StoryEditor

Indie. Dzień drugi.

Choć to Indie, od samego rana mglisto. Prawie deszczowo i zimno – ok. 10 stopni C. Podobno w oddalonych o 1000 km Himalajach spadł śnieg, więc i Delhi zanotowało pogorszenie pogody.
15.01.2016., 18:01h

Nasza grupa o 10.00 rusza busem sprzed hotelu. Pojazd wysprzątany i wypucowany. Cały czas w czasie naszej podróży service-boy polewa drinki, serwuje owoce i przekąski. Jedziemy znaną już z wczoraj autostradą do centrum Delhi. Widoczność gorsza, niż wczoraj. Mimo to, tłok na drodze i ustawiczne trąbienie klaksonów. Mijamy na skrzyżowaniach koczujących biedaków, hałdy śmieci na poboczach. W Indiach panuje system kastowy, co w praktyce oznacza, że najwyżej położone grupy społeczne – kapłańska i rycerska mogą zajmować się religią, polityką, biznesem; najniższa – pariasi, albo jeszcze niższa – niedotykalni – żyją w nędzy i raczej nie mają szans na awans społeczny. Wierzą, że tkwią w tej biedzie, gdyż w poprzednim wcieleniu byli grzeszni i cierpią w doczesności. Miejsce rolników jest w kaście pośredniej, która nazywa się wajśrowie. Znoszą to godnie, licząc, że kolejne wcielenie będzie lepsze. Stąd każdy w 1,3 mld Indiach zna swe miejsce. Wypucowane auto jest dlatego czyste, bo prowadzi go kierowca, który zajmuje się tylko kierowaniem. Pasażer – zwykle z lepszej kasty, jeśli jest przedsiębiorcą, jest wieziony przez kierowcę i w czasie jazdy pracuje – załatwia telefony itp. Przeciętna rodzina indyjska jest zatem obsługiwana jest przez kilka osób służebnych: praczkę, sprzątaczkę, szewca…

Dziś zwiedziliśmy dom-muzeum Indiry Ghandi. Pracowała w nim jako premier Indii, przed nim została zastrzelona przez swych ochroniarzy w 1984. Jej syn – Rajiv, objął rządy po matce, ale zginął w zamachu w 1991 r. Przejechaliśmy do parku, w którym spalono również na stosie pogrzebowym Mahatmę Ghandiego, najbardziej legendarną postać współczesnych Indii. Ten mąż stanu (zbieżność nazwisk z Indirą i jej synem przypadkowa), również został zamordowany. Miało to miejsce w 1948 r.

Spore wrażenie na naszych podróżnikach zrobiła jednak giełda warzywno-owocowa. Odpowiednik poznańskiej Gildii lub podwarszawskich Bronisz to miejsce, które powinien odwiedzić każdy pracownik polskiego Sanepidu, Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa czy Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych. Może wtedy przestałby czepiać się detali u polskich rolników. Ilustracja z giełdy poniżej. Wszelki komentarz zbyteczny.
 
Fot. Łuczak

Czytaj także:

Na Jedwabnym Szlaku. Przejazd do Mandawy

Wreszcie widzimy święte krowy

Polski rolnik na wielbłądzie

Top Agrar
Autor Artykułu:Top Agrar
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
27. kwiecień 2024 00:09