Rynek zbóż: nawet skupy nie wiedzą co robić

Krajowy rynek zbóż jest tak rozregulowany emocjami, że nie tylko rolnicy borykają się z decyzjami o tym czy sprzedawać, czy jeszcze czekać. Okazuje się, że działające pod sporą presją ewentualnych strat, także firmy skupowe mają spory dylemat.
Rolnicy są spadającymi cenami załamani, ci którzy nie mają nadmiernych zasobów finansowych, lub nie widzą szans na szybką zmianę trendu zaczynają pojawiać ze swoim zbożem się w skupach, ale i im winda cenowa wciąż zjeżdża niżej i niżej. Wśród krajowych skupujących dominują minorowe nastroje, niemal każdy handlowiec ma coś tam zbóż wcześniej kupionych drożej i teraz sprzedać ich nie może.
Skupy w kropce
Reakcje na obecną sytuację są bardzo różne, czasem ceny na skupach są mocno obniżane, bo brak oparcia w twardej rzeczywistej cenie ewentualnej odsprzedaży nie daje poczucia bezpieczeństwa. Inni nie wiedząc co robić, grają na przetrzymanie trudnego okresu i nawet nie odbierają telefonów (stąd czasem w tabeli cenowej zobaczymy ceny sprzed tygodnia lub dwóch). Kolejni telefony odbierają, ale szczerze odpowiadają, że na razie niczego nie kupują.
Jeszcze inni kupują, ale mocno na i też ograniczają zakupy, umożliwiając dostawy tylko stałym dostawcom. – Jestem niewielkim lokalnym skupującym, ale na rynku działam już prawie 40 lat. Wśród swoich stałych dostawców mam ponad 4 tys. okolicznych rolników. Jest mi ich bardzo żal, bo przecież jak im ceny spadły to także mnie jest trudniej. W ostatnich tygodniach dostawcy się uaktywnili, bo życie przymusiło ich do sprzedaży i zgromadziłem jakąś partię towaru. Teraz martwię się o to gdzie sprzedam, ale przecież nie odmówię stałym dostawcom, którzy współpracują ze mną od lat – mówi skupujący z Polski Centralnej.
Tam gdzie rolnictwo jest bardziej rozdrobnione w skupach zaczął się większy ruch.– U rolników widać zatrwożenia aktualną sytuacją. Wielu z nich woli jednak sprzedać, bo obawiają się, że będzie jeszcze gorzej. Mówią, że lepiej to już było – mówi szef skupu z woj. świętokrzyskiego.
Najgorzej na wschodzie kraju
Z niskimi cenami i ze zbytem największy problem mają rolnicy ze wschodnich województw Polski. Tam ceny pszenicy konsumpcyjnej spadły poniżej 1200 zł/t, a pszenica paszowa jest nawet skupowana po 1100 zł, a czasem jeszcze taniej. – Po pierwszym tygodniu nowego roku trochę się z dostawami ruszyło, ale teraz kiedy ceny jeszcze bardziej spadły, znów zrobiła się cisza. Rolnicy przeżywają ciężki czas, sytuacja jest niepewna – mówi przedstawiciel firmy skupowej z Lubelszczyzny. Na ograniczony ruch i spadające ceny narzeka inny kupujący. – Zaczynało się trochę rozkręcać, parę dostaw już było, ale po obniżkach odbieram tylko telefony. Pytają o cenę, ale nie przywożą – mówi skupujący z Podlasia.
Wyraźnie widać, że podaż jest zależna od możliwości finansowych okolicznych rolników, bo przecież pieniądze są potrzebne, a czas wjazdu z nawozami w pola nadchodzi wielkimi krokami. – Dostawy bardzo zależą od pogody, jak zrobiła się wiosenka, to rolnicy zaczęli jechać ze zbożem do skupu. Jak znów trochę pomroziło i śniegu przywiało, to skup ustał – mówi skupujący z Kujaw, który narzeka także na ograniczone możliwości sprzedaży. – Przez te parę dni towaru trochę zgromadziłem, a teraz nie ma ruchu ani na skupie, ani na wydaniu – dodaje.
Na brak dostaw nie narzekają jednak młynarze, którzy oferują za pszenicę konsumpcyjną 1250 zł/t, tam gdzie widzimy cenę 1300 zł/t dotyczy ona albo szczególnej jakości pszenicy, albo dostaw na marzec. – Ruszyło się nie tylko z dostawami od rolników, zgłaszany jest także towar z mniejszych firm. Handlowcy rozumieją, że tym razem czas nie działa na ich korzyść – mówi przedstawiciel młyna. – Ceny pospadały, ale to nie znaczy, że nie mogą spaść jeszcze bardziej – zaraz dodaje.
I rzeczywiście widać wyraźnie, że są regiony, gdzie rolnicy czekając dalej ryzykują, a ceny spadają dalej. Sporo słyszy się głosów współczucia, ale faktów się nie zmieni. – Rolnicy i tak maja ciężko, a tu teraz jeszcze rynek dobija cenami – mówi zajmujący się handlem poza magazynowym.
