę do młócenia „KASTRA”, która ułatwiła pracę przy młóceniu. Uprawiał także buraki cukrowe, już w tamtym czasie posiadał limit buraczany. Gospodarstwo dobrze się rozwijało. Z myślą o rodzinie założył sad liczący około 3 ha. Były w nim posadzone różnorodne jabłonie, grusze, śliwy, wiśnie i czereśnie.
   
Mimo to Julian razem ze swoim bratem wyjechali do Ameryki na zarobek. Po powrocie, z zarobionych pieniędzy kupił narzędzia oraz dał córce Genowefie posag, która ożeniła się z Mieczysławem Kobierskim i zamieszkała w mieście Kruszwica. Przed ich ślubem złodzieje napadli na dom Juliana chcąc zabrać pieniądze i strzelanina. Złodzieje ukryli się za wozem ze słomą i strzelali do domowników. Ukryty w domu gospodarz razem z najstarszymi synami również strzelali. Z pomocą przyszli sąsiedzi i razem wypędzili złodziei.

W 1934 r. Julian kupił od swej bratowej „WOLANT” (bryczka), ponieważ mąż zmarł po powrocie z Ameryki a jej nie było stać aby zapłacić majstrowi za jego zrobienie. Wolan został do czasów powojennych.

Ojciec mojego teścia po pewnym czasie kupił używany samochód „Fiat Kabriolet” w kolorze wiśniowym z naciąganą plandeką, ale w czasie wojny został zabrany przez Niemców.

Zanim wybuchła wojna, zmarła mama Juliana, Teresa Kapturska.
Wybuch II Wojny Światowej
Gdy Niemcy dotarli do Rudzka i Lisianek, cała rodzina została wywieziona do protektoratu do Łodzi. Tylko wujowo Edwardowi i Feliksowi udało się uciec, ale i oni po pewnym czasie zostali złapani. Wuja Edward trafił do pracy w gospodarstwie u Niemca na Kozach, a wuja Feliks do Skulska. Mój teść i jego brat Stefan zostali wywiezieni do przymusowej pracy do Niemiec. Zofia i Julian wraz z córką Czesławą i synem Franciszkiem byli w Łodzi. Franek zachorował, zmarł i został tam pochowany.
   
Wuj Feliks pracował u znajomych Niemek o nazwisku Tyl (matki i córki, które przed wojną pracowały w gospodarstwie na Lisiankach), które również zostały wysiedlone do Skulska gdzie miały gospodę i 7 ha ziemi. Dzieęki temu pomogły sprowadzić z Łodzi Zofię i Juliana wraz z córką do Skulska i tak chociaż w części rodzina była razem. Ciocia Czesława sprzątała na posterunku niemieckim, a Julian z żoną pomagali w gospodzie.
   
Natomiast mój teść Adam i jego brat Stefan trafili do różnych gospodarstw w Niemczech, ale niedaleko siebie. Tata mojego męża trafił do dobrych ludzi. Całą wojnę pracował, dostawał wypłatę, a nawet przesyłał pieniądze do rodziny w Skulsku. Po pewnym czasie ów gospodarz musiał iść na wojnę. Widząc, że Adam jest pracowity i uczciwy, mianował go głównym zarządcą swojego gospodarstwa i tak mój teść przeżył tam 5 lat pracy w niewoli.
Powrót po wojnie
21 stycznia 1945r. wojska sowieckie wyzwoliły tereny parafii Połajewo, więc rodzice mojego teścia razem z Czesławą, Feliksem i Edwardem wrócili do Rudzka. Zastali gospodarstwo w strasznym stanie, przewróconą stodołę, wszystko ograbione przez Niemców i Rosjan. Gospodarstwo na Lisiankach nie ucierpiało tak mocno.
   
Rodzina była szczęśliwa, że przeżyła wojnę i są razem, mimo bólu po stracie Franciszka. Pop pewnym czasie przyszedł sołtys wsi i powiedział, że ich gospodarstwo będzie przeznaczone do parcelacji i muszą je opuścić (wszystkie duże gospodarstwa powyżej 50 ha podlegały tej reformie), ale w tym przypadku się pomylił, ponieważ gospodarstwo liczyło 49 ha więc pozostało w całości.
   
