StoryEditor

Seks na wsi 300 lat temu. Czyli kto musiał pakować manatki…

Jeśli dziewczyna zaszła w ciążę, a chłopak nie poczuwał się do odpowiedzialności i nie chciał wziąć z nią ślubu, naciskała cała wieś… W końcu to wstyd dla rodziny, chociaż… seks uprawiano za ogólnym przyzwoleniem i milczeniem wszystkich. Kiedy? Zawsze. A szczególnie podczas żniw. ;)
20.10.2017., 10:10h
Jak to było 300 lat temu? Ano zupełnie inaczej niż dzisiaj. Z przekazów historycznych – głównie sądowych i kościelnych archiwów wiadomo, że przyzwolenie na seks przedmałżeński było powszechne, co nie znaczy że było aprobowane zawłaszcza przez Kościół. Za takie przewinienie ksiądz mógł nakazać bardzo upokarzającą pokutę – leżenie krzyżem w kościele. Mimo, że tajemnica pokuty obowiązywała przecież zawsze, to wszyscy wiedzieli, jakiego grzeszku dopuścił się chłopak.

Co ciekawe, młodzi nierzadko konsumowali związek niemal pod okiem rodziców, jeśli było już po zaręczynach. Tak było szczególnie na Podhalu. Generalnie współczesne społeczeństwo wiejskie podchodzi do spraw życia seksualnego zdecydowanie bardziej „pruderyjnie” niż kiedyś. Choć – co istotne – to, że seks przed ślubem się kiedyś zdarzał, nie znaczy że panowała ogólna degrengolada seksualna. Seks i miłość były tematem tabu, nikt o tym nie mówił, oficjalnie wszystko musiało być „po bożemu”. Tylko wiejskie przyśpiewki były pełne nawiązań do aktów seksualnych, w tym nawet do kobiecej masturbacji. Jednak im bardziej „soczysta” była treść przyśpiewek, tym bardziej etnografowie na przestrzeni lat je cenzurowali. Ze szkodą dla historyczno-obyczajowego punktu widzenia.

Do kochania się szukano okazji o każdym czasie i niemal w każdym miejscu, pod warunkiem, że „się nadawało”. W XVII i XVIII wieku wieś składała się maksymalnie z kilkunastu chat (o ile nawet tyle było), a w lesie zazwyczaj wypasano świnie... Na dodatek o każdym kroku każdego mieszkańca niemal wszyscy wiedzieli. Nie było łatwo pozostać anonimowym ze swoim pożądaniem, ale… dla chcącego nic trudnego.

A co robiono z dziećmi z nielegalnych związków? Niestety, zdarzało się i to dość często dzieciobójstwo. Podczas porodu były zazwyczaj obecne kobiety z rodziny i wiejskie akuszerki. Razem „naradzały” się, czy rodzina jest w stanie wyżywić kolejne dziecko, jeśli nie – los był przesądzony takiego noworodka. Przy czym, zazwyczaj nie zabijano go tak po prostu – poprzez uduszenie, utopienie, zadanie ran czy cokolwiek takiego, tylko raczej poprzez celowe zaniedbanie. Zaskoczyć może także model chłopskiej rodziny – mimo, że kobieta rodziła wówczas średnio około siedmiorga dzieci, to w rodzinie pozostawało zazwyczaj dwoje lub troje. Oczywiście nie znaczy to, że pozostałe zmarły w wyniku dzieciobójstwa, ale najczęściej z powodu panujących chorób i braku dostępu do pomocy medycznej.

Jeśli już jesteśmy przy kwestiach medycznych – pewnie zastanawiasz się, czy stosowano wtedy jakąś antykoncepcję. Oczywiście świadomość w tym zakresie była bardzo uboga, choć wiedziano jaki skutek przynosi uprawianie seksu, bo przecież pokrywanie zwierząt w gospodarstwie i prowadzenie ich rozrodu było oczywiste dla wszystkich, nawet dzieci. (Co więcej, dzieci zazwyczaj wiedziały o seksie rodziców, bo przecież spano w jednej izbie. I może nie było nic widać, to jednak było po prostu słychać…). O tym, że szczegółowa wiedza z zakresu zachodzenia i przebiegu ciąży była bardzo niska, może świadczyć fakt, że przed sądami zdarzało się, że chłopka mówiła o stosunku, który miał miejsce kilkanaście miesięcy przed tym, jak urodziła. Zazwyczaj kobiety mówiły też przed sądem, że mężczyzna obiecywał, iż „będzie tak robił, by nie było skutku” (zapewne chodziło o stosunek przerywany). Ale „skutek” bywał, więc żeby go uniknąć uciekano się do „metod” o charakterze magicznym: używano ziół, mówiono formułki i zażywano różne naturalne specyfiki. Znane było też wierzenie, że jeśli kobieta zakopie w ogródku łożysko, to uchroni ją to przed kolejną ciążą.

