Skuteczne stosowanie nawozów czy oprysków jest efektem przezwyciężenia wielu problemów, jakie na tym etapie spłatać może chociażby pogoda, czy niewłaściwe przygotowanie sprzętu. Aby efektywnie wykorzystać zainwestowane środki, przydatne jest zatem sięgnięcie po najnowszą technologię.
Zobacz też: Powstaje rolnicze gospodarstwo doświadczalne oparte na AI. W projekt zaangażowany Volkswagen
Nowe technologie oprysku i ochrony roślin: co producenci pokażą w tym roku?
Przed nami targi Agritechnica w Hanowerze, gdzie zaprezentowane zostaną najnowsze rozwiązania producentów, m.in. w zakresie ochrony, wpisujące się w poniższe trendy:
- precyzyjna aplikacja środków ochrony roślin, przekładająca się na niższe koszty zabiegów i mniejszy wpływ na środowisko,
- czujniki skanujące plantację, pozwalające w czasie rzeczywistym wykrywać chwasty i choroby roślin przy wsparciu sztucznej inteligencji,
- integracja danych w ramach systemów zarządzania gospodarstwem, by podejmować lepsze decyzje agrotechniczne,
- nowe regulacje UE napędzające producentów do szybszego wprowadzania nowoczesnych rozwiązań,
- komunikacja i zdalne sterowanie inteligentnymi opryskiwaczami z poziomu gospodarstwa.
Wielu producentów sprzętu rozszerza swoje portfolio o systemy zbiorników przednich, zbiorniki o dużej pojemności i maszyny samojezdne, aby zwiększyć skuteczność ochrony roślin. Bardziej dostępne dla użytkowników dzięki nowym dyszom i systemom opryskiwaczy stał się oprysk pasowy, natomiast oprysk punktowy coraz śmielej wchodzi do oferty producentów.
Jak z nich korzystać, by zmaksymalizować skuteczność środków ochrony? Które rozwiązania producentów maszyn są najbardziej użyteczne? Zapytaliśmy o to rolników z woj. kujawsko-pomorskiego, którzy w dalszej części naszego artykułu dzielą się swoimi doświadczeniami.
Precyzyjny oprysk a opłacalność produkcji – dołącz do rozmowy
O nowoczesnych technologiach oprysku będziemy dyskutować w trakcie sesji Agrotechnika na X Forum Rolników i Agrobiznesu, które odbędzie się 27 listopada, tradycyjnie w Sali Ziemi MTP w Poznaniu. Nasi eksperci, partnerzy i rolnicy skupią się na perfekcyjnych zabiegach oprysku, które są dziś kluczem do poprawy opłacalności produkcji polowej w zgodzie z rosnącymi standardami ochrony środowiska. Zapisz się już dziś – forum.topagrar.pl.
Opryskiwacz samojezdny, który w dobę robi kilkaset hektarów [REPORTAŻ]
– W ciągu 12 h jedna maszyna pryska nawet 300 ha – mówi Wojciech Lewandowski, rolnik z Kujaw, który wspólnie z rodziną prowadzi liczące niespełna 2000 ha gospodarstwo, nastawione na produkcję roślinną. Dodatkowo Lewandowscy prowadzą skup zbóż, sprzedaż nawozów i ś.o.r. oraz świadczą usługi w zakresie rolnictwa.
Jak wspomina młody rolnik, jeszcze 20 lat temu powierzchnia gospodarstwa wynosiła ok. 50 ha, a do zabiegów ochrony roślin wykorzystywany był opryskiwacz Pilmet z 1500-l zbiornikiem. Z biegiem lat areał sukcesywnie się zwiększał, a szeregi zasilał coraz nowszy sprzęt.
– W 2010 r. kupiliśmy pierwszy zagraniczny opryskiwacz Lemken Albatros, wyposażony w 24-m belkę, 3000-l zbiornik, czy komputer z możliwością utrzymania dawki. Maszyna przez lata pracowała u nas bez praktycznie żadnej większej awarii – wyjaśnia.
Duży skok w technologii oprysku nastąpił w 2017 r., kiedy do gospodarstwa trafił opryskiwacz Horsch Leeb 5LT, wyposażony w funkcje rolnictwa precyzyjnego. Rolnicy zdecydowali się na model z 7-segmentową belką o szerokości 36 m, nawigacją, kontrolą sekcji, skrętną osią, czy własną hydrauliką. Maszyna kosztowała 107 tys. euro netto.
