StoryEditor

Jeden opryskiwacz samojezdny na 2000 ha. Jak rolnik Wojciech Lewandowski wdraża rolnictwo precyzyjne?

W gospodarstwie Lewandowskich rolnictwo precyzyjne to nie hasło z folderów, ale codzienna praktyka na 2000 ha. – Zmienne dawkowanie nawozów daje nam wyższy plon tam, gdzie kiedyś nawóz… szkodził – mówi Wojciech Lewandowski, znany z kanału GR Lewandowscy. W rozmowie z top agrar Polska opowiada, jak wykorzystuje rozsiewacze z kontrolą sekcji, opryskiwacz samojezdny Horsch Leeb i kombajn John Deere X9 oraz dlaczego myśli już o pulsacyjnym systemie oprysku i gotowej cieczy roboczej.

08.12.2025., 13:59h

Zmienna dawka nawozu: mniej wrażliwych miejsc, więcej plonu

W gospodarstwie Lewandowskich precyzyjne nawożenie to dziś standard.

– W naszym gospodarstwie, jeśli chodzi o skuteczne nawożenie, to przede wszystkim stosujemy zmienne dawkowanie. Rozsiewacze są wyposażone w kontrolę sekcji oraz utrzymywanie wagi, także precyzyjne podawanie nawozu i trzymanie zadanej dawki – wyjaśnia Wojciech Lewandowski.

Kluczowy efekt nie sprowadza się tylko do „oszczędności nawozu”:

– Zmienna dawka to rozwiązanie, które nie tylko oszczędza nam nawóz, ale przede wszystkim daje nam plon w miejscach, w których często ten nawóz szkodził. Dajemy nawozu mniej, a otrzymujemy większy plon. Bardzo pozytywnie wpływa to na ekonomikę zbieranego plonu – podkreśla rolnik.

W praktyce:

  • na słabszych fragmentach pola dawki są redukowane,
  • w strefach o wysokim potencjale – utrzymywane lub korygowane,
  • efekt to lepsze wyrównanie łanu i wyższa średnia z hektara przy sensownym zużyciu nawozu.

Horsch Leeb 8000 l i 36 m belki: wydajność plus gotowość na zmienne dawki

W ochronie roślin gospodarstwo postawiło na opryskiwacz samojezdny:

– Do oprysków używamy samojezdnego Horsch Leeb, zbiornik 8000 litrów i belka o szerokości 36 metrów. Dla nas bardzo ważna jest wydajność, ale też mamy możliwość robienia zmiennego dawkowania – mówi Lewandowski.

Na razie zmienne dawki cieczy roboczej nie są jeszcze wykorzystywane w pełni:

– Powiem szczerze, zmiennego dawkowania oprysku jeszcze u siebie nie stosowałem, ale gospodarstwo buduje już bazę danych, która pozwoli to wdrożyć w kolejnych sezonach.

image
FOTO: Krzysztof Gębski W Rozmowie Z Wojciechem Lewandowskim Podczas X Forum Rolników I Agrobiznesu W Poznaniu

Kombajn John Deere X9: dane z pola pod antywylegacz

Nowością w gospodarstwie jest kombajn najnowszej generacji:

– Od tego roku mamy kombajn John Deere X9, który ma możliwość zapisywania miejsc, w których na przykład zboże wyległo – tłumaczy Lewandowski.

To otwiera drogę do precyzyjnych zabiegów regulatorem wzrostu:

– Jeśli w tym roku zbierałem pszenicę, gdzie miejscami wyległa, to za dwa lata – bo tak wychodzi w zmianowaniu – będę mógł w tych miejscach zrobić zmienne dawkowanie antywylegacza. Pszenica leży dziś w tych najmocniejszych miejscach, gdzie potencjał plonowania jest bardzo wysoki. Myślę, że to będzie kolejny skok plonowania w górę – ocenia.

Schemat jest prosty:

  • kombajn zapisuje lokalizacje wylegnięć,
  • na tej podstawie powstaje mapa,
  • przy kolejnym zasiewie pszenicy antywylegacz dostanie wyższą dawkę tylko tam, gdzie faktycznie jest to potrzebne.

Pulsacyjny oprysk jako kolejny krok

Choć obecny Horsch Leeb jest mocno zaawansowany (m.in. system AutoSelect do doboru dysz i regulacji ciśnienia), gospodarstwo już planuje kolejny technologiczny skok.

– Myślę, że przy następnym opryskiwaczu będzie już pulsacyjny system oprysku. AutoSelect nam trochę pomaga, ale to nie jest to, co pulsacyjny oprysk – mówi Wojciech Lewandowski.

