Reportaż z Podlasia: W okowach Biebrzy

Rolnicy żądają większego udziału w pożytkach parku narodowego, dbając o jego ścisłą ochronę. Przyroda jest dla nich tak samo ważna, jak dla ich przodków. Ich zdaniem są z niego rugowani.
Spór z parkiem toczą już od kilku lat. Protestują właściciele towarowych gospodarstw utrzymujących bydło z gmin: Goniądz, Trzcianne, Jedwabne, Jaświły i Sztabin. Ich opór przed poczynaniami władz parku symbolizowała łyżka obornika wysypana ładowaczem na chodniku przed wejściem do biurowca. Zaraz po zakończeniu pikiety chodnik uprzątnięto.
Brak współpracy
Uważają, że BPN należycie nie informuje ich o przetargach na dzierżawy jego łąk, nie dzieli wielkich połaci do dzierżawy na mniejsze działki, nie docierają do nich oferty sprzedaży łąk przez drobnych rolników, którzy odchodzą od hodowli. Park łączy je w kompleksy i wystawia na dzierżawy w przetargach nieograniczonych, które zazwyczaj wygrywają potentaci spoza rolnictwa z różnych części kraju, zwykle jest to większy biznes. Największy wydzierżawiony jednemu biznesmenowi kompleks liczy ponad 1 tys. ha. Rzekomo ma ich kilka. Formalnie ma już status rolnika, bo kilka lat temu kupił tu kilkuhektarowe gospodarstwo z siedliskiem, ale nic nie produkuje. Około 20 tys. ha powierzchni chronionej może być dzierżawione w ten sposób.Biznes górą
– Też byśmy kupowali je przez miedzę, bo brakuje nam pasz i ściółki, ale nie wiemy, kto je oferuje na sprzedaż – deklaruje. Dodaje, że spółki często nie wywiązują się z zobowiązań, bo w znacznej mierze są to bardzo podmokłe tereny i wiążą się z tym bardzo wysokie koszty. Siano oferują nam za zapłatą, żebyśmy je tylko sprzątnęli i zabrali do gospodarstw – relacjonuje Ciochanowski.
Za 1 ha łączne dopłaty za łąki pod „ptaszka” przekraczają 2 tys. zł i trafiają do biznesu. Za 1 ha spółki płacą na rzecz parku od 600 do 1 tys. zł czynszu dzierżawnego. Siano zbierane w sierpniu nadaje się już głównie na ściółkę. Rolnik narzeka, że w ten sposób marnuje się nie tylko pasza, ale uciekają stąd wielkie pieniądze z dopłat do spółek, m.in. w Krakowie, Warszawie, Lublinie, Włodawie (woj. lubelskie), w Wielkopolsce.
– O nadbiebrzańską przyrodę dbali nasi ojcowie i dziadowie, prowadząc zrównoważone rolnictwo. W ten sposób oni naturalnie te „ptaszki” wypiastowali – uważa producent wołowiny. Mocno ubolewa, że wielu tutejszych rolników ucierpiało z powodu ASF, a wirus rozniósł się od dzików, które namnożyły się na chronionych nieużytkach.
Na ich polach żeruje i czyni szkody zwierzyna z parku: łosie, jelenie, sarny, dzikie gęsi, żurawie. Właśnie dlatego za tę swoistą, lecz kosztowną ochronę środowiska z ich strony, domagają się rekompensaty w postaci możliwości wykupywania chłopskich kawałków i dzierżawy łąk od BPN. Ciochanowski wydzierżawiłby do 50 ha łąk.
Pada melioracja
Grzegorz Szklanko z Łazów w gminie Goniądz prowadzi 45-hektarowe gospodarstwo, w którym produkuje mleko od 25 dojnych krów. Na 15 ha jego łąk są rowy melioracyjne, w których stoi woda.– Za ochronę „ptaszków” przysługuje dopłata podstawowa (około 770 zł/ha) oraz rolnośrodowiskowa, która w przypadku wodniczki wynosi 1300 zł/ha. Znaczna część parku jest pod tym „ptaszkiem”. Co roku trzeba wykosić po 15 sierpnia całość działki lub co drugi rok po połowie. Są też tańsze pakiety – koszenie po 15 czerwca. Nas takie interesują, by zebrać wartościowe pasze – mówi rolnik. Szklanko podkreśla, ich ojcowie i dziadowie łąki te kosili najpierw kosami, później kosiarkami listwowymi, dlatego uchowało się szlachetne ptactwo. Tych biznesmenów wtedy nie było.
Dawne sianowanie
– Zjechali do nas dopiero, gdy pojawiły się dopłaty, po czysty biznes, za znojny dorobek przyrodniczy naszych przodków – kwituje proceder nasz rozmówca. Wspomina, jak on, mając 10–12 lat na przełomie lat 70/80 jeździł z rodzicami 20 km nad Biebrzę na łąki sianować. Wyjazd taki trwał 3 dni, z prowiantem i noclegami na łąkach całych rodzin.Spór się zaostrza
– Dwa lata temu wygrałem przetarg na dzierżawę 3 ha łąk od parku. Zrezygnowałem z dzierżawy, gdyż po sprawdzeniu w ARiMR okazało się, że jest ona ujęta w programie rolnośrodowiskowym jednego z biznesmenów, nie chciałem się z nim chandryczyć, za słaby jestem – mówi anonimowo jeden z rolników ze wsi Brzostowo w gminie Jedwabne.
