StoryEditor

Jaki system ubezpieczeń dla rolników ochroni przed skutkami suszy i innych ryzyk?

Nagłe zdarzenia pogodowe na skutek zmiany klimatu mogą w rolnictwie wiele kosztować. W ostatnich latach rośnie znaczenie skutecznej ochrony ubezpieczeniowej i ochrony płynności finansowej gospodarstwa. O zagrożeniach oraz pomysłach, jaki system może ochronić przed skutkami suszy, mówi Michael Lösche, dyrektor zarządzający VH Polska.

03.11.2025., 09:00h

Zmieniający się klimat coraz wyraźniej wpływa na rolnictwo, a pogoda staje się czynnikiem decydującym o rentowności produkcji. Przymrozki, susze, gwałtowne ulewy czy gradobicia coraz częściej występują w jednym sezonie, narażając gospodarstwa na znaczne straty. W rozmowie z Michaelem Lö​sche, dyrektorem zarządzającym VH Polska poruszamy kwestie rosnącego ryzyka pogodowego, nowych zasad ubezpieczeń rolnych oraz przyszłości systemu wsparcia państwowego. Ekspert wyjaśnia, jak działają franszyzy, dlaczego susza jest najtrudniejszym ryzykiem do ubezpieczenia i jakie rozwiązania – w tym partnerstwo publiczno-prywatne – mogą zapewnić rolnikom realną ochronę finansową w obliczu nieprzewidywalnych zjawisk pogodowych.

image
Michael Löesche, VH Polska
FOTO: VH

Karol Bujoczek: Czy miniony rok był zaskakujący z przebiegiem pogody, czy też musimy być gotowi na powtarzające się anomalie, które stają się standardem?

Michael Lö​sche: W skali Europy na obszarach naszej aktywności był to wyjątkowo dobry rok. Największe problemy mieliśmy we wrześniu z silnymi opadami w regionie Piemontu we Włoszech, suszę w Chorwacji a na wiosnę przymrozki w Polsce. Jednak patrząc z perspektywy naszej firmy macierzystej, był to bardzo dobry rok, jeden z lepszych.

K.B: W Polsce nie możemy powiedzieć, by był to rok bez kosztownych pogodowych zdarzeń. Zaczęło się od przymrozków wiosennych, później niskie temperatury w maju w okresie kwitnienia, w niektórych regionach znowu susza i latem ulewy na północy. Czy to jest ta nowa normalność?

M.L.: Jednymi z większych problemów, jakie będziemy mieli w przyszłości to z pewnością susza i przymrozki. Regionalnie dotkliwe będą straty, wynikające z późnych przymrozków. W związku ze zmianą klimatu mamy wcześniejszą wiosnę, rok temu wegetacja wystartowała dwa tygodnie wcześniej, rośliny wcześniej zakwitają.

image
FOTO: VH Polska

To przyspieszone kwitnienie przypada w okresie, gdy wciąż duże jest ryzyko ekstremalnie chłodnych nocy, często z przymrozkami, a wręcz mrozem. Jest to duży problem nie tylko w regionach sadowniczych, ale także w uprawie rzepaku. W tym roku, tylko w VH Polska, odnotowaliśmy uszkodzenia i straty na ponad 100 tys. ha rzepaku.

K.B: Rzepak wyraźnie ucierpiał po uszkodzeniach w czasie kwitnienia…

M.L.: Przeciętne straty na uszkodzonych polach rzepaku u naszych klientów wyniosły od 9 do 11 procent. Zdarzały się jednak gospodarstwa, w których likwidowaliśmy szkody sięgające 30 procent, a nawet szkody całkowite.

K.B.: Część tych strat muszą rolnicy pokryć z własnych środków?

M.L.: Franszyza integralna wynosi 8%, zatem straty po przekroczeniu tego progu były całkowicie pokrywane przez ubezpieczyciela. Obecna dyskusja w tym zakresie toczy się w kierunku zmiany franszyzy na redukcyjną, czyli udziału rolnika w szkodzie do poziomu 10%.

K.B: Czy 10-procentowy udział własny w stratach ma dotyczyć wszystkich upraw?

M.L.: Dyskusja idzie w tym kierunku, by wszystkie straty wynikające z uszkodzeń mrozowych, przymrozkowych były objęte taką franszyzą. W przypadku owoców ziarnkowych funkcjonują już inne modele. Ale może to być również 30%, jeśli rolnik zdecyduje, że wybiera taką opcję ubezpieczenia. To jest dyskusja na poziomie politycznym i musimy poczekać na jej rezultaty. Z mojej perspektywy, i myślę także, że wielu rolników, wahania w plonie na poziomie 10% są normą w praktyce rolniczej.

image
VH Polska
FOTO: VH Polska

K.B: Wysokość franszyzy redukcyjnej, czyli udziału własnego, musi wpływać na wysokość składki ubezpieczeniowej…

M.L.: Im wyższy udział własny rolnika w stratach, tym tańsze ubezpieczenia, składka będzie mniejsza. Wynika to z faktu, że rolnicy zgłaszają nawet niewielkie szkody, które po oszacowaniu mieszczą się w przedziale 3 do 5%, ale są to duże koszty likwidacji szkód, gdyż wszystkie zgłoszone plantacje muszą być odwiedzone i oszacowane. Zabiera to sporo czasu, dyskusji, negocjacji, gdyż rolnicy wiedzą, że dopiero powyżej 8% mogą liczyć na odszkodowanie. Dlatego też franszyza na poziomie 10% mogłaby być do zaakceptowania przez rolników. Przykładowo w Chorwacji czy Holandii w uprawach sadowniczych uszkodzenia mrozowe w sadach do 40% są pokrywane przez sadowników w ramach franszyzy.

K.B: W tym roku sadownicy w niektórych regionach mieli problem z ubezpieczeniem sadów na polach, gdzie w ubiegłym roku wystąpiły szkody, nie dotyczy to waszych klientów, ale skąd takie podejście?

M.L.: Nie wiem, dlaczego koledzy z innych firm tak do tego podeszli. W szkodach mrozowych, także przymrozkowych, często uszkodzenia wynikają ze specyficznego położenia pola w zagłębieniach, nieckach, tzw. językach zimna. Dla niektórych może to oznaczać, że akurat ta parcela jest stanowiskiem o podwyższonym ryzyku i ubezpieczyciele nie podjęli się ubezpieczenia tych upraw. Dla nas nie było tematu, gdyż nie ubezpieczaliśmy od ryzyka przymrozków w sadach.

K.B: Czy ubezpieczyciele mają konkretne mapy występowania ryzyka, gdzie jest ono w niektórych regionach większe od innych i na tej podstawie ustalają warunki ubezpieczenia?

M.L.: Oczywiście. Powstają one i wg tych map ryzyka wyznacza się poziom składek. W regionach, gdzie mamy do czynienia z czestszym konkretnym ryzykiem, stawki są większe niż w regionach, gdzie zdarzenia pojawiają się rzadziej. Podobnie jest w ubezpieczeniu nieruchomości od podtopień.

image
FOTO: VH Polska

K.B: Stąd pewnie dyskusje pomiędzy rolnikami-sąsiadami o wysokości składek, ale one wynikają z prawdopodobieństwa wystąpienia ryzyka…

M.L.: Ubezpieczyciele pracują na modelach matematycznych i na ich podstawie oceniają prawdopodobieństwo wystąpienia danej szkody. Z rosnącym ryzykiem wystąpienia szkody wzrasta koszt ubezpieczenia. Jeśli składka okaże się za wysoka, wówczas klient może stwierdzić, że rezygnuje z ubezpieczenia i wtedy ponosi pełne ryzyko skutków zdarzenia.

