Brak opłacalności w kluczowych sektorach
Damian Murawiec wskazuje, że fundamentem obecnego kryzysu jest prosty, ale brutalny fakt: w wielu kierunkach produkcji nie ma opłacalności.
Na granicy opłacalności znalazły się:
- produkcja zbóż, kukurydzy i rzepaku,
- uprawa buraka cukrowego,
- trzoda chlewna,
- mleko – dotąd uważane za opłacalny kierunek.
Rolnik z Żuław przywołuje konkretne liczby: cena żywca wieprzowego w okolicach 4,5 zł/kg stała się normą, a w mleczarstwie pojawiły się obniżki rzędu 15% za litr surowca z zapowiedzią dalszych spadków.
– Jeszcze niedawno mleko było bastionem, za codzienny trud hodowcy rynek płacił w miarę uczciwie. Dziś ten sektor też staje się bardzo wrażliwy – podkreśla.
Jednocześnie rosną wszystkie elementy kosztowe: nawozy, paliwo, środki ochrony roślin, materiał siewny. Murawiec zwraca uwagę na drastyczne różnice cen nasion między UE a Ukrainą – te same odmiany kukurydzy z tych samych hodowli za wschodnią granicą można kupić za 30–50% ceny obowiązującej w Polsce. Do tego dochodzą opłaty klimatyczne podbijające koszt energii i transportu, które w efekcie „doklejają się” do ceny każdego nawozu, litra paliwa czy jednostki nasiennej.
Kukurydza: wysoki koszt, wysoka wilgotność, wyniki blisko zera
Szczególnie dramatycznie wygląda w tym roku ekonomia kukurydzy na ziarno na północy kraju. Murawiec bardzo precyzyjnie policzył koszty: to ok. 4800 zł/ha łącznie (zabiegi polowe, podatki, amortyzacja maszyn, KRUS, ubezpieczenia), przy średniej wilgotności ziarna ok. 40% (zamiast typowych 30%).
- Aby wyjść na zero, potrzebuję uzyskać ok. 14 t/ha kukurydzy o 40% wilgotności. Dopłaty bezpośrednie łagodzą sytuację tylko częściowo, ponieważ nie rekompensują czynszów dzierżawnych, które często wynoszą 2000–3000 zł/ha, a nie 800–1000 zł - podkreśla Murawiec.
W jego gospodarstwie ratunkiem okazała się suszarnia do ziarna. Dzięki własnemu suszeniu można z każdej tony mokrej kukurydzy wygenerować dodatkowe 50–80 zł. Przy plonie ok. 13 t/ha pozwoliło to zbliżyć się do progu zero. Ale Murawiec zaznacza, że w gospodarstwach z wysokimi czynszami straty na kukurydzy sięgają nawet 3000 zł/ha.
- Nie lepiej wygląda perspektywa dla buraka cukrowego. Po twardych negocjacjach w Krajowej Spółce Cukrowej udało się wywalczyć ok. 32 euro/t na kolejny sezon, jednak prywatne koncerny z kapitałem zagranicznym oferują jeszcze mniej. W efekcie również ta uprawa przestaje być kołem ratunkowym - dodaje rolnik.
Pogoda na Żuławach wywróciła płodozmian do góry nogami
Oprócz ekonomii, 2025 rok na Żuławach naznaczyła skrajnie trudna pogoda. Nawalny deszcz z 28 lipca zablokował żniwa i jesienne prace polowe. Rolnicy nie mogli wjechać na część pól, by wykonać uprawki pożniwne, musieli zrezygnować z planowanych siewów rzepaku i zbóż ozimych i stoją dziś przed koniecznością całkowitej zmiany planu upraw.
Dopiero po serii przymrozków udało się na Żuławach wykonać w większej skali orkę zimową, która ma przygotować gleby madów na „pracę mrozu, śniegu i deszczu”. Murawiec liczy, że zima pozwoli poprawić strukturę gleby na tyle, by wiosną możliwy był siew roślin jarych. Jednocześnie przyznaje, że dobór upraw jarych to dziś „ciężka zagadka” – trzeba pogodzić wymagania glebowe, płodozmian i rachunek ekonomiczny.
