Jesteś w strefie Premium
Zakaz hodowli zwierząt futerkowych – rachunek strat
Kto zyska, a kto straci na zakazie hodowli zwierząt futerkowych oraz uboju rytualnego? Sprawa jest wielowątkowa, ale na końcu jak zwykle po kieszeni dostaną rolnicy. Zyskają Duńczycy, Rosjanie, Chińczycy oraz przemysł utylizacyjny.
Nie wiadomo, kiedy i czy Sejm zajmie się nowelizacją ustawy o ochronie zwierząt autorstwa posłów Prawa i Sprawiedliwości. Ale branże, które najbardziej na niej ucierpią, cierpliwie tłumaczą, jakie skutki ekonomiczne będzie miało wprowadzenia licznych zakazów.
Wbrew pozorom zakaz hodowli zwierząt futerkowych to nie tylko sprawa samych hodowców. Ale ich najbardziej dotyka, bo definitywnie zamyka ich hodowlę.
– Branża hodowców zwierząt futerkowych dostała wyrok śmierci na podstawie pomówień i zmanipulowanych danych. Dlaczego tak jest w Polsce, że jeżeli jakaś branża w Polsce wybije się w górę, to od razu jest ściągana przepisami prawa w dół – mówi Daniel Żurek, wiceprezes Polskiego Związku Hodowców Zwierząt Futerkowych.
Ale sprawa jest bardziej skomplikowana. Hodowcy zwierząt futerkowych to bowiem naturalni utylizatorzy ubocznych produktów pochodzenia zwierzęcego. Niejadalne odpady rzeźniane trafiają na norcze fermy. Jeżeli te będą zamknięte, trzeba będzie je oddać do zakładów utylizacyjnych. Oczywiście nie za darmo.
– Likwidacja branży futerkowej to automatyczna podwyżka cen drobiu i ryb. Na razie płacimy rocznie pół miliarda złotych rocznie drobiarzom za produktu uboczne. Jeżeli drobiarze będą musieli je utylizować, co najmniej tyle zostanie wyciągnięte z ich budżetów. Zapłaci za to każdy polski konsument drobiu i ryb – powiedział Daniel Żurek.
– Potwierdzam te słowa w pełnej rozciągłości, to są naczynia połączone. Lekko licząc to jest ok. 20% z całej masy ubojowej, czyli łatwo policzyć, że kilkaset tysięcy ton odpadów, które są naturalnie zagospodarowane. Odcięcie nas od branży zwierząt futerkowych to widmo katastrofy dla całej branży drobiarskiej przy takim tempie rozwoju – komentuje Łukasz Dominiak z Krajowej Rady Drobiarstwa.
Naczynia połączone
Wbrew pozorom zakaz hodowli zwierząt futerkowych to nie tylko sprawa samych hodowców. Ale ich najbardziej dotyka, bo definitywnie zamyka ich hodowlę.
– Branża hodowców zwierząt futerkowych dostała wyrok śmierci na podstawie pomówień i zmanipulowanych danych. Dlaczego tak jest w Polsce, że jeżeli jakaś branża w Polsce wybije się w górę, to od razu jest ściągana przepisami prawa w dół – mówi Daniel Żurek, wiceprezes Polskiego Związku Hodowców Zwierząt Futerkowych.
Ale sprawa jest bardziej skomplikowana. Hodowcy zwierząt futerkowych to bowiem naturalni utylizatorzy ubocznych produktów pochodzenia zwierzęcego. Niejadalne odpady rzeźniane trafiają na norcze fermy. Jeżeli te będą zamknięte, trzeba będzie je oddać do zakładów utylizacyjnych. Oczywiście nie za darmo.
– Likwidacja branży futerkowej to automatyczna podwyżka cen drobiu i ryb. Na razie płacimy rocznie pół miliarda złotych rocznie drobiarzom za produktu uboczne. Jeżeli drobiarze będą musieli je utylizować, co najmniej tyle zostanie wyciągnięte z ich budżetów. Zapłaci za to każdy polski konsument drobiu i ryb – powiedział Daniel Żurek.