Dlaczego pulsacja?

– Pulsacyjny oprysk daje nam plus na uwrociach, łukach – idealne rozmieszczenie dawki na całej szerokości belki roboczej – podkreśla.

To oznacza:

  • lepsze utrzymanie dawki przy zmianach prędkości,
  • mniejsze nakładki i omijaki,
  • bardziej równomierne pokrycie roślin, zwłaszcza na klinach i nieregularnych działkach.

Logistyka oprysku: mniej wody, gotowa ciecz i 300 ha dziennie

Wydajność pracy opryskiwacza samojezdnego to nie tylko duży zbiornik i szeroka belka. Równie ważna jest dobrze przemyślana logistyka.

– Przede wszystkim mamy duży baniak i dajemy mało cieczy roboczej – schodzimy do 120–150 l/ha – wylicza Lewandowski.

– Dowożenie wody na pole robimy tak, żeby opryskiwacz miał jak najmniej przejazdów.

Kolejny etap to automatyzacja przygotowania cieczy:

– Myślimy o tym, żeby ciecz robocza była gotowa w 100% – tylko ją wlewać. Chodzi głównie o pierwsze, wiosenne zabiegi, gdzie jest dużo różnych środków, odżywek, często w proszkach. Przy 50 ha na raz musimy do opryskiwacza wrzucić nawet 500 kg, co wydaje się absurdalne, ale tak jest. Gotowa ciecz jeszcze bardziej zwiększyłaby wydajność – tłumaczy.

Jak wygląda zatem dzienna efektywność?

– Możemy się pochwalić dniami, gdzie przekraczaliśmy 300 ha. Zwykle to ok. 250 ha na dzień, czasami na dobę. W rekordowych dniach byliśmy w stanie zrobić 400–500 ha – mówi rolnik.

image

Dlaczego formulacja decyduje o skuteczności środka ochrony roślin? Ekspert BASF wyjaśnia

Czy jeden samojezdny opryskiwacz wystarczy na 2000 ha?

Przy takiej skali gospodarstwa pytanie wydaje się naturalne.

– Cały rok udało się przepracować jednym opryskiwaczem. Pogoda jest coraz bardziej specyficzna, okienek pogodowych jest mniej, pola są rozdrobnione, więc na małych kawałkach trochę tracimy na dziennej wydajności – przyznaje Lewandowski.

Mimo to zeszły rok pokazał, że:

– Przy odrobinie szczęścia pogodowego jesteśmy w stanie obsłużyć te hektary jedną maszyną. Jedna maszyna, jeden człowiek – to bardzo dobrze wychodzi nam ekonomicznie – podkreśla.

„Drugi opryskiwacz czeka na czarną godzinę”

Bezpieczeństwo pracy zapewnia rezerwa sprzętowa.

– W gospodarstwie stoi poprzedni opryskiwacz, którego od półtora roku nie używamy, odkąd mamy samojezdny. Stoi i czeka na czarną godzinę – mówi Lewandowski.

Są oczywiście obawy:

– Jak maszyna stoi, zawsze może coś „wyjść” przy uruchomieniu po takim czasie. Ale liczę, że nowy opryskiwacz będzie pracował niezawodnie. Ten drugi jest awaryjnie, zawsze można podpiąć traktor, żeby ktoś inny wskoczył i wspomógł pracę.

Wnioski dla gospodarstw myślących o precyzji

Historia gospodarstwa Lewandowskich pokazuje, że rolnictwo precyzyjne:

  • zaczyna się od prostych rzeczy – wagowy rozsiewacz, kontrola sekcji, zmienne dawkowanie,
  • z czasem wchodzi w głębszą integrację danych – zapisy z kombajnu, mapy wylegania, zmienne dawki regulatorów,
  • wymaga przemyślanej logistyki i organizacji pracy,
  • daje realne efekty ekonomiczne – wyższy plon z ha, mniejsze zużycie środków, lepsze wykorzystanie czasu ludzi i maszyn.

Przykład Wojciecha Lewandowskiego pokazuje też, że przy odpowiedniej organizacji jeden wydajny opryskiwacz samojezdny może obsłużyć 2000 ha, a drugi – starszy – warto trzymać w rezerwie na wypadek „czarnej godziny”.

Bartłomiej Czekała
Autor Artykułu:Bartłomiej Czekała Dyrektor Działu Rozwoju Cyfrowego i Produktów Cyfrowych
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
08. grudzień 2025 15:01