– Do zeszłego roku był to nasz główny opryskiwacz w gospodarstwie, który obsługiwał areał 900–950 ha. Maszyna pracowała na początku z ciągnikiem John Deere 6930, a później z John Deere 6R250 – opowiada rolnik.
Ubiegły rok był przełomowy w historii gospodarstwa, ponieważ jego powierzchnia zwiększyła się niemal dwukrotnie. Większy areał wymagał zakupu nowych wydajniejszych maszyn. Jedną z takich jest samojezdny opryskiwacz Horsch Leeb 8.300 PT.
– Przy wyborze opryskiwacza zależało nam przede wszystkim na dużym zbiorniku, precyzyjnej stabilizacji belki oraz możliwości pracy z dużymi prędkościami roboczymi – wymienia rolnik. Z bohaterem reportażu Wojciechem Lewandowskim będzie okazja spotkać się osobiście na Forum Rolników i Agrobiznesu 27 listopada 2025 r. w Poznaniu. Będzie on uczestnikiem debaty podczas sesji Agrotechnika!
Belka, dysze, dawka – techniczne szczegóły, które robią różnicę
Opryskiwacz Lewandowskiego wyposażony jest w 36-m belkę, podzieloną na 5 segmentów i 24 sekcje. Rozpylacze rozmieszczone są na belce co 25 cm. Za precyzyjne sterowanie rozmiarem i kombinacją dysz przy jednoczesnym dostosowaniu dawki aplikacji i prędkości jazdy odpowiada system Auto Select Pro. Ustawienia pracy poszczególnych rozpylaczy konfiguruje się na terminalu.
– Na korpusie mam 4 dysze – 2 żółte, fioletową i niebieską. W zależności od wydatku, może pracować jeden z czterech rozpylaczy, a mogą pracować wszystkie jednocześnie. Przykładowo rozpoczynam zabieg, pryska najmniejsza żółta, przyspieszam – zwiększa się ciśnienie i włącza się druga żółta. Takie rozwiązanie pozwala na pracę z dużymi prędkościami, bo dalej możemy utrzymać ciśnienie – tłumaczy Lewandowski.
W takim układzie rozpylaczy rolnik może bez problemu wykonywać zabiegi w dawkach od 80 do 200 l/ha. W nowym opryskiwaczu zadowolony jest też z systemu stabilizacji Boom Control Pro, dzięki czemu belka może pracować na niższej wysokości roboczej, co znacząco zmniejsza znoszenie cieczy roboczej i umożliwia prace w wietrzne dni.
– Przy takim areale nie możemy pozwolić sobie czekać na idealne warunki. Belka z podwójną „jaskółką” może pracować do 25 cm nad ziemią i utrzymuje wysokość nawet na pagórkowatych polach, których mamy dość sporo – wyjaśnia.
Kolejną kluczową kwestią podczas zakupu była wielkość zbiornika. Lewandowski zdecydował się na największy dostępny o poj. 8 tys. l. Jak zaznacza, przy stosowaniu glifosatu w dawce 80 l/ha pełen zbiornik starcza na opryskanie 100 ha. Po częściowym złożeniu belki, opryskiwacz ma możliwość pracy na 18 m, co zdaniem rolnika dobrze sprawdza się przy pracy między słupami czy drzewami.
Wszystko przez ISOBUS
– Opryskiwacz pracuje na nawigacji John Deere. Wszystkie ustawienia dotyczące oprysku dostępne są na terminalu G5 Plus. To dla nas duże ułatwienie, bo cały park maszynowy pracuje w tym systemie. Każde pole mamy zmapowane, prowadzimy szczegółową dokumentację, plany nawożenia, dlatego chcemy mieć wszystko w jednym systemie – mówi rolnik.
W kabinie zamontowany jest też fabryczny terminal Horsch, na którym wyświetlane są parametry pracy maszyny, w tym m.in. prędkość, oświetlenie, kamery, paliwo, tempomat itd.
– W opryskiwaczu samojezdnym nie czuć prędkości, dlatego szczególną uwagę trzeba zachować na zakrętach, żeby nie przeciążyć szerokiej belki. Tutaj bardzo dobrze sprawdza się tempomat – przykładowo na uwrociach programuje zmniejszenie prędkości do 7 km/h, wyłączenie oprysku oraz włączenie dwóch skrętnych osi. Wjeżdżając z powrotem w łan, używając jednego przycisku wracam do ustawionych wcześniej parametrów pracy – opowiada.