K.B: Zmiana klimatu sprawia, że niektóre zdarzenia pojawiają się częściej, inne sporadycznie. Problem w tym, że nie mamy w Polsce, w Europie trwałej powtarzalności. Czy modele matematyczne podpowiadają, co będzie największym problemem w przyszłości?

M.L.: Są różne scenariusze zdarzeń. Jeden z wariantów tego, co nas czeka,przewiduje wcześniejszą wiosnę i większe ryzyko przymrozków. Drugi scenariusz zakłada, że ze wzrostem temperatury powietrze pochłania więcej pary wodnej i skutkiem są ulewne deszcze. Trzeci wariant przewiduje, że w niektórych regionach będziemy mieli do czynienia z permanentną suszą. Wiemy, że w niektórych regionach ryzyko wystąpienia suszy pojawia sią w ostatnich latach coraz częściej. Ale problem w tym, że również w regionie zagrożonym suszą mogą pojawiać się ulewne deszcze. Zauważamy, że zakłócony jest rozkład opadów. Obserwujemy trwającą długo suszę i nagłe ulewne deszcze.

K.B: Może się zdarzyć, że w danym roku mamy do czynienia ze wszystkimi ryzykami w gospodarstwie…

M.L.: Absolutnie tak. W tym roku w regionach sadowniczych najpierw mieliśmy przymrozki, potem gradobicia. W rzepaku przymrozki, gradobicia, a w niektórych regionach problemy z suszą. Dlatego w Polsce dużą wartością są ubezpieczenia pakietowe, umożliwiające ubezpieczenie upraw od wielu ryzyk.

K.B: Europa to kontynent, który najsilniej się nagrzewa. Coraz częściej słyszymy o pożarach na ogromną skalę – na szczęście nie u nas – i suszy. Czy jesteśmy gotowi także w ramach pakietów ubezpieczyć uprawy w Polsce skutecznie od ryzyka suszy?

M.L.: W zakresie wymarzania, przymrozków wiosennych, gradobicia ryzyka te są objęte ubezpieczeniem pakietowym. Susza jest problematyczna. W przypadku gradu mamy zdarzenie na konkretnym polu i jego skutki, czasem w pasie o szerokości 1 km i długości 30 km w konkretnym regionie. Z kolei w przypadku przymrozków wiosennych z reguły region poszkodowany jest znacznie większy. A skala strat zależy od topografii terenu. Ale jeśli mówimy o suszy, to z reguły dotyka ona bardzo duży obszar, a rozmiar strat zależy też od jakości gleby. Na piaszczystych gruntach straty suszowe są bardziej dotkliwe niż na ciężkich glebach. W tych regionach rolnicy muszą też zmienić generalnie podejście do technologii uprawy, doboru odmian, by znacznie zwiększyć odporność upraw. Firmy ubezpieczeniowe są ostrożne w ubezpieczeniu ryzyka suszy, gdyż jest to bardzo trudne w likwidacji szkód.

image
FOTO: VH Polska

K.B: Trudne w likwidacji i trudne w odszkodowaniach… Czasem w jednej wsi na jednym polu straty są zdecydowanie większe niż na polu sąsiada…

M.L.: To się zdarza. Szacując straty na polu określamy poziom ubytku plonu. Na jednym polu straty wynoszą 10–15%, a na sąsiednim 30%, może to mieć zupełnie inne przyczyny.

K.B: Ale mówiąc o ryzyku suszy, która w Polsce na lekkich glebach może przybrać zdecydowanie większe rozmiary niż w innych krajach z lepszą glebą, nie zawsze udaje się ograniczyć straty metodami agrotechnicznymi. Czy możliwe jest uczciwe oszacowanie strat z powodu suszy na podstawie wskaźników, czy stacji pogodowych, zdjęć satelitarnych, czy też każde pole musi być oszacowane osobno?

