StoryEditor

Niebieska strefa zabójstwem dla warchlakarni

Poza obręb niebieskiej strefy można przemieszczać z niej tylko świnie do ubojni pod pewnymi rygorami. Warchlaki nie mogą jej opuścić. Zamykane już są dobre warchlakarnie.
20.03.2019., 15:03h
Jesteśmy w gminie Wojcieszków w powiecie łukowskim (woj. lubelskie). W końcu lipcu 2018 r. w sąsiedniej gminie Ulan w czterech drobnych gospodarstwach wykryto u świń wirusa ASF. Wojcieszków do 9 września był w obszarze zagrożonym – przez przynajmniej 30 dni wszystkie świnie nie mogły opuszczać danego gospodarstwa. Do tej pory znajduje się w niebieskiej strefie, z którą wiąże się szereg bardzo surowych restrykcji – mimo że do tej pory nie odnotowano tutaj żadnego ogniska u świń, a nawet ani jednego przypadku ASF u dzików.

Większa część powiatu łukowskiego leży w czerwonej strefie, reszta w niebieskiej. Gmina od południowego wschodu graniczy ze strefą żółtą, gdzie nie obowiązują już takie restrykcje. Jeszcze do niedawna w powiecie łukowskim było 1300 zarejestrowanych stad. Zostało już tylko 200, wypadają kolejne. Fatalne skutki dla producentów świń w niebieskiej strefie wywołuje zakaz ich przemieszczania, szczególnie dla sprzedawców warchlaków. Żywiec ze strefy kupują tylko 3 zakłady: Dobrosławów, Mościbrody i Wierzejki, płacą za 1 kg żywej wagi przeciętnie o 50 gr mniej od innych ubojni.

Ratunkiem stodoła

Agnieszka i Jarosław Wojtaszakowie z Hermanowa utrzymują 130 loch rasy naima i danbred. Inseminują je w cyklach co 3 tygodnie, w jednym cyklu uzyskują od 100 do 150 prosiąt. Przed objęciem ich strefą niebieską sprzedawali je w partiach 2 x 150 warchlaków w promieniu 30 km stałym odbiorcom. We wrześniu, gdy nastąpiła blokada (strefa zagrożona), ich odbiorcy prosiąt zostali w czerwonej strefie, ustał z nimi obrót. Z kolei w strefie niebieskiej trzodziarze, szczególnie mniejsi, zarzucają tucz ze względu na niskie ceny żywca.

Małżeństwo spodziewało się pojawienia wirusa, zwłaszcza, że ten niemal okrążył gminę. Znając ograniczenia w produkcji, zdążyło w pewnym stopniu przygotować stado na reżimy. Na tuczarnię przystosowali stodołę i garaże, wiedząc, że nie będą mogli przemieszczać warchlaków poza strefę. W ten sposób po 300 warchlaków z niesprzedanej nadwyżki tuczą u siebie. Pojedyncze partie prosiąt z trudem sprzedają w strefie, wytrwale szukając odbiorców.

– Żal było zmniejszać stado. Jedna locha hodowlana warta jest 1350 zł, tymczasem na rzeź płacą po 1,8 zł/kg żywca – deklaruje Agnieszka. Tworzą się im zatory w przemieszczaniu grup, ze względu na ciasnotę i przyrosty, zaburzony jest dobrostan. Coraz trudniej im o odbiorcę prosiąt, na które jest zbyt mało miejsca do tuczu. Ci, którzy pozostają przy produkcji wieprzowiny przechodzą na tucz kontraktowy – biorą od 300 prosiąt w górę w jednym rzucie. Wypadają drobniejsi.

– Mieliśmy odbiorcę warchlaków z powiatu lubartowskiego, który odbierał od nas co 3 tygodnie partie po 100 sztuk. Wszedł w tucz kontraktowy, bierze 300 prosiąt naraz – mówi Jarosław. Ratunkiem dla nich jest zniesienie w ich gminie niebieskiej strefy, choćby na kilka miesięcy, czy kilka rzutów, żeby uwolnić miejsca tuczowe.
– Gospodarstwo, które odbierało najwięcej warchlaków leży zaledwie 15 km od nas. Jest w strefie żółtej, więc nie może ich brać od nas – skarżą się Wojtaszakowie.

Cały reportaż przeczytasz w kwietniowym wydaniu "top agrar Polska".
Andrzej Sawa
Autor Artykułu:Andrzej Sawa
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
28. kwiecień 2024 00:07