Potworny rynek
Trzeba pamiętać jednak, że rynek to nie jest jakiś magiczny wysublimowany, sztuczny twór. Ten rynek tworzą wszyscy uczestnicy. Rolnicy, którzy oczekiwali większych cen niż te co były w żniwa i trochę zasłuchali się w zapewnienia polityków, zapominając że ceny to gra do obu bramek. Firmy skupowe, które kupiony, czasem zgrabnie posortowany, lub podsuszony towar muszą odsprzedać, najlepiej żeby z zyskiem, bo wtedy przetrwają. Przetwórcy, którzy inwestując w zakłady tworzą produkty i wychodząc z nim na rynek umożliwiają wszystkim poprzednim uczestnikom łańcucha, to że ich praca jest w ogóle potrzebna i przeważnie zyskowna. I konsumenci, którzy obecnie nie zawsze chcą jeść taką ilość produktów jakie zbierzemy, sprzedamy i przetworzymy.
Dlatego potrzebny jest także handel międzynarodowy. Ważne by ten w okresach nadwyżkowych działał proeksportowo, jak wszyscy wiemy tu mamy aktualnie spore zaniedbania, bo w roku dobrych zbiorów mamy także spory import, pojawiający się w okresach szczególnych napięć i pewnie można powiedzieć, że tych okresów by nie było, gdyby zboża były przez rolników sprzedawane równomiernie, a nie wstrzymywane. Ale już przecież żniw kukurydzianych nie przesuniemy, a to właśnie w okresie trwających żniw nasz rynek zbóż paszowych dostał strzał, takiego „shota” z importowanej kukurydzy, a mówi się, że dopalacze są zabronione!
Ciągle do dołu
A ceny dalej spadają i pojawiają się pytania, kiedy to stanie. Najgorsze jest to, ze na to pytanie nie ma odpowiedzi, bo dopiero obraz faktycznej przewagi podaży nad popytem, kreowanym przez ograniczaną coraz bardziej konsumpcję może dać obraz całości. Ten będzie wyraźny, dopiero na koniec sezonu. Wróżyć w tej sytuacji jest niezmiernie ciężko ale nie spodziewajmy się raczej cudów.
Przecież i na Matifie na marzec pszenica wyceniana jest w czwartek na 284,75 €/t, w ciągu tygodnia pszenica potaniała o 7 euro/t i tylko słabsza złotówka chroni nas przed większymi obniżkami w eksporcie.
Wspomniani eksporterzy pszenicę mającą min. 12,5% białka kupują po 1360 zł/t, pszenica z zawartością powyżej 13,5% kosztuje 1380 zł/t, a „czternastka” jest po 1450 zł/t.
W krajowych skupach ceny pszenicy pospadały średnio o 50 zł tylko w ciągu tygodnia. Jest to kolejny spadek, ale tak dużych obniżek nie było dawno. Wyraźnie widać, że na rynku zbóż zaczyna się panika. Pszenica konsumpcyjna jest skupowana najczęściej po 1200–1250 zł/t, ale znajdziemy 1150 zł/t i okazjonalne 1300 zł/t. Niesamowicie rozchwiany jest rynek pszenicy paszowej, tutaj mamy ceny od 1080 zł/t, do nawet 1300 zł/t.
Pszenżyto na także ceny bardzo różne, w skupach jest zarówno po 970 zł/ t, jak i po 1200 zł/t. W portach eksporterzy płacą 1120 zł/t, a niemieckie wytwórnie oczekują ofert na minimum 500-tonowe partie, bo mniejszych nie kupują.
Żyto w krajowym skupie ma już średnią cenę poniżej 1000 zł/t, a wystawiane oferty zakupu mieszczą się pomiędzy 900–1100 zł/t. Te wyższe ceny dotyczą zwykle żyta o parametrach konsumpcyjnych. Porty za żyto konsumpcyjne proponują 1030 zł/t, a paszowe kupują o 10 zł taniej.
Niestety także jęczmień potaniał do 1059 zł/t średnio, tu tygodniowy spadek cen wynosi 42 zł/t. Rozkład cen jest spory, ale najczęściej proponuje się 1000– 1150 zł, za jęczmień paszowy i 1200 za jęczmień, na kaszę. Propozycja po 900 zł/t jest komunikatem typu: idź stąd, nie mam gdzie sprzedać.
Kukurydza już tak bardzo się nie pogrąża i ceny tylko trochę spadły, średnia ofert w ciągu ostatniego tygodnia obniżyła się tylko o 10 zł/t, do 1100 zł/t. Porty zachowują się dość stabilnie, bo proponują 1250 zł/t. Kukurydzę mokrą z rękawów można wciąż sprzedać, ale już tylko w cenach 610–750 zł/t.
Owies też trochę ucierpiał, ale analizując lata ubiegłe i tak można osłupieć, bo owies paszowy kosztując 1000–1100 zł/t jest często droższy od innych zbóż na paszę. Owies konsumpcyjny jest po 1180–1200 zł/t.
Aktualny komentarz naszego eksperta znajdziesz tutaj!
Ceny skupu zbóż na punkach podglądniesz tutaj!
Juliusz Urban, Fot. firmowe