M.L.: Są różne możliwości. System hybrydowy polega na pobieraniu próbek, szacowaniu konkretnych pól i na ich podstawie ustala się współczynnik strat dla danego regionu. Wówczas wskaźnik ten jest wiążący, niezależnie od sytuacji na indywidualnym polu. Innym modelem jest system indeksowy – wskaźnikowy – gdzie bada się poziom opadów i określa, jak głęboki jest deficyt opadów. Ostatecznie na podstawie wskaźników deficytu opadów określa się współczynnik redukcji plonów dla danego regionu, bez szacowania kontrolnego. Wówczas określa się procentową wielkość strat. I tutaj też może się okazać, że uprawy w jednym gospodarstwie są przeszacowane, a w innym niedowartościowane, podczas gdy w jednym i drugim wg wskaźnika straty określono na 30%. System indeksowy opiera się na ryczałtowym zdefiniowaniu strat dla danego regionu, bez obecności likwidatora i szacowania szkód na polu. W wariancie hybrydowym potrzebujemy osób szacujących, chociażby dla przeprowadzenia pomiarów kontrolnych.

K.B: Czyli szacowanie pól tylko do określenia wartości średniej szkód dla danego regionu…

M.L.: Te pomiary pozwalają na bardziej zbliżony, i powiedzmy bardziej sprawiedliwy zakres oszacowania szkód z powodu suszy. Precyzyjne oszacowanie szkód na każdym polu przy dużym wymiarze suszy jest bardzo czasochłonne i kosztowne.

K.B: Kolejny problem wczesnym latem to fale upałów, często powiązane z suszą. Który system jest w stanie objąć obydwa te ryzyka, mogące w przyszłości prowadzić do znacznych strat w rolnictwie?

M.L.: Dyskusja ta toczy się prawie we wszystkich krajach, nie tylko europejskich. Jednym ze sposobów jest także wykorzystanie coraz precyzyjniejszych zdjęć satelitarnych. To jest naprawdę trudne zadanie. Najprostszy w regulacji, choć nie zawsze najsprawiedliwszy jest system indeksowy. Ustala się współczynniki i wg nich są wypłacane odszkodowania. Wariant hybrydowy może być zastosowany dla poszczególnych upraw, jest bardziej precyzyjny, ale niezwykle pracochłonny w likwidacji szkód. Osobiście nie jestem zwolennikiem systemu indeksowego, gdyż nie jest on sprawiedliwy.

image
FOTO: VH Polska

K.B: Wówczas jakość gleb, ich mozaikowatość, czy błędy agrotechniczne są sprowadzone do jednego mianownika …

M.L.: Rolnicy niechętnie słuchają o popełnianych błędach, ale w systemie indeksowym tam, gdzie zostały popełnione błędy, odszkodowanie jest podobne jak w przypadku bardzo dobrze prowadzonej uprawy. Rodzi to spore wątpliwości. Choć pracuję w tej branży od tylu lat, nie widzę tu idealnego rozwiązania.

K.B: Czy są kraje, które byłyby przykładem i rozwiązały problem ubezpieczenia i odszkodowania strat z powodu suszy? Czy też zawsze w przypadku suszy konieczne jest wsparcie pomocy rządowej?

M.L.: Przykładem ubezpieczenia utraconych przychodów są USA, gdzie rolnicy zabezpieczają straty skutkujące ograniczeniem przychodów finansowych. Rolnicy muszą prowadzić księgowość i udowodnić, że w danym roku dochody spadły. To jest zupełnie inny system. My w Europie, a także w Polsce, jesteśmy bardzo zorientowani na likwidację szkód na podstawie szacowania rzeczywistego ubytku plonu. Chcąc wejść w inny system, trzeba by zupełnie zmienić podejście i jest to bardzo długa droga.