W tej sprawie odbyło się zebranie, na którym obecny syn wuja Edward,  zabrał głos i powiedział, że „parcelacja po 6-7 ha jest zła”. Jego zdaniem, gospodarstwo powinno mieć 15 ha, ponieważ można już wtedy mieć dwa konie. Mają one już co robić i można już coś osiągnąć. Na drugi dzień po zebraniu po tej wypowiedzi dostał wezwanie do sądu w Aleksandrowie Kuj. Jak się tam stawił, został zatrzymany w areszcie za tą wypowiedź. Jego brat pojechał dowiedzieć się co się stało. Okazało się, że trzeba będzie wpłacić kaucje, aby został wypuszczony. W gospodarstwie trzeba było szybko zorganizować pieniądze, wpłacić i wuja został wypuszczony.
   
Rudzk Duży był wsią w większości zamieszkaną przez Niemców. Po wojnie, wszyscy oni opuścili swoje gospodarstwa, więc zaczęły przyjeżdżać do wsi rodziny zza Bugu. Otrzymywali oni po 6-7 ha ziemi po przeprowadzonej reformie rolnej.
   
Bardzo trudno było zacząć gospodarzyć, nawet nie było koni do pracy w polu. Po jakimś czasie udało się kupić dwa konie, ale Rosjanie je zabrali. Wuja Feliks pojechał odwieźć kogoś do miasta. W zamian za to, dali mu jednego małego konika. Z żalu aż płakał jak wróci do domu i pokaże się rodzinie. Do pracy w polu musieli zaprzęgać konia i krowę.

Po pół roku do domu wrócił Adam, Stefan i cała rodzina wreszcie była razem po tak długiej rozłące. Wszyscy wspólnie pracowali w gospodarstwie. Starsze rodzeństwo myślało już o założeniu swoich rodzin. Pierwszy z synów ożenił się wuj Stefan z Łucją Jędraszczak w 1947r. i zamieszkał w jej gospodarstwie w Krzywym Kolanie. Tego samego roku za mąż wyszła ciocia Czesława, za Stanisława Gruchalskiego i zamieszkali w gospodarstwie na Lisiankach. W 1948r. 15 sierpnia zmarł nagle Julian Kapturski w wieku 65 lat. To był straszny cios dla całej rodziny.
Trudne decyzje
Po śmierci Juliana, Zofia została z synami w gospodarstwie. Na jej barki spadła cała odpowiedzialność za rodzinę. Musiała podjąć trudne i ważne decyzje jak podzielić gospodarstwo, tak aby żadne z dzieci nie zostało skrzywdzone. Podzieliła ziemię na czterech synów, każdemu po 9 ha, córki wcześniej dostały swoje posagi. W 1949r. wuja Edward ożenił się z Teresą Pałaszewską z sąsiedniej wsi, Debołęka i zamieszkali u niej w gospodarstwie, a w Rudzku obrabiał swoją ziemię.
   
W gospodarstwie został Adam i Feliks. Zofia podzieliła synów. Feliks dostał dom po pracownikach oraz budynek (który później rozebrał) i spichlerz a Adam dostał dom, drugi budynek, stodołę oraz sad. Adam i Feliks mieli zapewnić mamie utrzymanie i opiekę. Wuja Stefan dał swoją ziemię w dzierżawę Adamowi. Wuja Feliks ożenił się z Genowefą Muszyńską w 1951r. i zamieszkali po sąsiedzku z Adamem.
Założenie rodziny przez Adama
Mój teść też pragnął założyć rodzinę. Za podpowiedzią znajomego poznał swoją przyszłą żonę Władysławę. Pochodziła ona z dużego gospodarstwa w Bronisławiu, oddalonego od Rudzka Dużego o 25 km. Miała starszego brata Longina i młodszą siostrę Wandę. Gdy Władysława miała 9 lat, jej mama zmarła, a ojciec ożenił się ponownie, lecz z drugiego małżeństwa nie było już dzieci. Druga mama była dobrą kobietą i dbała o dzieci.
   
Adamowi bardzo spodobała się Władysława. Na spotkania z nią jeździł rowerem i kolejką wąskotorową. Po pewnym czasie rodzice mojej teściowej przyjechali zobaczyć gospodarstwo przyszłego zięcia. Mój teść Adam oprowadził ich po całym gospodarstwie oraz ziemi. Po powrocie do Bronisławia, mama mojej teściowej położyła na stół gazetę i wysypała piasek z butów, który nasypał jej się na polu w Rudzku. Powiedziała, że jest tam słaba ziemia (a w Bronisławiu była I-II kl. ziemi). Zależało jej na przyszłości pasierbicy, wtedy jej mąż powiedział: :Adam ma spracowane ręce o jest dobrym gospodarzem”.
   