Jeśli chodzi o zwyczaje „antykoncepcji” na wsi pańszczyźnianej w Polsce nie ma za wielu świadectw przeszłości w tym zakresie, ponieważ chłopi byli niepiśmienni, nikt nie prowadził pamiętników. Nieco więcej w tym temacie można znaleźć w źródłach historycznych Europy Zachodniej, np. Wielkiej Brytanii. Ponoć tam nazbyt pożądliwa młodzież stosowała metodę wzajemnej masturbacji. Co być może sprawiło też, że w Anglii w latach 1650-1690 odsetek ciąż poza- i przedmałżeńskich był zaskakująco niski.

Wracając do tej izby, w której wszyscy razem spali – otóż uważano, że jeśli dziewczyna ma za sobą pierwszą miesiączkę, czyli osiągnęła wiek, od którego zazwyczaj zaczynano współżycie, należy przenieść jej łóżko z głównej izby, gdzie spali wszyscy do komory, w której przechowywano jedzenie. Tam spała i tam… No właśnie… :)

Cóż, jakaż bogata jest literatura w romantyczne opisy jak to chłopak zakrada się do niewiasty, by tam się z nią… kochać. A wszystko za cichym przyzwoleniem reszty domowników.

Warto wiedzieć, że o ile seks przedmałżeński był dość powszechny i nie aż tak naganny, to jednak zdrada była nie do przyjęcia. Poza instytucją sądu i Kościoła, działały w niektórych wsiach tzw. gromady wiejskie. Podczas takiej „sesji” spotykali się wszyscy gospodarze i publicznie wyznawali swoje występki. Oj, nierzadko bywało, że przy okazji wychodziły na jaw bardzo niewygodne fakty, takie jak właśnie zdrady. Wtedy gromada miała prawo osądzić, co z takim delikwentem zrobić. Finał romansów bywał opłakany – kochanek (lub kochanka) mógł być nawet wygnany ze wsi.

Jeśli natomiast przedmiotem dysputy gromady była ciąża panny z kawalerem, gromada niemal zawsze naciskała na ślub. Napominała o to także rodzina, i nie tylko z tego powodu, że to wstyd, ale przede wszystkim dlatego, że to był interes całej wsi. Kolejna rodzina, to kolejna komórka wspierająca organizacyjnie całą wiejską społeczność. Jeśli te naciski nie pomagały, sprawa trafiała do księdza albo do sądu. A ten ostatni najczęściej zmuszał pod groźbą kary do ślubu. Jeśli i to nie pomagało, zasądzał jednorazowe alimenty, którymi zazwyczaj było przekazanie krowy przyszłej matce.

Sama kobieta – w tym przypadku samotna matka – nie miała lekkiego życia. Z chwilą, gdy ciąża wyszła na jaw, obcinano jej warkocz i kazano nosić czepiec – symbol dorosłości. No i dziewczyna nie mogła już brać udziału w zabawach młodzieży. To sprawiało, że trudno było jej potem znaleźć partnera (męża). Ale zdarzały się też happy endy i udawało się jej założyć normalnie rodzinę.

Natomiast dzieci, pochodzące z romansów (uwaga, także z księdzem!), a które jednak pozostawały przy życiu, stanowiły symbol tajemnicy poliszynela, ponieważ było widać do kogo są podobne… :)

Z kolei kwestia tego, kto i na jakiej podstawie był dobierany w pary małżeńskie, to już oddzielna, i nie mniej ciekawa, historia. Opowiem ją innym razem.  ag



"Zaloty" Włodzimierz Tetmajer. 1894. Olej na płótnie. 93 x 150 cm.  Muzeum Narodowe, Kraków.
Aleksandra Galus
Autor Artykułu:Aleksandra Galus

redaktor, specjalista ds. automatyzacji treści

Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
23. kwiecień 2024 16:59