– Potwierdzam te słowa w pełnej rozciągłości, to są naczynia połączone. Lekko licząc to jest ok. 20% z całej masy ubojowej, czyli łatwo policzyć, że kilkaset tysięcy ton odpadów, które są naturalnie zagospodarowane. Odcięcie nas od branży zwierząt futerkowych to widmo katastrofy dla całej branży drobiarskiej przy takim tempie rozwoju – komentuje Łukasz Dominiak z Krajowej Rady Drobiarstwa.
Kto zyska?
Zdaniem polskich hodowców zwierząt futerkowych, zainteresowana zakazem może też być zagraniczna konkurencja z Chin lub Rosji. Ale przede wszystkim zyskaliby Duńczycy.
– Ten kraj produkuje 20 mln skór norczych rocznie. Polska produkuje 10 mln sztuk skór i zajmuje drugie miejsce w Europie. Ale Duńczycy mają wyższe koszty produkcji o ok. 30%. Obecnie na rynku światowym nie są wysokie ceny, gdyż jest nadprodukcja. Ceny na aukcjach oscylują obecnie w granicach polskich kosztów. Oznacza to, że duńscy hodowcy tracą na każdej skórze już drugi rok. A nie wytrzymają dłużej niż kolejne dwa lata – tłumaczy D. Żurek.
Wraca zakaz uboju rytualnego
Drugi newralgiczny z punktu widzenia interesów rolników punkt tzw. ustawy Czabańskiego to zakaz uboju rytualnego. Tu najbardziej ucierpią drobiarze. Ta branża również osiągnęła ogromny sukces. Rocznie produkujemy 3 mln t mięsa drobiowego, druga w UE Francja „tylko” 1,8 mln t. Ale tak ogromny wzrost produkcji oznacza, że musimy szukać nowych rynków zbytu. Ale to nie jest takie proste.
– Rynek Unii Europejskiej jest już nasycony. Pozostają nam więc te kraje, które charakteryzują się wymogami religijnymi. Te 200-300 tys. ton rocznie nie jesteśmy w stanie zagospodarować bez tych rynków – mówił Łukasz Dominiak.
Zakaz uboju rytualnego odczują też hodowcy bydła mięsnego, którzy wyspecjalizowali się w tej produkcji. Czekają ich bowiem spadki cen w punktach skupu.
– Jeżeli to zostanie zlikwidowane, to te lukratywne rynki zbytu w krajach muzułmańskich po prostu zostaną stracone. Zatrzyma to rozwój hodowli bydła mięsnego – prognozuje Jacek Strzelecki ze Związku „Polskie Mięso”.
– Jeżeli to zostanie zlikwidowane, to te lukratywne rynki zbytu w krajach muzułmańskich po prostu zostaną stracone. Zatrzyma to rozwój hodowli bydła mięsnego – prognozuje Jacek Strzelecki ze Związku „Polskie Mięso”.
Uczmy się na błędach
Przy okazji tzw. ustawy Czabańskiego branża drobiarska przypomina sprawę wprowadzonego wiele lat temu zakazu chowu gęsi na odtłuszczone wątroby.
– Przegraliśmy już raz kwestię produkcji foie gras. I to na życzenie naszej konkurencji zagranicznej. W Polsce jest to zakazane od 20 lat, a Francuzi i Węgrzy nadal mogą to robić. W sklepie we Włoszech kilogram świeżego foie gras kosztuje 500 euro za kilogram –przypomina Łukasz Dominiak.
wk
Przeczytaj również
fermy norekfutralisyna futranorkinowelizacja przepisówprzepisyubój rytualnyustawa czabańskiegozakazzakaz hodowlizakaz hodowli futerkowychzakaz hodowli zwierząt futerkowychzakaz uboju rytualnegozarządzaniezwierzęta futerkowe