StoryEditor

Fotel następcy: Kobieta wielozadaniowa

Rolniczka na 15 ha gospodarstwie, specjalistka ds. handlowych, żona i matka – Malwina Radzka–Kapruziak doskonale łączy te wszystkie role życiowe, tworząc harmonijny dom i będąc spełnioną zawodowo. 
20.02.2018., 15:02h
Następczyni na gospodarstwie. To rzadko się zdarza, szczególnie gdy w domu dorasta dwóch starszych braci. Jednak w naszej rodzinie to właśnie ja związałam swoją przyszłość z rolnictwem, a rodzeństwo poszło innymi ścieżkami.

Od małego uczestniczyłam w pracach w gospodarstwie – pomagałam przy żniwach, uprawie warzyw oraz produkcji świń. Rodzice prowadzili typowe, wielokierunkowe gospodarstwo. Dzięki temu z niewielkiego areału i tuczu około 750 szt. żywca na rok nie brakowało nam na życie. Naturalne było więc dla mnie podjęcie zaocznych studiów na SGGW na kierunku agronomia i agrobiznes. W czasie nauki pomagałam rodzicom, pracowałam też poza domem w ramach praktyk i staży. Nabierając doświadczenia w starostwie powiatowym poznałam męża. Tomek również pochodzi ze wsi i aktywnie włączył się w pracę w moim rodzinnym gospodarstwie. Wszelkie decyzje dotyczące inwestycji i produkcji podejmujemy wspólnie.

Pierwsze trudne decyzje


Gdy zakończyłam naukę, tato przeszedł na rentę strukturalną, a ja stałam się młodą rolniczką. Niestety, zbiegło się to w czasie z kryzysem cenowym na rynku świń. Trzeba było zadecydować, czy zasiedlać tuczarnię kolejnymi warchlakami, których zakup pochłonąłby cały przychód z tuczników, czy zrezygnować z produkcji. Nie zaryzykowałam kolejnych strat. Ten wybór pociągnął za sobą dalsze konsekwencje. Musiałam zmienić plany co do premii dla młodego rolnika. W pierwotnym założeniu pieniądze miały być przeznaczone na rozrzutnik obornika.

Po rodzinnych negocjacjach stanęło na zakupie gazowej suszarni ziarna, wyspecjalizowaliśmy się w uprawie kukurydzy ziarnowej, której siejemy średnio 10 ha rocznie. Pozostałe 5 ha obsiewamy zbożami i rzepakiem. Dysponujemy ziemią III i IV klasy, z której zbieramy średnio w przeliczeniu na hektar: 7,5 t pszenicy, 3,5 a rzepaku i 10 t suchego ziarna kukurydzy.

W minionym sezonie warunki agrotechniczne dla kukurydzy były szczególnie trudne – po siewie z powodu występujących zaraz po sobie ulewy i suszy na powierzchni gleby wytworzyła się skorupa. Zastanawialiśmy się, czy nie będzie konieczny powtórny siew, ale dzięki radom przedstawicielki firmy nasiennej zaryzykowaliśmy inną technikę. Opielaczem do buraków podczepionym do „trzydziestki” na wąskich oponach skruszyliśmy skorupę i spulchniliśmy glebę. Pozostała obsada ok. 65 tys./ha, z której po „rwanych” żniwach wyciągnęliśmy 10 t suchego ziarna z hektara. Precyzyjna praca się więc opłaciła!

Zebrane ziarno od kilku lat sprzedajemy do pobliskiej mieszalni pasz, należącej do czołowego koncernu paszowego. Kierowany tam surowiec musi być najwyższej jakości – poza podstawowymi parametrami, jak wilgotność czy zanieczyszczenia, kontrolowana jest także zawartość tłuszczu czy poziom zakażenia mikotoksynami. Firma preferuje ziarno wysuszone w suszarni gazowej.

Spełniamy warunki stawiane przez mieszalnię i osiągamy cenę wyższą o 40–50 zł/t niż oferują w okolicznych punktach skupu. W tym roku było to 725 zł/t netto. Koszt suszenia kukurydzy zebranej przy wilgotności 25-30% to 8-10 zł/q, a całkowite koszty produkcji to 400 zł/t.

Dwuzawodowcy


Specjalizacja produkcji w gospodarstwie z jednej strony oznaczała uzależnienie się wyłącznie od cen zbóż, czyli ryzyko. Z drugiej jednak strony brak produkcji zwierzęcej oraz warzywniczej pozwala nam na dwuzawodowstwo. Mąż pracuje jako dyrektor jednego z wydziałów w starostwie powiatowym, ja jako specjalista ds. handlowych w firmie drobiarskiej. Takie rozwiązanie daje nam poczucie bezpieczeństwa finansowego. Comiesięczna stała pensja ułatwia utrzymanie dwupokoleniowego domu, który dzielimy z moimi rodzicami oraz zaspokajanie potrzeb dnia codziennego. To, co wypracujemy w gospodarstwie, to dodatkowe pieniądze, które możemy przeznaczyć zarówno na dalsze inwestycje, jak i lepsze warunki życia. Przychód z produkcji rolnej to średnio 135 tys. zł/rok.

Chcemy lepszej przyszłości


Czy dałoby się wyżyć z samego gospodarstwa? Zapewne tak. Tyle tylko, że byłoby to życie od żniw do żniw i od dopłat do dopłat. Pewnie nie byłoby nas stać na dodatkowe przyjemności, jak choćby wyjazdy wakacyjne. A z mężem chcemy lepszego życia dla naszych dwóch pociech - synka Kacpra i córeczki Krysi. Nie chcemy, by miały ograniczone możliwości, wręcz odwrotnie – marzymy, by świat stał dla nich otworem. By nie miały kompleksu pochodzenia ze wsi.
Jednocześnie stale czujemy chęć do pracy w rolnictwie.

Planujemy zwiększenie areału gospodarstwa. Jeszcze kilka lat temu ceny ziemi były wręcz zaporowe – 80 tys. zł/ha. Teraz spadły do 40–50 tys. zł/ha. Ponadto wielu naszych rówieśników z okolicy znalazło pracę w Kutnie, które dzięki wyznaczonej strefie ekonomicznej daje wiele możliwości zatrudnienia. Nie każdy radzi sobie z łączeniem pracy w polu i poza gospodarstwem, szczególnie jeśli odziedziczył ziemię bez odpowiedniego sprzętu. Jest więc nadzieja, że działek na sprzedaż lub choćby do dzierżawy pojawi się niebawem więcej. Nie wykluczamy też powrotu do produkcji zwierzęcej. Wszystko zależy od sytuacji rynkowej.

Cały artykuł znajdziesz w marcowym wydaniu "top agrar Polska" od str. 44

Paulina Janusz-Twardowska
Autor Artykułu:Paulina Janusz-Twardowska

redaktor „top agrar Polska”, zootechnik, specjalistka w zakresie hodowli trzody chlewnej.

Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
26. kwiecień 2024 07:18