We wrześniu 1952 roku moi teściowie pobrali się. Zamieszkali razem z mamą Adama w Rudzku Dużym i zaczęli wspólne życie. 19 grudnia 1953 przyszedł na świat ich syn Włodzimierz – mój mąż. 4 sierpnia 1957 urodziła się córka Hania.
Trudne gospodarowanie w latach 50-60
Na podstawie ustawy z dnia 10 lipca 1952r. o obowiązkowych dostawach zbóż, ziemniaków, zwierząt rzeźnych, na każde gospodarstwo nałożono tzw. plany. Zboże było sypane w worki 61 kg (1 kg odchodzi na worek). To były trudne czasy dla gospodarstwa. Były tzw. „Trójki” gminne, które miały za zadanie kontrolne nad wywiązaniem się z planu. Mieli prawo sprawdzić spichlerz, nawet sprawdzali czym karmiono konie. Za niewywiązanie się z planu groziło więzienie. Adamowi udawało się wywiązywać się z tych planów.
   
Pierwszą inwestycją w gospodarstwie było odbudowanie stodoły, która była zniszczona w czasie wojny. Dzięki znajomym z Piły (kiedyś Ci ludzie pracowali u Juliana) udało się załatwić drzewo na stodołę.
   
Mój teść był bardzo zaradnym gospodarzem. Jako pierwszy we wsi kupił tzw.: „ESA” – silnik spalinowy i maszynę do młócenia „MC-10”. Uprawiał zbożę, kończynę na nasiona, buraki cukrowe, ziemniaki, później rzepak a także len, który był sprzedawany a za niego otrzymywało talony na materiały. W gospodarstwie były hodowane krowy, świnie i owce. Wełnę z owiec sprzedawano, aby kupić włóczkę, z której robiono ubrania. Teść już w tamtym czasie stosował nawóz mineralny „AZOTNIAK” (był w postaci mącznej, w kolorze czarnym). Do jego wysiewu służyła specjalna maszynka.
   
W 1955 roku pobudował grobowiec rodzinny (na który musiał odstawić zboże, aby dostać talon na cement). Pobudował garaż do narzędzi, w 1956r. kupił motor „JAWA”. Dużo pracy włożył w remont domu. Przekładał dachówkę z północy na południe, odkopywał fundamenty, wymienił okna. Wspólnie z żoną założyli ogród. Po ozdobne krzewy udał się do Sompolna do ogrodnika. Remontował także budynki. Dużo pracy wymagał również sad, na wiosnę bielenie drzew, obcinanie i sprzątanie gałęzi (ogólna pielęgnacja).

W 1958 roku zakładany był prąd w Rudzku. Teść razem z innymi gospodarzami przywozili ze stacji kolejowej z Piotrkowa słupy do prądu w konie wozami i tak w każdym gospodarstwie był już prąd. Po jakimś czasie, Adam kupił pierwszy silnik elektryczny. Stopniowo gospodarstwo się rozwijało. Kupił ciągnika używany „URSUS” (sagan) na gumowych kołach, który odpalany był za pomocą kierownicy. W 1962 roku zmarła Zofia Kapturska.
Rozwój gospodarstwa
Adam nabył ziemię od brata Stefana i tak w gospodarstwie było już 18 ha.
W Radziejowie 1962 roku pobudowano wylęgarnie drobiu, w której było zapotrzebowanie na jaja do wylęgu. Rodzice mojego męża postanowili hodować kury na jajka. W tym celu, teście pobudowali kurnik i zakupili 500 szt. małych kurcząt. Dorosłe koguty były wybijane, potrzebną ilość zostawiono (1kogut na 10 kokoszek). Kurczaki były badane i szczepione. Mniejsze jaja sprzedawano do sklepu wiejskiego i przeznaczano do swojego użytku, a duże do wylęgarni. Wyniesione kury były sprzedawane firmie z Torunia. Z pieniędzy za jajka teściowa kupiła sobie lodówkę „SILESJA” i była bardzo zadowolona. Z czasem hodowali też kaczki na jaja. Chowanie drobiu na jaja wymagało dużo poświęcenia i ciężkiej pracy. Dużo gospodarstw też tym się trudniło, dzięki temu wylęgarnie mogły sprzedawać pisklęta. W 1967 roku, Adam kupił nowy samochód  „SYRENA 104”, potem kupił używany ciągnik „ZETOR”. Mimo ciągnika w gospodarstwie, nadal utrzymywane były konie, ponieważ niektórych prace polowych nie dało się zastąpić.