Dziś Lewandowski nie wyobraża sobie pracy opryskiwaczem bez automatycznego prowadzenia, kontroli sekcji czy automatycznej stabilizacji belki. Zaznacza, że w maszynie czasami brakuje możliwości zmiany rozstawu osi.
– Nasz opryskiwacz ma stały rozstaw 2,25 m. W innym modelu jest opcja zmiany rozstawu, ale kosztem mniejszego zbiornika. Szerszy rozstaw przydałby się szczególnie na pagórkowatym terenie – wyjaśnia.
Logistyka oprysku: jak przygotować ciecz i nie tracić czasu na dojazdy?
Ciecz w samojezdnym opryskiwaczu PT przygotowuje zewnętrzny terminal CCS Pro, który znajduje się obok rozwadniacza. Jak zaznacza rolnik, jest on bardzo prosty w obsłudze i intuicyjny. Maszyna wyposażona jest w pompę wirnikową o wydatku 1000 l/min, która w praktyce pozwala na napełnienie ok. 700 l wody w minutę oraz wspomagającą pompę membranową.
– Napełnienie i przygotowanie oprysku trwa ok. 15–20 min. Opryskiwaczem jeżdżę ze średnią prędkością 18 km/h i na większym polach w godzinę jestem w stanie opryskać 30–50 ha, co uważam za dobry wynik – mówi rolnik.
W sprawnej logistyce pomaga ciągnik John Deere 8R400 z beczką o poj. 40 tys. l, który dowozi wodę do pracującego na polu opryskiwacza. Dzięki temu bez zjazdu do bazy opryskiwacz jest w stanie dziennie zrobić nawet 300 ha. Sprawdza się to przede wszystkim na polach najdalej położonych od gospodarstwa.
Rolnik chwali też system płukania zbiornika. – Jest automatyczny program mycia po zakończonej pracy na polu. Na komputerze pokazują się wszystkie kroki wypryskiwania cieczy z opryskiwacza. Dodatkowo w gospodarstwie wlewam 1000 l wody i włączam pełen tryb płukania przez ok. 15–30 min. Całość odbywa się automatycznie – dodaje.
Po pierwszym roku pracy w gospodarstwie Lewandowskich maszyna ma przepracowane już 600 h, podczas których opryskała ponad 10 tys. ha. Samojezdny opryskiwacz kosztował 400 tys. euro netto.
Dwa opryskiwacze zamiast jednego – strategia na krótkie okna pogodowe [REPORTAŻ]
– Opryski aplikujemy w dawce 70–100 l/ha, dlatego precyzja wykonania zabiegu odgrywa kluczową rolę – mówi Jakub Doligalski, rolnik z okolicy Torunia. Zakład Produkcji Rolnej w Kowrozie, należący do rodziny Doligalskich gospodaruje obecnie na ponad 1000 ha w trzech lokalizacjach. Taki areał wymaga nowoczesnego parku maszynowego, dlatego gospodarstwo wyposażone jest m.in. w 13 ciągników, 3 kombajny zbożowe i 2 opryskiwacze samojezdne.
– Przez wiele lat areał, liczący ok. 1000 ha, obsługiwały dwa opryskiwacze Pilmet z 18-m belkami. Maszyny pracowały ze 100-konnym Zetorem i Belarusem – wspomina młody rolnik.
Początki rolnictwa precyzyjnego u Doligalskich to 2008 r., wtedy kupili pierwszą nawigację do ciągnika John Deere 6830, wykorzystywaną głównie do siewu. W kolejnych latach do gospodarstwa trafił rozsiewacz nawozów Amazone z kontrolą sekcji. Postęp technologiczny nastąpił w 2014 r., kiedy wysłużone polskie opryskiwacze zastąpiła maszyna samojezdna. Wtedy szeregi gospodarstwa zasilił opryskiwacz samojezdny Artec F40 z przednią belką.
– Opryskiwacz wyposażony jest w zbiornik 5000-l, ma umiejscowioną z przodu belkę o szerokości 36 m, GPS czy kontrolę sekcji. W tamtym czasie przeskok był ogromny. Pierwszy rok był trudny dla operatorów, bo musieli się nauczyć wszystkich funkcji nowej maszyny. Jeden opryskiwacz pracował praktycznie 2 razy szybciej niż dwa Pilmety – opowiada rolnik.
