StoryEditor

Opryski pól dronami w Polsce. Dr inż. Tomasz Szulc: Prawo nie nadąża za techniką

Nowoczesne metody ochrony roślin, w tym opryski dronami, budzą ogromne zainteresowanie rolników, ale w praktyce blokuje je prawo. – Wymogi techniki opryskiwania prawie się nie zmieniają, ale drony są dziś traktowane jak klasyczne agrolotnictwo – mówi dr inż. Tomasz Szulc z Instytutu Ochrony Roślin w Poznaniu.

06.12.2025., 16:00h

Podczas X Forum Rolników i Agrobiznesu w Poznaniu w rozmowie z Dawidem Konieczką ekspert wyjaśnia, na jakim etapie są przepisy, badania skuteczności oprysków dronowych oraz jakie są realne ograniczenia tej technologii.

Przepisy praktycznie stoją w miejscu, ale drony wszystko komplikują

Jak podkreśla dr inż. Tomasz Szulc, jeśli chodzi o klasyczną technikę oprysku, zasadniczo nic rewolucyjnego się nie zmieniło.

– Wymogi odnośnie techniki opryskiwania niewiele się zmieniają. Cały czas pracujemy na dyrektywie z 2009 roku, dyrektywa 128, w której te wszystkie wytyczne są, i na ustawie o środkach ochrony roślin z 2013 roku z niewielkimi zmianami. Dalej te opryskiwacze muszą być kontrolowane w stacjach kontroli opryskiwaczy, co przewidziany okres czasu – wyjaśnia ekspert IOR.

Nowy problem pojawił się wraz z upowszechnieniem dronów do ochrony roślin. Obecnie w przepisach są one traktowane tak samo jak klasyczne opryski agrolotnicze wykonywane samolotem lub śmigłowcem.

– Bezzałogowe statki powietrzne wymagają dodatkowej legislacji, ponieważ traktowane są na równi z opryskami agrolotniczymi. Traktując w ten sam sposób te małe statki powietrzne w porównaniu do dużych śmigłowcowych czy płatowych opryskiwaczy, nie są w stanie w szybki sposób wykonać zabiegu, bo taki zabieg trzeba zgłaszać 40 dni wcześniej – mówi dr Szulc.

To oznacza, że dziś rolnik nie może elastycznie reagować dronem na np. gwałtowny wysyp szkodnika czy pilną potrzebę zabiegu fungicydowego.

Inicjatywa resortu rolnictwa: badania i wytyczne dla zmian prawa

Zmianę tej sytuacji przygotowują wspólnie instytuty badawcze podległe ministerstwu rolnictwa. Jak relacjonuje dr Szulc, resort i PIORiN zlecili im konkretne zadania:

– Istnieje inicjatywa Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Departamentu Hodowli i Ochrony Roślin, jak również Państwowej Inspekcji Ochrony Roślin i Nasiennictwa, która zleciła instytutom – naszemu Instytutowi Ochrony Roślin, Instytutowi Ogrodnictwa oraz IUNG z Puław – aby prowadziły badania i dały wytyczne, które mogłyby zmienić przepisy i dopuścić te drony, tak żeby można było w łatwy sposób wykonywać zabiegi - mówi ekspert.

Problem nie dotyczy tylko przepisów „lotniczych”. Żeby legalnie stosować środki ochrony roślin z drona, musi się to znaleźć w dokumentacji samych preparatów:

– To jeszcze droga nie jest krótka, bo jeszcze muszą być środki ochrony roślin – czyli na środkach ochrony roślin również trzeba przewidzieć w etykietach zabiegi wykonywane dronami – podkreśla naukowiec.

Na razie pełne, legalne opryski chemiczne dronami w UE udało się uregulować tylko nielicznym krajom.

– W tej chwili tylko Węgrzy w zasadzie w Unii Europejskiej poradzili sobie z tym problemem. Oni tam legalnie mogą wykonywać zabiegi ochrony roślin – wskazuje rozmówca top agrar Polska.

Co dziś wolno robić dronem na polu?

Choć chemicznych oprysków dronami praktycznie nie da się w Polsce swobodnie wykonywać, nie oznacza to, że dron w rolnictwie jest bezużyteczny. Dr Szulc zwraca uwagę na obszary, gdzie jest już pełna zgoda prawna:

– Dronami w tej chwili można biologiczne środki stosować i nawozić. W przypadku nawożenia i biologicznych środków tutaj można jakby pełna dowolność. No oczywiście poza uprawnieniami odpowiednimi - dodaje dr inż Tomasz Szulc.

Ograniczeniem jest tu głównie kategoria i masa startowa maszyn, które często przekraczają typowe progi dla „lżejszych” dronów.

– Najczęściej te drony są jak gdyby poza kategoriami dopuszczającymi. Ich masa startowa przekracza te 25 kilogramów. Ale Urząd Lotnictwa póki co przewidział dopuszczenie dronów do 105 kilogramów – oczywiście na mniejszym zasięgu i mniejszych prędkościach lotu – tłumaczy ekspert. – Tego typu dopuszczenie w tej chwili jest, co prawda ono kończy się z końcem 2025 roku, więc prawdopodobnie będzie przedłużone, może zmodyfikowane. Zobaczymy – dodaje.