K.B: W ubezpieczeniu suszy mamy problem wysokich składek, rolnicy muszą móc je opłacić…

M.L.: Obecnie dopłata do składek ubezpieczeniowych w Polsce wynosi 65%, ale nawet takie wsparcie może nie być wystarczające do ubezpieczenia ryzyka suszy. Likwidacja szkód w przypadku suszy, która wystąpi na dużym obszarze, jest bardzo kosztowna. Dlatego tak ważne jest określenie udziału własnego i progu strat do wypłaty odszkodowania. Czy będziemy straty uznawać od 8%, 10% czy 20%, czy też płacimy dopiero 40–50% sumy ubezpieczenia, by utrzymać płynność finansową gospodarstw? Z ekonomicznego punktu widzenia ważne jest utrzymanie płynności finansowej. W trudnym roku, kiedy wystąpiły duże straty z powodu suszy, rolnik ponosi straty, ale dzięki ubezpieczeniu od suszy przetrwa ten czas. Dlatego system ubezpieczenia od suszy jest konieczny w takim kształcie, by był do udźwignięcia przez rolników i ubezpieczycieli.

K.B: Podobnie jak w przypadku innych ryzyk, tutaj też możemy stworzyć mapę podwyższonego ryzyka suszy. Są regiony w Polsce częściej i dotkliwiej narażone na suszę. Potrzebujemy zatem systemu powszechnego, czyli obowiązkowego ubezpieczenia, by ta ochrona zadziałała. Czy jest to w ogóle możliwe?

M.L.: Od wielu lat przysłuchuję się dyskusji o obowiązkowych ubezpieczeniach w rolnictwie w Polsce. Są różne punkty widzenia. Nie jestem jednak przekonany, że obowiązkowe ubezpieczenie to jest właściwa droga. W moim przekonaniu obowiązkowe ubezpieczenie zakłada, że każdy rolnik musi je zawrzeć, ale czy w każdej lokalizacji takie ubezpieczenie jest konieczne? Czy rolnik gospodarujący w bardzo dobrym regionie, rzadko narażonym na skutki suszy musi się od niej ubezpieczyć, bo jest obowiązkowe ubezpieczenie?

K.B: Obowiązkowe ubezpieczenie miałoby objąć szersze pakiety, a w ramach pakietu ubezpieczenie od skutków suszy. Chodzi o zasadę solidarności uczestnictwa w systemie, czy to jest model dla wyzwań przyszłości?

M.L.: W gospodarce wolnorynkowej wielu widzi to krytycznie. Gdyby z pakietów wyjąć ubezpieczenie od suszy, to prawdopodobnie nie potrzebujemy obowiązkowych ubezpieczeń. Ubezpieczenie od suszy jest możliwe, jeśli państwo przejmie na siebie rolę reasekuratora. W przypadku wystąpienia strat, które z powodu skali zjawiska przekraczają możliwości ubezpieczycieli, rząd zachowuje się jak firma reasekuracyjna i przejmuje część odszkodowania na siebie.

K.B: Byłby to model kombinowany, ubezpieczenie przez rolnika, ale z opcją wsparcia przez państwo.

M.L.: Oczywiście, są jeszcze inne firmy reasekuracyjne, ale państwo angażowałoby się we wsparcie, jeśli mielibyśmy znaczące przekroczenie strat o 130 czy 140%. W takim partnerstwie prywatno-publicznym mielibyśmy firmę ubezpieczeniową, firmę reasekuracyjną i dopiero, jeśli ta ochrona nie wystarczy, wchodzi państwo ze wsparciem brakujących środków. Wtedy w regionach o podwyższonym ryzyku suszy byłoby obowiązkowe ubezpieczenie dla wszystkich rolników.

K.B: By wprowadzić taki system, muszą wszystkie strony – głównie rząd – wykazać się konsekwencją działania, by wsparcie było uwarunkowane obecnością w systemie…

M.L.: Działania ad hoc są ważne, ale nie pomagają zbudować trwałego systemu. Dotyczy to także innych ubezpieczeń, np. od przymrozków. Gdyby wprowadzić system trójkąta, czyli pierwszy ubezpieczyciel, firma reasekuracyjna i rząd, wówczas państwo angażuje się tylko w sytuacjach naprawdę kryzysowych, gdy ci pierwsi sobie nie poradzą. W takim rozwiązaniu zaangażowanie zainteresowanych strony w społeczeństwie byłoby zdecydowanie wyższe.