Inni mieszkańcy tej wioski zaklinają się, że takich łąk bez formalnej umowy dzierżawy jest znacznie więcej. – Zgłaszaliśmy to do różnych instytucji w Białymstoku, nawet do CBA. Cisza – mówią.
Krzysztof Mocarski, sołtys wsi Pluty w gminie Jedwabne prowadzi 17-hektarowe gospodarstwo, w którym produkuje mleko od 17 krów. Rok temu wydzierżawił od parku na przetargu 10 ha chronionych łąk, bo brakuje mu ściółki. – Jeszcze nie podpisałem protokołu zdawczo-odbiorczego, a już miałem pierwszą kontrolę z parku, potem dwie następne. Łącznie władze BPN nałożyły mi – moim zdaniem niesłusznie – 30 tys. zł kar finansowych za – ich zdaniem – złamanie reżimów środowiskowych – deklaruje sołtys, który odwołał się od tych decyzji do sądu i czeka na werdykt. Jego zdaniem, park uparcie blokuje chłopskie dzierżawy, tymczasem rolnicy są nimi coraz mocniej zainteresowani, bo zwiększają obsadę bydła.
– Przetargi nieograniczone nie polegają na ustnej licytacji, lecz na pisemnych ofertach w kopertach, które są rozstrzygane dopiero po kilku dniach. Tak łamana jest przejrzystość przetargu – narzeka rolnik.
Czcze obietnice
Biebrzański Park Narodowy powstał w 1993 r. Rady gmin, które udostępniły pod niego swoje tereny stosownymi uchwałami, mamione były korzyściami dla mieszkańców. Miały być miejsca pracy, wpływy z podatków, budowane drogi i inne profity. Nasi rozmówcy są zdania, że społeczności lokalne zostały oszukane. Na ponad 100 etatów w siedzibie BPN w gminie Goniądz pracę znalazło może 10 miejscowych. Reszta dojeżdża z innych miast. Powstało trochę gospodarstw agroturystycznych, ale towarowe tracą.– Jeśli nie dojdziemy do kompromisu, formy nacisku będziemy nasilać – obiecuje Ciochanowski, koordynator protestu. Sprawa już jest zgłoszona do Sejmowej Komisji Rolnictwa, która ma się nią wkrótce zająć. Podobne sygnały o „ratrakowych” spółkach i kasowaniu dopłat środowiskowych z ARiMR za niekoszone, porzucone łąki docierają do nas z terenów innych parków. Do tematu wrócimy.
Andrzej Sawa
Gmina w pułapce
– Wpływy podatkowe z BPN dla gminy są znikome, a utrudnienia inwestycyjne z tytułu obszarów chronionych bardzo dotkliwe. Ustawodawca umożliwił przekształcanie łąk i gruntów leśnych w nieużytki, a te są zwolnione z podatku rolnego. Jeszcze w 2009 r. za 17 tys. ha parku położonych w naszej gminie wojewoda wpłacał nam do budżetu ponad 1 mln zł z tytułu zwrotu utraconych dochodów. Zmieniły się przepisy, teraz dostajemy tylko 12 tys. zł. Podatku leśnego od BPN mamy 160 tys. zł, podatku od nieruchomości 31 tys. i 188 (!) zł podatku rolnego. W sezonie przewija się kilkanaście tysięcy turystów, głównie z Polski. Powstał kompleks restauracyjno-hotelowy z niewielką liczbą miejsc pracy oraz zarejestrowało się 35 gospodarstw agroturystycznych. Sezon jest jednak tylko latem, a turysta-pasjonat przyrody, głównie ptactwa, raczej ubogi. Park prowadzi działalność zarobkową: ścieżki edukacyjne, szlaki turystyczne, spływy kajakowe itp. Pobiera za to komercyjne opłaty, ale nie jest to według przepisów działalność gospodarcza, od której należy odprowadzać do gminy podatki. Z kolei na terenach chronionych są surowe ograniczenia inwestycyjne. Nikt nie chce inwestować w produkcję i niektóre usługi. Znaleźliśmy się w inwestycyjnej pułapce - mówi Grzegorz Dudkiewicz, burmistrz Goniądza.
Zdaniem władz parku
Specyfiką Biebrzańskiego Parku Narodowego są rozległe torfowiska, jedne z większych w Europie. Ich naturalną i pożądaną cechą jest to, że są stale uwodnione, tzn. mokre i trudno jest na nie wjechać typowym sprzętem rolniczym. Obecność wody na nich jest kluczowa, nie tylko dla samego siedliska (torfowiska), ale również dla fauny, czego sztandarowym przykładem jest wodniczka.Andrzej Grygoruk, dyrektor BPN.
BPN położony wokół meandrującej Biebrzy jest największym parkiem narodowym w Polsce. Słynie z ostoi ptactwa wodno-błotnego, w tym bardzo rzadkiej wodniczki. as