Mój mąż bardzo źle wspomina sezon zrywania jabłek. Zrywanie odbywało się przeważnie w niedziele, ponieważ mogło przyjść więcej osób (w tygodniu każdy pracował u siebie). Jabłka były kopcowane, przechowywane w stodole w słomie. W miarę możliwości również sprzedawane.

Bardzo dużo czasu poświęcano na cięcie słomy na sieczkę dla bydła i koni. Potrzeba było więcej osób aby naciąć sieczkę na kilka dni. Wiązało się to z ciężką pracą, której nikt nie chciał wykonywać – tak zaprzestano ciąć słomę na sieczkę. Adam sprzedał sieczkarnię. Zamienił tym sposób żywienia bydła, dając słomę na zakładkę. W 1973 roku teść zbudował budynek dla bydła.  W 1974 roku zamontowano łańcuchowy zgarniacz obornika, który montował POM Piotrków Kuj. Krowy mleczne były pod oceną wartości użytkowej. Trudno było kupić narzędzia, trzeba było stać w kolejkach a nawet załatwiać w inny sposób. W 1980 roku zbudował również stodołę.

Teściowie byli gościnni, zawsze ich dom był otwarty dla wszystkich, wyprawiano odpusty i inne rodzinne uroczystości. Cieszyli się szacunkiem innych. Zimą kiedy było więcej czasu, bracia przyjeżdżali do domu rodzinnego na karty. Uwielbiali grać w karty tzw. „BOŚKĘ”. Rodzice mojego męża też lubili się bawić, chodzili na wieczorki szkolne i Koła Gospodyń Wiejskich. Nawet w domu urządzali potańcówki, na które przychodzili sąsiedzi. Teść zamawiał muzykanta, a każda gospodyni przygotowywała coś do zjedzenia i wspólnie się bawili.
Przyszłość dzieci
Dzieci Adama i Władysławy dorastały . Ukończyły szkoły rolnicze i trzeba było myśleć o ich przyszłości.
W 1981 roku córka Hania wyszła za mąż za Tomasza Maciejewskiego. Zamieszkała w gospodarstwie we Witowie. Teściowie dali posag córce.
Mój mąż pracował wspólnie z rodzicami, stopniowo mechanizował gospodarstwo, które miało należeć do niego. Kupił kombajn do zboża, a następnie kombajn do buraków i inne potrzebne w gospodarstwie maszyny.

W 1989 rozpoczęto budowę nowego domu. materiały budowlane trzeba było zwozić swoim transportem po kilka a nawet kilkadziesiąt kilometrów. Dom pobudowano i pozostał w surowym stanie.
Smutny czas
Po latach spokojnych w rodzinie nastał smutny czas. W 1986 roku zmarł wuja Stefan, potem w 1988 roku wuja Feliks, później Genowefa Kobierska (siostra teścia) w 1990 roku, a krótko po niej w sierpniu tego samego roku druga siostra Czesława Gruchalska. 27 stycznia 1991 roku w wieku 63 lat zmarła moja teściowa. Teść z synem zostali razem w gospodarstwie. Jak wspominał było bardzo ciężko, trzeba było nauczyć się gotować, prać i sprzątać. Wszystkie obowiązki gospodyni spadły na niego. Nie miał kto im pomóc. Córka Hania spodziewała się czwartego dziecka, miała dużo pracy w swoim gospodarstwie i mieszkała 30 km od domu rodzinnego.

Nie minął ból po stracie żony, a w marcu w gospodarstwie wybuchł pożar. Spalił się kurnik razem z kurczakami, udało się uratować pozostałe budynki i dom.

I tak cios za ciosem, trzeba było się jakoś trzymać, wspominał teść. Napominał syna, że dawno powinien założyć rodzinę. Byłoby lżej jakby ktoś zajął się domem...

Całość pracy można przeczytać tutaj (PDF).



* Przypomnijmy, że konkurs "100 lat mojego gospodarstwa", zorganizowany przez Polskie Wydawnictwo Rolnicze Sp. z o. o. polegał na nadesłaniu wspomnień, pamiętników, wzbogaconych o zdjęcia czy opinie na temat historii polskiego rolnictwa. Wyniki konkursu poznasz tutaj (kliknij).    ag

Top Agrar
Autor Artykułu:Top Agrar
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
25. kwiecień 2024 08:40