Rolnicy protestowali w powiecie sochaczewskim
Grupa około 20 rolników zebrała się 27 listopada pod budynkiem, w którym obradowała rada gminy Nowa Sucha w powiecie sochaczewskim. Protest był wyrazem sprzeciwu wobec planowanej podwyżki podatku rolnego o 4,5 procent. Jak podkreślali uczestnicy, decyzja samorządu jest niezrozumiała w sytuacji, gdy ceny płodów rolnych pozostają bardzo niskie, a ich gospodarstwa już trzeci rok z rzędu zmagają się z dotkliwą suszą.
– Nasze gospodarstwa są w trudnej sytuacji, a do tego władze gminy chcą podnieść nam podatek, dlatego protestujemy. Ceny zbóż szorują po dnie. Skoro nawet GUS obniżył referencyjną cenę żyta, będącą podstawą do wyliczania podatku rolnego, to niezrozumiałe jest dla nas, że w tym samym czasie wójt chce ten podatek podnosić – mówił rolnik Marcin Kazimierczak.
Podwyżka podatku - spór o stawkę i sposób wyliczeń
Rolnicy zwracają uwagę na sposób ustalania stawki podatku rolnego w gminie. Kamil Szymański szczegółowo wyjaśniał różnice pomiędzy ubiegłym a obecnym rokiem.
– W poprzednim roku cena referencyjna żyta ogłoszona przez GUS wynosiła 86 zł za decytonę, co było stawką maksymalną. Gmina przyjęła wtedy 63 zł, co przy przeliczniku 2,5 dt z hektara dało podatek w wysokości 157,5 zł od hektara przeliczeniowego. Teraz, gdy GUS obniżył cenę aż o 20 zł do poziomu 66,42 zł, władze gminy chcą przyjąć stawkę 66 zł. To prawie 100 procent maksymalnej wartości, a dla nas oznacza wzrost podatku o 7,5 zł na hektarze – tłumaczył.
Jak dodawał, w ubiegłym roku podatek naliczany był w oparciu o około 75 procent stawki GUS, a teraz ma sięgnąć niemal 100 procent.
Susza daje się we znaki trzeci rok z rzędu
Rolnicy podkreślali, że podwyżki nie można rozpatrywać w oderwaniu od sytuacji pogodowej i rynkowej. Na terenie gminy Nowa Sucha susza dała się we znaki już trzeci rok z rzędu, znacząco ograniczając plonowanie.
– Gdyby ceny płodów rolnych rosły, można by rozmawiać o podwyżkach. Tymczasem jest dokładnie odwrotnie. Ceny są bardzo niskie, a do tego borykamy się z suszą i realnymi stratami na poziomie co najmniej 40–50 procent. Aplikacja suszowa oczywiście pokazuje znacznie mniej. To jest po prostu kpina z rolników – mówił Marcin Kazimierczak.
W podobnym tonie wypowiadał się Wojciech Muszyński, który prowadzi gospodarstwo nastawione głównie na produkcję zbóż.
– Uprawiam pszenicę, kukurydzę, żyto i jęczmień. Susza uderza w nas kolejny rok. W przypadku kukurydzy miejscami straty dochodzą nawet do 70–80 procent. Nawet przy pszenicy zamiast normalnych ośmiu ton z hektara mamy sześć, czasem siedem. To ogromna różnica – zaznaczał.
Aplikacja suszowa znów na bakier
Podczas protestu pojawiały się też zarzuty dotyczące działania rządowej aplikacji suszowej. Rolnicy przywoływali rozmowy z przedstawicielami resortu rolnictwa.
– Na jednej z komisji usłyszeliśmy wprost, że aplikacja została ustawiona tak, żeby nie szacować strat powyżej 30 procent, bo w budżecie po prostu nie ma pieniędzy. A przecież każdy wie, że w systemach elektronicznych można wszystko odpowiednio ustawić. To pokazuje, jak jesteśmy traktowani – relacjonował Kamil Szymański.
Podwyżka podatku zależy od polityki finansowej gminy
O komentarz w sprawie zapytaliśmy również wójta gminy Nowa Sucha Macieja Mońkę. Jak wyjaśnił, propozycja podwyżki podatku rolnego wpisuje się w szerszą politykę finansową gminy.
– Naszym założeniem jest to, aby zgodnie ze wskaźnikiem inflacyjnym wszystkie podatki na terenie gminy zostały podniesione w równym stopniu. Rolnicy mają oczywiście prawo zgłaszać swoje uwagi i je zgłaszają, natomiast ostateczną decyzję podejmą radni podczas sesji – powiedział Maciej Mońka.
Rolnicy obciążani wysokim podatkiem mimo trudnej sytuacji finansowej
Protestujący zapowiadają, że będą nadal walczyć o obniżenie planowanych stawek i bardziej sprawiedliwe podejście do rolników, którzy zostali obciążeni niemal maksymalnym podatkiem w momencie, gdy ich sytuacja finansowa jest wyjątkowo trudna.
– Jeżeli podnosimy podatki, to róbmy to równo we wszystkich branżach, a nie tylko kosztem rolnictwa. U nas sięga to prawie 90 czy 100 procent stawki maksymalnej, podczas gdy w innych sektorach jest to 40–60 procent. To po prostu nie fair – podsumowywał Wojciech Muszyński.
Kamila Szałaj. Andrzej Rutkowski