K.B: Czy są takie modele w Europie?

M.L.: Mamy pewne rozwiązanie w Hiszpanii, gdzie stosuje się podobny model, ale problemem jest to, że rząd musi mieć rezerwę budżetową, którą może uruchomić na pokrycie ewentualnych strat. Nie da się tego zaplanować i często stanowi to trudność z punktu widzenia realizacji budżetu.

K.B: W tym roku sytuacja finansowa rolników, łagodnie mówiąc, nie jest najlepsza, a to oznacza, że gotowość do ubezpieczenia upraw może osłabnąć…

M.L.: W pełni rozumiemy obecną sytuację w rolnictwie, ale jestem przekonany, że po ekonomicznie słabszym roku nie można sobie pozwolić na ryzyko potencjalnych strat w kolejnym. Jest to szczególnie istotne w gospodarstwach, które zainwestowały, poniosły koszty, czy mają kredyty do obsłużenia. Kolejny słaby dochodowo albo wręcz niezabezpieczony rok w płynności finansowej, jest bardzo ryzykowny. Dlatego mimo słabego roku powinno się skorzystać z ubezpieczenia, tym bardziej że dofinansowanie składek jest na poziomie 65%.

K.B: W minionym sezonie suma na dopłaty z budżetu państwa do ubezpieczeń nie została w pełni wyczerpana, mniejsze zainteresowanie?

M.L.: Pewnie także z tego powodu, że zawsze rolnicy mogli liczyć na wsparcie ad hoc, które zapewniał rząd. W Polsce system ubezpieczeń ze wsparciem rządowym składek jest dobrym rozwiązaniem. By go jeszcze wzmocnić, konieczne jest konsekwentne podejście, czyli wsparcie rządowe uzyskują ci, którzy się ubezpieczają, zaś ci, którzy biorą pełne ryzyko na swoje barki, sami ponoszą skutki. To jest podobnie jak z ubezpieczeniem zdrowotnym, kto je zawarł, ma prawo do leczenia w systemie opieki medycznej, kto zrezygnował z ubezpieczenia, musi sam się leczyć.

K.B: Nowe przepisy dotyczące ubezpieczeń w rolnictwie bazują dalej na wsparciu 65%, ewentualnie ma być wprowadzona franszyza redukcyjna od 10%, czy wpłynie to na rynek ubezpieczeń rolniczych?

M.L.: Zdarzenia ostatnich lat, zwłaszcza przymrozki wiosenne sprawiają, że rośnie świadomość i gotowość do ubezpieczania upraw. To może przyczynić się do obniżenia składek, podobnie jak podwyższenie udziału własnego. Może się okazać, że rolnicy sami zdecydują o wyższym udziale własnym, by mieć niższe składki. Ci rolnicy, którzy mają doświadczenie z likwidacją szkód, z pewnością będą kontynuowali ubezpieczenie upraw. Czy przybędą nowi w systemie z grona tych, którzy nie decydowali się na ubezpieczenia upraw, bo liczyli na wsparcie państwa lub byli w stanie sami ponosić ryzyko, trudno powiedzieć. Musimy poczekać na ostateczną wersję przepisów.

K.B: Dziękuję za rozmowę.

 

Na temat niekorzystnych zjawisk atmosferycznych, ich wpływu na gospodarstwa rolne i możliwości ubezpieczeń będzie znacznie więcej informacji, na sesji głównej podczas X Forum Rolników i Agrobiznesu w Poznaniu już 27 listopada.

Trwają zapisy - zapraszamy!

Karol Bujoczek
Autor Artykułu:Karol Bujoczek Dyrektor Wydawniczy – Przewodniczący Rady Redaktorów
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
13. grudzień 2025 11:45