Szara strefa cichych dzierżaw
O skali zjawiska tzw. cichych dzierżaw trudno mówić, bo żadne oficjalne statystyki go nie obejmują. Jednak w miarę nakładania nowych obowiązków na faktycznych rolników, grunty uprawiane „na gębę” przysparzają coraz więcej problemów.
Weźmy choćby przykład Czytelnika, który mając gospodarstwo liczące ok. 20 ha, dodatkowe 40 ha dzierżawił nieoficjalnie od innej osoby, która pobierała za te grunty dopłaty bezpośrednie. Wszystko było w porządku, aż do czasu kontroli przeprowadzonej przez urząd skarbowy przy okazji rozliczania podatku VAT. Okazało się wówczas, że rolnik sprzedaje ze swojego gospodarstwa nieproporcjonalnie dużo zbóż i rzepaku w porównaniu z jego powierzchnią. Nieadekwatne do oficjalnej powierzchni były również zakupy środków do produkcji.
I tu pojawił się właśnie problem – jak udowodnić, że faktycznie uprawia się więcej niż deklaruje do dopłat, jeżeli na większą część gruntów wniosek o dopłaty składa ktoś inny? Przecież ten, kto ubiega się o dopłaty, deklaruje, że jest faktycznym użytkownikiem gruntów.
Problem z azotem
Kolejny problem wynikający z takich nieoficjalnych dzierżaw zaczyna powoli wyłaniać się za sprawą programu azotanowego. I tu w pułapkę cichych dzierżaw wpadają głównie gospodarstwa z większą skalą produkcji zwierzęcej.Wiadomo przecież, że od początku 2019 r. trzeba mieć plan nawożenia azotem albo przestrzegać maksymalnych dawek tego składnika. Z nawozów naturalnych nie można zastosować rocznie więcej niż 170 kg N/ha – i to bez uwzględnienia tzw. równoważników nawozowych. Przy dużej produkcji zwierzęcej trzeba równie dużego areału gruntów do zagospodarowania nawozów naturalnych – obornika czy gnojowicy.
Więcej nt. skali zjawiska tzw. cichych dzierżaw przeczytacie w najnowszym marcowym wydaniu top agrar Polska od str. 40. Zapraszamy do lektury.