Jaja z zagranicy zamiast z polskich ferm? Ta sytuacja nie powinna mieć miejsca
Polska od lat jest jednym z największych producentów i eksporterów jaj na świecie. Nawet 35-40% krajowej produkcji trafia za granicę. Nic więc dziwnego, że rolnicy przecierają oczy ze zdumienia, gdy słyszą, że polskie przetwórnie dostają coraz więcej ofert zakupu jaj spoza Unii, a nawet spoza Europy, m.in. z Ukrainy, Turcji czy Brazylii. Na ten trend zwróciła uwagę Krajowa Izba Producentów Drobiu i Pasz (KIPDiP).
Dla wielu hodowców to paradoks: kraj, który wysyła jaja na wszystkie kontynenty, zaczyna rozglądać się za towarem z zewnątrz. Dlaczego tak się dzieje?
Czy przepisy UE wypychają polskich producentów z rynku?
KIPDiP wskazuje, że głównym powodem są decyzje unijnych urzędników. Organizacja zarzuca Brukseli trzy kluczowe kwestie:
- ciągłe zaostrzenie przepisów produkcyjnych, często ponad standardy światowe,
- bardziej liberalne traktowanie producentów spoza UE,
- utrzymywanie niepewności wokół przyszłości chowu klatkowego.
Według Izby to właśnie te czynniki doprowadzają do sytuacji, w której jaja w Europie są droższe niż w USA, a w porównaniu z Brazylią i Indiami różnica sięga odpowiednio 58% i 67%. To z kolei zachęca producentów spoza UE, by szukać klientów także w Polsce.
Jednak dla polskich hodowców to problem nie tylko ekonomiczny, lecz również systemowy. Rolnicy pytają: skoro wymagania w Europie są coraz wyższe, a konkurencja spoza UE coraz tańsza, to jak mamy utrzymać produkcję?
Mercosur zbliża się wielkimi krokami. Rolnicy biją na alarm
Sytuacja na rynku jaj doskonale wpisuje się w szersze napięcia, jakie narastają w europejskim rolnictwie. Najlepiej widać to w przygotowaniach do protestu rolników w Brukseli, zaplanowanego na 18 grudnia, gdzie według doniesień ma się pojawić około 10 tys. demonstrujących. Organizacje rolnicze z całej Europy, w tym polskie, zapowiedziały, że sprzeciwiają się polityce KE oraz planowanej umowie z Mercosurem. Więcej szczegółów o planowanym proteście opisaliśmy TUTAJ.
Rolnicy mówią jasno: importowane produkty spożywcze wjeżdżają do UE na dużo łagodniejszych zasadach niż te, które obowiązują europejskich hodowców. A to prowadzi do sytuacji, które obserwujemy dziś na rynku jaj (i nie tylko).
KIPDiP zwraca uwagę, że Argentyna już teraz jest czwartym co do wielkości eksporterem jaj do UE, mimo że umowy Mercosur formalnie jeszcze nie ma. Branża obawia się, że po jej podpisaniu napływ taniej żywności będzie tylko większy. Rolnicy widzą w tym prostą zależność: Im więcej unijnych ograniczeń i im słabsza kontrola importu, tym trudniej utrzymać konkurencyjność europejskich gospodarstw.
Polska branża jaj czuję presję. Co dalej?
Choć jaja to silny filar polskiego eksportu, dziś na rynku pojawia się wiele znaków zapytania. Zarówno producenci, jak i przetwórcy zastanawiają się, jak wyglądać będzie konkurencja w najbliższych latach, zwłaszcza jeśli UE podpisze nowe umowy handlowe, a wymagania środowiskowe znów zostaną zaostrzone.
Prezeska KIPDiP Katarzyna Gawrońska przekonuje, że przy obecnej polityce handlowej to nie rynek, lecz same regulacje doprowadzają do paradoksów, których świadkami jesteśmy dziś.
A jednym z nich jest fakt, że Polska – topowy eksporter jaj – zaczyna rozważać import, bo unijne przepisy powodują, że taniej jest sprowadzić jaja z drugiego końca świata niż wyprodukować je zgodnie z normami UE.
Oprac. Maryia Khamiuk na podst. inf. pras. Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz
