Po rębak na pokołchozowe chaszcze

Wielu właścicieli rodzinnych gospodarstw zza Buga pojawiło się na Agro Targach Wschód zorganizowanych w ostatni weekend w Skołoszowie w gminie Radymno na Podkarpaciu.
Przypomnijmy, że w tamtejszych realiach gospodarstwo rodzinne zaliczane jest do małych, mimo że liczy 100–200 ha. Piotr Petruch z synem Iwanem przyjechali spod Lwowa. Ich rodzinna farma, nastawiona na uprawę zbóż i ziemniaków, a przede wszystkim warzyw gruntowych (głównie marchew, cebula, buraki ćwikłowe) ma 200 ha. Grunty dzierżawią od drobnych właścicieli oraz państwa – przypomnijmy, że na Ukrainie ziemia nie jest w wolnym obrocie.
Na początku lat 90. ubiegłego wieku przeszła na własność kołchoźników, ale ci nie mogą jej sprzedawać, tylko wydzierżawiać. Pod Lwowem taka przeciętna pokołchozowa, prywatna działka liczy 3 ha. Za 1 ha dzierżawy dzierżawca (a więc także Piotr Petruch płaci właścicielowi od 3 do 6% wartości sprzedaży zebranych z tej powierzchni zbiorów w formie czynszu w pieniądzu. Czasem zamiast pieniędzy za 1 ha dzierżawca oddaje pół tony pszenicy.
Warzywa Petruchowie sprzedają do supermarketów po cenie rynkowej w 14-dniowym systemie płatności na podstawie pisemnej umowy. Przez cały rok zatrudniają 12 pracowników.
–Specjalista (traktorzysta, mechanik) zarabia u nas do 500 dolarów miesięcznie, a prosty pracownik od 200 do 300 dolarów (nieoficjalna, bezpieczna waluta). Pensje wzrosły u nas niemal dwukrotnie, gdy nasi fachowcy rozjechali się po Polsce – mówi farmer. W jego gospodarstwie pracuje kilkuletnie zachodnie ciągniki (m.in. 230 i 160 KM plus rodzime MTZ-y). Część sprzętu pochodzi z Polski, w tym kombajn do zbioru warzyw firmy „Weremczuk”. Na targach kupił nasz rębak do gałęzi.
– Ma mi służyć do czyszczenia pokołchozowych chaszczy, które przeszkadzają mi w uprawie – deklaruje rolnik.
W jego przypadku zajęcie się rolnictwem to nie tylko osobista pasja i czysty biznes – za ZSRR był elektrykiem.
– Moich obydwu dziadków-rolników Sowieci w 1947 r., jako kułaków, wywieźli na Sybir. Wrócili dopiero w 1961 r. To także ze względu na szacunek dla nich zająłem się ziemią – mówi ze wzruszeniem Piotr Petruch.
as
Na początku lat 90. ubiegłego wieku przeszła na własność kołchoźników, ale ci nie mogą jej sprzedawać, tylko wydzierżawiać. Pod Lwowem taka przeciętna pokołchozowa, prywatna działka liczy 3 ha. Za 1 ha dzierżawy dzierżawca (a więc także Piotr Petruch płaci właścicielowi od 3 do 6% wartości sprzedaży zebranych z tej powierzchni zbiorów w formie czynszu w pieniądzu. Czasem zamiast pieniędzy za 1 ha dzierżawca oddaje pół tony pszenicy.
Warzywa Petruchowie sprzedają do supermarketów po cenie rynkowej w 14-dniowym systemie płatności na podstawie pisemnej umowy. Przez cały rok zatrudniają 12 pracowników.
–Specjalista (traktorzysta, mechanik) zarabia u nas do 500 dolarów miesięcznie, a prosty pracownik od 200 do 300 dolarów (nieoficjalna, bezpieczna waluta). Pensje wzrosły u nas niemal dwukrotnie, gdy nasi fachowcy rozjechali się po Polsce – mówi farmer. W jego gospodarstwie pracuje kilkuletnie zachodnie ciągniki (m.in. 230 i 160 KM plus rodzime MTZ-y). Część sprzętu pochodzi z Polski, w tym kombajn do zbioru warzyw firmy „Weremczuk”. Na targach kupił nasz rębak do gałęzi.
– Ma mi służyć do czyszczenia pokołchozowych chaszczy, które przeszkadzają mi w uprawie – deklaruje rolnik.
W jego przypadku zajęcie się rolnictwem to nie tylko osobista pasja i czysty biznes – za ZSRR był elektrykiem.
– Moich obydwu dziadków-rolników Sowieci w 1947 r., jako kułaków, wywieźli na Sybir. Wrócili dopiero w 1961 r. To także ze względu na szacunek dla nich zająłem się ziemią – mówi ze wzruszeniem Piotr Petruch.
as
Przeczytaj również
Agro Targi Wschódgospodarstwa wielkopowierzchniowegruntykołchozypolskie maszyny rolniczerodzinne gospodarstworolnicy z ukrainysady pokołchozoweukrainaziemiaziemia pokołchozowa