Nad cłami na nawozy sprowadzane ze Wschodu można długo dyskutować i tu zapewne ścierać się będą dwa wątki. Swoboda działalności gospodarczej i konieczność konkurowania z niemal zmonopolizowanym rynkiem nawozów azotowych w Polsce, ze zwyczajną ludzką przyzwoitością, nakazującą nieuczestniczenie w finansowaniu wojennych agresorów i krajów prowadzących politykę totalitarną.
Spotęgowane zakupy
Nie ma co ukrywać i warto to wyraźnie powiedzieć, że rynek ludzkie wartości szanuje, ale i tak kieruje się głównie liczbami. A te świadczą na niekorzyść wprowadzonych ceł na nawozy z Rosji i Białorusi. Nawozy te uzupełniały paletę asortymentu dostępnego w kraju, a przez to, że były najzwyczajniej w świecie tańsze, pomagały rolnikom w utrzymaniu produkcji, choćby na granicy opłacalności.
Cła, w obliczu prowadzonej przez Rosję wojny są więc konieczne, ale tę konieczność okupujemy droższymi zakupami. Okazuje się jednak, że sama informacja o zamiarze ich wprowadzenia spotęgowała import nawozów zza wojennej barykady. Rosja we...
