Wiosną ubezpiecz uprawy – to twój obowiązek

Jaki będzie kolejny sezon, trudno dziś przewidzieć. W ostatnich latach pogoda dała się we znaki, co zachwiało płynnością finansów niejednego gospodarstwa. Dlatego warto pamiętać o ubezpieczeniu przynajmniej połowy upraw.
To nie tylko spełnienie ustawowego obowiązku. Ubezpieczenie upraw od skutków niekorzystnych zjawisk naturalnych nie tylko ogranicza ryzyko negatywnych skutków gradu czy przymrozków, ale także otwiera drogę do wypłaty ewentualnej pomocy państwa w pełnej wysokości.
Dotyczy to nie tylko rządowej pomocy do hektara – takiej, jaką ARiMR wypłacała w 2018 i 2019 roku w związku z suszą, ale także dostępu do kredytów klęskowych z obniżonym oprocentowaniem. Nie ma żadnej gwarancji, że w 2020 roku nie będzie żadnych kataklizmów. Aktualnie ci, którzy ubezpieczyli przynajmniej połowę upraw, mogą zaciągnąć kredyt klęskowy z oprocentowaniem 0,5%, a nieubezpieczeni – w zależności od banku – od 2,08 do 2,86%. To duża różnica.
Chociaż jedno z ryzyk
Zgodnie z przepisami ustawy o ubezpieczeniach upraw rolnych i zwierząt gospodarskich, budżet państwa dopłaca do ubezpieczenia upraw zbóż, kukurydzy, rzepaku, rzepiku, chmielu, tytoniu, warzyw gruntowych, drzew i krzewów owocowych, truskawek, ziemniaków, buraków cukrowych oraz roślin strączkowych. Określony jest również katalog ryzyk, które obejmują dotowane ubezpieczenia. Są to szkody wyrządzone przez:
- huragan,
- powódź,
- deszcz nawalny,
- grad,
- piorun,
- osunięcie ziemi,
- lawinę,
- suszę,
- ujemne skutki przezimowania,
- przymrozki wiosenne.
Polisa może obejmować jedno lub kilka ryzyk z powyższej listy, a dopłata z budżetu państwa wynosi do 65% składki.
Nie wszystko z dotacją
Jeżeli jednak chcielibyśmy ubezpieczyć rośliny spoza ustawowego katalogu, trzeba to zrobić na własny koszt. Dotyczy to np. ziół, które zostały pominięte w ustawie, natomiast powierzchnia ich uprawy zalicza się do powierzchni objętej obowiązkiem ubezpieczenia w przypadku np. pomocy suszowej.
Podobnie jest w przypadku innych ryzyk – np. ubezpieczenie upraw od pożaru. Za taką polisę trzeba zapłacić w całości z własnej kieszeni, a dodatkowo ubezpieczenie nawet wszystkich upraw od ryzyka pożaru wcale nie oznacza spełnienia ustawowego obowiązku. Takie ryzyko nie jest wymienione w ustawie i ARiMR nie bierze go pod uwagę.
Przepisy się różnią
Jaka powierzchnia powinna być ubezpieczona? Jak to często, niestety, się zdarza, mamy tu pewne rozbieżności w przepisach. Z jednej strony w przypadku pomocy klęskowej przepisy rozporządzenia Rady Ministrów w sprawie szczegółowego zakresu i sposobów realizacji niektórych zadań ARiMR (DzU z 2015 r., poz. 187) wymagają, aby w dniu wystąpienia szkód w uprawach co najmniej 50% upraw w gospodarstwie, z wyłączeniem wieloletnich użytków zielonych było ubezpieczonych co najmniej od jednego z ryzyk, do których przysługuje dopłata. Taka sama zasada obowiązuje także przy kredytach klęskowych.
Z drugiej strony przepisy ustawy o ubezpieczeniu upraw mówią, że obowiązek ubezpieczenia dotyczy wyłącznie upraw wymienionych w ustawie – czyli tych objętych dopłatami do ubezpieczeń. Zgodnie z ustawą obowiązek ten jest spełniony, jeżeli rolnik ubezpieczy co najmniej 50% powierzchni, na której uprawia w swoim gospodarstwie rośliny objęte dopłatami do ubezpieczenia.
Pominięte uprawy
Podejście ustawowe jest więc dla rolników korzystniejsze, ponieważ odnosi się jedynie do obowiązku ubezpieczenia upraw, do których rząd dopłaca.
W przypadku pomocy suszowej czy kredytów klęskowych obowiązek ubezpieczenia rozciąga się także na uprawy, do ubezpieczenia których dopłaty nie przysługują, a wyłączone z niego są jednie wieloletnie użytki zielone.
Podejście takie jest niekorzystne, np. dla hodowców bydła, uprawiających jednoroczne trawy na gruntach ornych, bo z jednej strony do ich ubezpieczenia nie ma dopłaty (zgodnie z ustawą są wyłączone z obowiązku ubezpieczenia), a z drugiej strony w przypadku pomocy klęskowej zalicza się je do powierzchni, której 50% trzeba ubezpieczyć.
Tak jest również z planatorami upraw specjalnych – np. ziół. Do ich uprawy minister Ardanowski zachęca szczególnie mniejsze gospodarstwa – co jest bardzo słuszne, jednak takie uprawy zgodnie z ustawą nie podlegają obowiązkowemu ubezpieczeniu. Oznacza to, że nie ma dopłat do zawieranych polis, a ubezpieczenie dobrej plantacji roślin zielarskich, choćby tylko od gradu może kosztować kilkaset złotych, co dla małego gospodarstwa jest trudne do udźwignięcia. Szkoda, że ustawodawca pominął je w przepisach o ubezpieczeniu upraw. gi