StoryEditor

Pryszczyca na Węgrzech: „Serce mi pęka… Dla hodowcy bydła nie ma większego smutku niż bycie świadkiem „bezsensownej” destrukcji”

Szabolcs Bóna, dyrektor Rábapordányi Mezőgazdasági Zrt., gospodarstwa rolnego, w którym potwierdzono ognisko pryszczycy mówi, że ubój 600 krów rozpoczął się o 6 rano. Pomaganie w niszczeniu własnego gospodarstwa budowanego latami to koszmar, którego nikt nie życzyłby najgorszemu wrogowi.

18.04.2025., 14:28h

Hodowca opisuje dramatyczną sytuację na fermie, która rozgrywa się od momentu stwierdzenia ogniska pryszczycy. Zaznacza, że wiele osób w tych trudnych chwilach wspiera rolnika, oferuje pomoc, wyraża współczucie, to wiele dla niego znaczy.

O wyznaczeniu ognisku pisaliśmy wczoraj wieczorem: 

Nie udało się zapanować nad pryszczycą. Kolejne węgierskie stado do uboju!

Niszczenie wieloletniej hodowli bydła

- Jestem dumny ze wszystkich moich kolegów, którzy w ostatnich tygodniach zrobili nie tylko to, czego się od nich oczekiwało, ale zrobili o wiele więcej. Zaoferowali nie tylko swoje godziny pracy, ale dosłownie swoje dni, swoje życie. Jesteśmy społecznością pracującą, której nie przerażają trudności, lecz która zamiast tego kształtuje w nas determinację i chęć współpracy. Serce mi pęka, że ​​muszą patrzeć, a nawet pomagać w niszczeniu swojej pracy. Dla hodowcy bydła nie ma większego smutku niż bycie świadkiem „bezsensownej” destrukcji – podkreśla Szabolcs Bóna. Dodaje, że rozumie, że tak musiało być, że to ryzyko gospodarcze dla kraju, ale dzięki szybkiemu ubojowi i dezynfekcji zabezpieczy innych hodowców przed podobną sytuacją.

- Nasz ból i szkody są niczym w porównaniu z ryzykiem, jakie niosą ze sobą niewystarczające środki epidemiologiczne. Musimy zniszczyć piękno naszej pracy i musimy aktywnie w niej uczestniczyć. To było nasze własne dziecko. Tak jest dosłownie. Wielu naszych rodziców i dziadków również poświęciło temu życie – dodaje Szabolcs Bóna i wielokrotnie dziękuje wszystkim, którzy pomagają.

Ubój i grzebanie zwłok zwierząt

Ubój zwierząt rozpoczął się o szóstej rano. Hodowca podkreśla, że proces ten musi przebiegać możliwie jak najszybciej i profesjonalnie, a każda zmarnowana minuta oznacza dodatkowe ryzyko. Znaleziono również miejsce grzebowiska gdzie zostaną przewiezione zwłoki.

- Niestety, najbliższą opcją jest Pereszteg. Przepraszam. Proszę mi wierzyć, jest mi naprawdę przykro, nie chciałem, nie chcieliśmy, żeby te zwierzęta odpoczywały w Pereszteg, nie po to je hodowaliśmy – dodaje dyrektor fermy.

Skąd wirus w gospodarstwie?

Właściciele gospodarstwa zastanawiają się skąd wirus przywędrował. Oskarżani są dziennikarze, ale dyrektor zaprzecza, żeby miał z nimi wcześniej kontakt.

- Od początku epidemii staram się podkreślać we wszystkich mediach, że musimy skupić się na profilaktyce – dodał rolnik i podkreślił, że od ostatniego ogniska na Węgrzech w gospodarstwie są maty dezynfekujące.

- Środki podjęte w związku z epidemią w Rábapordány są profesjonalne, szybkie i jestem pewien, że okażą się skuteczne. Tak powinno być do tej pory. Widzę, że są to profesjonaliści, wykonujący swoją pracę fachowo i co najważniejsze, w sposób zorganizowany. Im też pomagamy – wyjaśnia rolnik. Dodaje, że przesłuchanie w sprawie możliwego przywleczenia pryszczycy trwało 3,5 godziny, pobrano całą zawartość telefonu właściciela prowadząc śledztwo.

- To Wielkanoc! Wielki Piątek. Dzień ukrzyżowania Chrystusa. Jako chrześcijanie wiemy, że On pokonał śmierć i został uwielbiony w swoim zmartwychwstaniu. Dziś śmierć zbiera żniwo także za nas, ale wiemy, że zmartwychwstanie nadchodzi! Jesteśmy twardzi i zdolni do zaczynania od nowa. Zacznijmy od nowa! Powstaniemy! – napisał w mediach społecznościowych rolnik.

Dorota Kolasińska
Autor Artykułu:Dorota Kolasińska Redaktor Prowadząca topagrar.pl
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
04. grudzień 2025 22:47