StoryEditor

Hodowla bydła – dokąd zmierzamy?

„Optymalna wydajność stada 7-8 tys. litrów w konkretnym gospodarstwie, w danym regionie, dostosowana do bazy paszowej i możliwości gospodarstwa”. Nastały czasy kiedy liczy się jakość, a nie ilość mleka. 
08.11.2017., 16:11h
Satysfakcjonująca cena mleka i innowacje technologiczne dostępne na rynku pchają hodowców bydła mlecznego do rozwoju gospodarstw, inwestycji w nowinki techniczne, zwiększanie obsady, ale również wydajności. Czy aby na pewno jest to efektywny ekonomicznie kierunek?
Podczas debaty I Kongresu Hodowców Bydła Mlecznego odbywającej się na Stadionie Narodowym w Warszawie eksperci, naukowcy i praktycy dyskutowali na temat kierunku, w jakim powinna podążać polska hodowla bydła i produkcja mleka, aby była opłacalna. 

Próg opłacalności

Jak podkreślał Daniel Śliński, hodowca biorący udział w debacie, cena mleka jest dla wielu zadowalająca. Dzięki temu wielu z nich decyduje się na podjęcie kolejnych kroków przyczyniających się do rozwoju gospodarstw. Jednak coraz więcej hodowców zaznacza, że rozwój musi być zrównoważony. Należy dążyć do optymalnej wydajności, długowieczności i niskiego poziomu brakowania. 
– Zmniejszyłem intensywność produkcji mleka w swoim gospodarstwie. Jestem przeciwny bezpodstawnej intensyfikacji produkcji. Będziemy niedługo ponosić dodatkowe koszty związane z nadmiernym obciążeniem środowiska. Chcemy produkować żywność dobrej jakości, aby być konkurencyjni na rynku – mówił dr Marcin Gołębiewski, hodowca bydła i pracownik Katedry Szczegółowej Hodowli Zwierząt SGGW.  
Optymalny próg wydajności, to taki, w którym zdrowe krowy produkują dobrej jakości mleko. 
– Optymalna produkcja mleka powinna być na poziomie 8-9 tys. litrów, wtedy optymalizujemy koszty – dodał Gołębiewski
Jak podkreślał Marek Balcerak z SGGW, który również brał udział w debacie, w przypadku rolnictwa prawo ekonomiki skali nie do końca się sprawdza. 
– W hodowli nie zawsze jest tak, że więcej jednostek daje lepszy wynik finansowy. Należy tą wartość zoptymalizować, ponieważ rozbudowując produkcję w nieskończoność zmierzamy w ślepą uliczkę. Do jakich rozmiarów możemy rozbudować daną produkcję? Do takich jakie będą adekwatne do zasobów ziemi – tłumaczył. 
Jeżeli gospodarstwo jest prawidłowo zarządzane, koszty powinny wynosić około 1 zł na każdy litr mleka. Jeżeli cena z mleczarni wynosi 1,4 zł, to do kieszeni powinno trafiać 40 gr za litr. W takim układzie hodowca posiadający 30 krów, będzie zarabiał 4 500 zł miesięcznie
– Problemem w optymalizacji wydajności i efektywności produkcji jest brak prowadzenia jakichkolwiek kalkulacji. Hodowcy po prostu nie wiedzą ile ich kosztuje wyprodukowanie 1 l mleka, a więc jak mogą określić próg opłacalności nie znając podstawowych kwot – mówił Balcerak 

Mamy wybór

Wielokrotnie na konferencji podkreślano, że stale doskonalimy krowy holsztyńsko-fryzyjskie, które w wielu gospodarstwach po prostu nie pasują do oferowanych warunków. Czyli nie wykorzystują potencjału, a dodatkowo generują koszty w postaci leczenia i brakowania.
– Warto byłoby doprecyzować ile tak naprawdę z tego wyprodukowanego mleka przez wysokowydajną krowę zostało przyjęte do mleczarni, a ile wylane – wtrącił Wawrzyńczak, hodowca bydła mlecznego, podczas debaty.
– Całą sytuację dotyczącą pogłowia bydła w Polsce porównałbym do samochodów. Jeżeli każę Państwu przejechać Syberię 300 km/h Lamborghini, to okaże się, że stary radziecki UAZ pojedzie znacznie dalej. Z krowami jest podobnie. Doskonalimy HF-a, a nie mamy dla niego warunków – mówił z przekonaniem specjalista z SGGW. Podkreślał, że hodowcy powinni dążyć do tego żeby mieć w stadzie krowę, która nie generuje kosztów weterynaryjnych, która jest dostosowana do naszych warunków i pobiera pasze, które mamy w gospodarstwie i na które po prostu nas stać. 
– Genetyka i postęp hodowlany stale prowadzą do poprawy produkcyjności zwierząt. Dopiero teraz zaczęliśmy zwracać uwagę na cechy funkcjonalne. Krowa zaczyna się spłacać po trzeciej laktacji, to jaki sens ktokolwiek widzi w brakowaniu krów na poziomie 1,5 laktacji? – mówił Piotr Wójcik, z Instytutu Zootechniki w Balicach.


Tożsamość hodowlana
Według Piotra Wójcika wiele lat temu straciliśmy narodową tożsamość hodowlaną, przez „holsztynizację” polskich stad. 
– Mamy wiele rodzimych ras bydła, znakomicie przystosowanych do naszych warunków. Dlaczego z tego nie korzystamy? Prowadzone są stale badania na temat odtworzenia programów hodowlanych naszych ras rodzimych – mówił prof. z Balic koło Krakowa.
Natomiast według Balceraka, polskiej genetyki w hodowli bydła nie ma wcale. Fundusz promocji mleka powinien być również przeznaczany na promocję polskiego nasienia buhajów. Jesteśmy 4 producentem mleka w Europie i nie posiadamy własnej marki, podobnie jak w przypadku mięsa wołowego. 
–  Istnieje potrzeba utworzenia regionalnych programów hodowlanych, które jednocześnie mogłyby stać się polską marką, utworzoną zgodnie ze strategią zrównoważonego rozwoju, która dałaby hodowcom konkretne pieniądze za mleko i materiał hodowlany – zaakcentował specjalista ekonomiki rolniczej z SGGW. 
W debacie również zabrał głos Krzysztof Słoniewski, który potwierdził, że istnieje sens prowadzenia programów regionalnych różnych ras. Natomiast nie jest dla niego zrozumiałe, dlaczego właściwie tak duży kraj, jak Polska, o znacznym zróżnicowaniu klimatycznym w 95% stawia tylko na rasę HF.


Do żywej dyskusji, która wywiązała się podczas I Kongresu Hodowców Bydła Mlecznego, hodowców i ekspertów motywował Karol Bujoczek, redaktor naczelny Top Agrar Polska.
dkol
Dorota Kolasińska
Autor Artykułu:Dorota Kolasińska Redaktorka portalu topagrar.pl
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
19. kwiecień 2024 10:50