Dron do oprysku to nie „Mavic z kamerą”

Jak zaznacza dr Szulc, drony do ochrony roślin to zupełnie inna klasa maszyn niż popularne urządzenia do monitoringu czy wykonywania map.

– Takie drony do ochrony roślin to specjalistyczne maszyny, duże maszyny. W Instytucie posiadamy teraz taką maszynę. Masa startowa 73 kilogramy. Może on zabrać 35 litrów. W porównaniu do takiego Mavica, który może monitorować uprawy z kamerą multispektralną – to 1 kilogram, a ponad 70 kilogramów, no to jest duża różnica - tłumaczy ekspert.

Tak duża masa i ładunek roboczy sprawiają, że regulacyjnie i technicznie drony opryskowe są bliższe małym statkom powietrznym niż zabawkom czy prostym platformom do fotografii.

Badania skuteczności oprysku dronami – co już wiemy?

Ważnym pytaniem rolników jest skuteczność takich zabiegów: pokrycie łanu, wnikanie cieczy, znoszenie kropel. Dr Tomasz Szulc przyznaje, że w Polsce badania są jeszcze stosunkowo nowe, ale już trwają:

– Zagraniczne na pewno są. U nas w kraju takie badania w moim obecnym Instytucie prowadzimy od ubiegłego roku. W tym roku również tego typu badania robiliśmy - zaznacza dr inż. Tomasz Szulc.

Badania obejmują zarówno znoszenie, jak i samo naniesienie cieczy:

– Badaliśmy to na sześciu różnych uprawach, oczywiście przy różnych parametrach lotu drona – przy różnych prędkościach, różnych wysokościach nalotu nad łanem, no i różnych warunkach pogodowych, przede wszystkim tych wietrznych – wylicza ekspert.

Znoszenie cieczy: większy problem niż przy opryskiwaczu polowym

Jednym z głównych wyzwań jest znoszenie cieczy roboczej. Wynika ono przede wszystkim z konieczności pracy na znacznie większej wysokości niż w opryskiwaczach polowych.

– Znoszenie jest większe w stosunku do opryskiwacza polowego, który pryska 50 centymetrów nad łanem, a tutaj pewnie 3 metry będzie takie dopuszczenie – przyznaje dr inż. Szulc.

Choć badania są w toku i naukowcy nie chcą jeszcze ogłaszać „twardych” wartości, kierunek jest jasny:

– Nie chciałbym tutaj gdzieś wyrokować przed podjęciem decyzji. W każdym razie jak najniższy [pułap lotu], jeżeli to się da – mówi, odnosząc się do pytania o optymalną wysokość lotu drona przy oprysku.

Ekspert podkreśla, że przy dronach warunki pogodowe mają jeszcze większe znaczenie niż przy opryskiwaczu polowym.

– Wysokość oprysku przede wszystkim robi swoje. Już może nie sama prędkość, ale wysokość na pewno – zauważa.

Jedna przewaga dronów: lepsza penetracja łanu

Przy wszystkich ograniczeniach dr Szulc wskazuje też ważny atut technologii dronowej: sposób oddziaływania na łan za pomocą strumienia powietrza z wirników.

– Korzystnym aspektem tego oprysku dronowego jest to, że rozpylacze znajdują się pod wirnikami, więc łan uprawy jest rozchylany na wszystkie strony. Pewno lepiej penetruje ten łan ta ciecz użytkowa niż sam opryskiwacz – no chyba, że opryskiwacz z rękawem powietrznym, pewnie podobne efekty daje – ocenia naukowiec z IOR.

To może mieć duże znaczenie przy ochronie upraw o gęstym, wysokim łanie (np. kukurydza, rzepak czy niektóre warzywa polowe), gdzie tradycyjny opryskiwacz ma ograniczone możliwości dotarcia w głąb roślin.

Co dalej z opryskami dronami w Polsce?

Z rozmowy z dr inż. Tomaszem Szulcem wyłania się obraz technologii o dużym potencjale, ale mocno ograniczonej przez prawo:

  • prace legislacyjne i badania dopiero tworzą podstawy pod dopuszczenie chemicznych oprysków dronami,
  • potrzebne są zmiany zarówno w przepisach lotniczych i ochrony roślin, jak i w etykietach samych środków,
  • do końca 2025 r. obowiązuje przejściowe dopuszczenie cięższych dronów (do 105 kg), którego kształt po 2025 r. wciąż jest niewiadomą,
  • realny, praktyczny i szeroki wjazd dronów opryskowych na polskie pola to nadal perspektywa kilku lat, a nie jednego sezonu.

Dla rolników oznacza to, że drony na razie najlepiej sprawdzają się w monitoringu, mapowaniu, nawożeniu i aplikacji środków biologicznych. Pełnoprawne, chemiczne zabiegi ochrony roślin z powietrza wymagają jeszcze zarówno dopracowania technicznego, jak i – przede wszystkim – zmian prawa, nad którymi pracują dziś polskie instytuty badawcze.

Bartłomiej Czekała
Autor Artykułu:Bartłomiej Czekała Dyrektor Działu Rozwoju Cyfrowego i Produktów Cyfrowych
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
06. grudzień 2025 17:01