Dwa opryskiwacze zamiast jednego
Maszyna do zeszłego roku przepracowała 3400 h. Przez ten czas wystąpiło kilka awarii, jak np. urwane ucho od składania belki, krzyżak od napędu, czy awaria komputera sterującego, dlatego Doligalscy zdecydowali się na zakup kolejnej maszyny. Wybór padł na tę samą konstrukcję, lecz sprzedawaną już w barwach Kuhn.
– Jednym z powodów kupienia drugiego opryskiwacza była zmieniająca się pogoda i coraz mniejsze okienka pogodowe. Czasami terminy zabiegów, np. w burakach i kukurydzy nachodziły się i była walka z czasem, żeby szybko wypłukać opryskiwacz i jechać w kolejną uprawę. Dziś tego problemu już nie ma – wyjaśnia.
Nowy nabytek Kuhn F40 Evo to następna generacja opryskiwacza Artec. Maszyna ma belkę tej samej szerokości i zbiornik ze stali nierdzewnej o poj. 5 tys. l. Napędza ją 7,7-l silnik Volvo o mocy 260 KM. Poza tym może pochwalić się mocną pompą wirową o wydatku 1100 l/min do napełnienia zbiornika oraz pompą zasilającą (780 l/min).
Choć gospodarstwo zasilił teraz nowy opryskiwacz, starsza maszyna cały czas jest używana.
– W nawale pracy, gdy trzeba szybko opryskać 500 ha zbóż, wjeżdżamy dwoma opryskiwaczami. Dzięki temu dziennie jesteśmy w stanie opryskać 400–500 ha. Praca dwóch maszyn sprawdza się też często w burakach, gdzie okienko pogodowe trwa zaledwie 2–3 h. W tym czasie zdążymy opryskać wszystkie pola z burakami – ok. 120 ha. To niezwykle ważne – tłumaczy.
Belka z przodu
Cechą wyróżniającą opryskiwacz Kuhn jest przednia belka. Zdaniem rolnika taka konstrukcja wpływa na dużo lepszą widoczność podczas pracy.
– Możemy precyzyjnie opryskać miejsca przy słupie czy granicy. Oczywiście, podczas dojazdu na pole widoczność jest gorsza, ale przez większość czasu maszyna ta jednak pracuje w polu. Mam też lepszy widok na pracę dysz i w razie zapchania szybko to zauważę – zaznacza rolnik.
Nowy opryskiwacz wyposażony jest w aluminiową amortyzowaną belkę z automatyczną kontrolą wysokości. Ma fabryczną nawigację Trimble z kontrolą sekcji i możliwość zmiennego dawkowania. Precyzyjny oprysk zapewnia system Autospray z technologią PWM, który pozwala utrzymać stały rozmiar kropli niezależnie od prędkości.
– Nie muszę martwić się o ciśnienie w zależności od dawki, prędkości czy wielkości kropli – wyjaśnia.
Rolnik zadowolony jest też z mechanicznej przekładni, która sprawdza się w trudnych warunkach. – Samojezdny opryskiwacz nigdy nie ugrzązł w polu, a zdarza się pracować w ciężkich warunkach. To duża przewaga nad zaczepianymi maszynami – dopowiada.
Kolejną zaletą samojezdnej maszyny jest możliwość pracy z prędkością ok. 15–17 km/h, co w połączeniu z szeroką belką i dużym zbiornikiem pozwala na bardzo wydajną pracę nawet do 300 ha dziennie.
Oprysk nocą
Napełnianie opryskiwacza zawsze odbywa się w bazie. W tym celu rolnicy wykorzystują wodę ze stawu. Co ciekawe, to deszczówka zbierana z dachów wszystkich budynków gospodarstwa. Jak zaznacza Doligalski, woda jest miękka i ma odpowiednią temperaturę, co wpływa na jakość oprysku.
– Staramy się pryskać głównie wieczorem i nocą. Wtedy przeważnie jest bezwietrzne, jest potrzebna wilgoć, dzięki czemu roślina ma dość czasu, żeby pobrać środek. W takich warunkach możemy też zejść z dawką cieczy. Najlepsze efekty uzyskujemy, wykonując zabieg ok. godz. 22–23 – kończy Doligaliski.
Ten artykuł pochodzi z wydania 11/2025
czytaj więcej

