Nawozy: ceny nieaktualne, towaru brak!

Okres jesienny jest czasem na zastosowanie nawozów doglebowych, a w tym asortymencie już od pewnego czasu mamy do czynienia z wręcz kosmicznymi podwyżkami. Jednak rolnicy starając się zamówić drogie nawozy, borykają się z barierą dostępności.
Galopujące ceny rosną tak szybko, że cokolwiek się o nich napisze dziś, jutro to można już włożyć między bajki. Wcześniej zamówione nawozy w dużej mierze są już wysprzedane, a nowych dostaw jest jak na lekarstwo. Zapotrzebowanie jest potężne, a kolejne fabryki zaczynają z powodu niedoborów gazu i rosnących cen energii ograniczać produkcję.
Nie ma soli, do woli
Jak słyszymy od dystrybutorów, potas jest praktycznie niedostępny pomimo, że ceny soli potasowej w ciągu sezonu startując od 1300 zł/t podskoczyły nawet do 2 tys. zł/t. W wielu punktach handlowych soli potasowej po prostu nie ma. A jak mówi jeden z przedstawicieli firmy handlowej, nawet nie stara się, by na bieżąco korygować ceny sprzedaży soli na stronie internetowej, bo i tak to co wczoraj podał, dziś jest nieaktualne. Niestety nie wszyscy chętni będą mogli tej jesieni zastosować sól potasową na swoich polach.
Fosfor: dystrybucja, czy reglamentacja?
W fosforze sytuacja jest nieco inna, bo jedyny liczący się w zasadzie importer ma swoich starannie wybranych dystrybutorów i to im powierza kolejne partie dostępnego towaru. Dozując zarówno ilość, jak i dawkując wzrosty cenowe. A przy okazji testuje kolejne coraz wyższe poziomy. I choć czasem w hurcie pojawiają się jeszcze oferty po 2300–2400 zł/t, to dziś już 3000 zł netto za tonę superfosfatu wzbogaconego nikogo nie zdziwi. Do takich realiów rzeczywiście najbardziej przystaje słowo dystrybucja, a co dalej? Może reglamentacja?
Rynek NPK daje się podsumować jednym zdaniem. Tu też jest tragedia, u wielu sprzedawców w cennikach jest wpisane towaru brak! Podaż jest tak słaba, że Polifoski za 2600-2700 zł/t to już niemal standard, tylko na jak długo?
Azotu też braknie
Poza niedoborami fosforu i potasu mamy odczuwalny już efekt ograniczonej krajowej produkcji i dostępności na światowych rynkach amoniaku i nawozów azotowych. Jak informują eksperci nawozowego rynku polscy producenci pod wpływem rosnących cen gazu ograniczają produkcję amoniaku. Zakłady europejskie zaczynają się zatrzymywać, słyszymy o okresowym zamykaniu linii produkcyjnych w Wielkiej Brytanii. Ze świata napływają złe wieści. Chiny skupiają się wyłącznie na produkcji na rynek krajowy, a Indie nie mają skąd kupić nawozów.
Na krajowym rynku saletra amonowa wiosną startowała od 1250-1300 zł/t, potem szybko podskoczyła do 1500 zł/t, kolejno do 1800 z ł/t, a dziś 2300, a nawet 2500 zł/t nikogo nie dziwi. Cenniki są ustalane z tygodnia na tydzień, a nawet dotyczą tylko jednej negocjowanej partii nawozów. Na rynku nawozów azotowych jest ogromne zamieszanie, bo realizowane są zarówno wcześniej zamówione transakcje na saletrę 34% jeszcze po 1700 zł/t, jak i te nowe po 2500 zł/t. Mocznika nie ma. – Jak wystawię mocznik po 3200 zł/t, to natychmiast znika. A jak chcę kupić jakąś większą ilość pod zatowarowanie choćby po 3000 zł/t, to sprzedający mówi zadzwoń jutro. Jutro dzwonię: jest już po 3400, a kolejnego dnia 3600 zł/t – mówi kierujący działem nawozów w firmie dystrybucyjnej. – Azot oszalał!– dodaje.
Nieciekawa perspektywa
Okazuje się, że już w tej chwili w porównaniu do ubiegłego roku niedobór nawozów azotowych na polskim rynku oceniany jest na 100 tys. t, a do wiosny ten deficyt może się powiększyć trzykrotnie. Dlatego znawcy nawozowego rynku nie widzą szansy na rychłą poprawę sytuacji. Nawozy na sezon 2021/22 cały czas pozostaną drogie i widocznym problemem będzie zaopatrzenie.
Rynek nawozów po tak dramatycznych wydarzeniach i powstałym ogromnym bałaganie musi się na nowo poukładać. Eksperci szacują, że tym razem szybko się to nie uda i na powtórne uporządkowanie potrzebny jest minimum rok. Będą zapewne tacy, co na takich ruchach cen się wzbogacą. Ale będą i tacy, którzy podgrzani każdą znikającą z magazynu toną, niezależnie od wystawianej ceny, zamówią zbyt dużo towaru i zostaną z nim, gdy ceny spadną. Rolnikom pozostaje racjonalizować zakupy i poszukiwać dostępnych zamienników znanych marek. A jak mówią mi znajomi, wracają do łask obornik i gnojowica. U hodowców bydła i trzody zaczynają się już wręcz zapisy i tworzą się kolejki po nawozy naturalnego pochodzenia.
Juliusz Urban fot. poglądowe, archiwum taP