Jako potencjalne kierunki rozwoju rolnik z Żuław wymienia:
- rośliny strączkowe (atrakcyjniejsze dopłaty, ale duże ryzyko plonowania i zależność od pogody),
- ostrożne zwiększanie udziału rzepaku (przy zachowaniu przerw w płodozmianie),
- rozważanie upraw, które lepiej znoszą trudne warunki i niosą mniejsze ryzyko finansowe.
UE–Mercosur i Ukraina: rynek UE coraz bardziej otwarty
Na szerszym, strategicznym poziomie Murawiec jako członek Oddolnego Ogólnopolskiego Protestu Rolników szczególnie mocno podkreśla zagrożenia płynące z umów handlowych UE z krajami trzecimi.
Zwraca uwagę na kilka kluczowych elementów:
- finalną fazę prac nad umową UE–Mercosur – jesienią trwają negocjacje i głosowania, a na połowę grudnia przewidziano głosowanie nad przyjęciem porozumienia; równolegle dyskutowane są tzw. klauzule ochronne,
- nową umowę stowarzyszeniową z Ukrainą, obowiązującą od 28 października, która podwyższa kontyngenty na wiele produktów rolno-spożywczych i w wybranych segmentach obniża cła – przykładowo, cło na olej rzepakowy spadło z 23% do 8%.
To, jego zdaniem, czyni rynek UE zdecydowanie bardziej atrakcyjnym dla produktów z Ukrainy i Mercosuru, a jednocześnie pozostawia europejskich rolników z wyższymi kosztami produkcji i ostrzejszymi wymogami środowiskowymi. – Potrzebujemy realnej ochrony unijnego i polskiego rolnictwa oraz szczelnego systemu kontroli żywności napływającej z zewnątrz – apeluje.
Samozbiory, nisze, eko – dlaczego to nie rozwiąże problemu
Murawiec odnosi się krytycznie do kierunków, które obecnie promuje administracja jako receptę na kryzys, czyli:
- samozbiory,
- małe przetwórstwo w gospodarstwie,
- sprzedaż bezpośrednia,
- rolnictwo ekologiczne.
Docenia pojedyncze przykłady gospodarstw, które świetnie funkcjonują w takich niszach, ale ostrzega przed budowaniem z tego „systemowego remedium” dla wszystkich. Powody:
- rosnące zainteresowanie rolników szybko doprowadziłoby do nasycenia rynku i ostrej wojny cenowej,
- już dziś, przy ok. 4–5% gospodarstw ekologicznych, brakuje w pełni chłonnego rynku zbytu dla ich produkcji,
- samozbiory są raczej „ratowaniem trudnej sytuacji” niż docelowym modelem funkcjonowania gospodarstwa.
Dlatego – jego zdaniem – zamiast opowieści o „kreatywnych niszach” trzeba skoncentrować się na ochronie podstawowej produkcji towarowej i zapewnieniu uczciwych warunków konkurencji na wspólnym rynku.
„Można, tylko trzeba chcieć” – przykład tytoniu i apel do polityków
Jako przykład tego, że działanie państwa na forum UE ma sens, Murawiec przywołuje sprawę plantatorów tytoniu. Początkowo polskie ministerstwo twierdziło, że „nic się nie da zrobić”, bo rozwiązania forsuje WHO i instytucje unijne. Dopiero po wysłuchaniu rolników i przyjęciu proponowanej przez nich ścieżki negocjacyjnej udało się: zbudować inne stanowisko Polski, wpłynąć na dyskusję na poziomie UE i zablokować niekorzystne dla plantatorów propozycje.
Kluczową rolę odegrało wówczas zaangażowanie wiceminister rolnictwa i determinacja samych rolników.
– A zatem można? Można. Trzeba tylko posłuchać, usłyszeć i chcieć to wprowadzić – podsumowuje Damian Murawiec
Podczas Forum Rolników i Agrobiznesu jego głos trafił bezpośrednio do przedstawicieli resortu rolnictwa, posłów i senatorów. Rolnik z Żuław liczy, że tym razem postulaty środowiska nie skończą w szufladzie, a polskie państwo zacznie realnie walczyć o interesy krajowego rolnictwa w Brukseli – zanim kryzys pogłębi się na tyle, że wielu gospodarstw nie będzie dało się już uratować.
