Ukraińscy rolnicy nie mają złudzeń co do UE
KWS Ukraina rozpoczął serię podcastów, w których jednym z tematów jest akcesja Ukrainy do UE. W studiu nie ma unijnych urzędników, komisarzy ani ekspertów od prawa wspólnotowego, są za to praktycy – w pierwszym odcinku z serii byli to bracia Roman i Andrij Horobec, prowadzący 2000-hektarowe gospodarstwo Astra oraz Witalij Onyszczuk, dyrektor generalny agroholdingu TASA Agrozakhid.
Z wypowiedzi rozmówców przebijało jedno - ukraińscy rolnicy nie są do obecności w UE nastawieni entuzjastycznie, ale też nie są nastawieni niechętnie. Nie cieszą się, ale też się nie boją. Wiedzą, że akcesja Ukrainy do UE nastąpi i kierując się chłodną analizą przygotowują swoje gospodarstwa do nowej rzeczywistości.
– W Unii nie wystarczy mieć efekty. Trzeba jeszcze wszystko udokumentować – mówił Witalij Onyszczuk. – To oznacza potrzebę zmiany podejścia, stworzenia odpowiednich struktur i systemów zarządzania.
Przytakiwali mu bracia Horobec mówiąc, że wchodzenie do UE to wyzwanie dla każdej firmy rolnej, która będzie zmuszona do spełnienia wymogów środowiskowych, społecznych i jakościowych.
Nie chodzi już o to, czy Unia. Chodzi – jak
Z perspektywy uczestników podcastu nie ma już pytania o to, czy Ukraina wejdzie do Unii Europejskiej, ale co zrobić, żeby stara rzeczywistość nie zderzyła się z nową. To efekt przyglądania się temu, jak poradziła sobie – lub nie poradziła – z Unią Europa Środkowa, w tym Polska. Ukraińscy rolnicy wiedzą, że UE nie zawsze działa zgodnie z oczekiwaniami rolników. Że mniejsze gospodarstwa są często zagubione. Że przepisy bywają niespójne, a wsparcie trafia tam, gdzie jest lepsza administracja, niekoniecznie większa potrzeba.
- Adaptacja nie polega na tym, że się zmienimy, kiedy Bruksela każe. Trzeba się zmieniać już dziś, żeby potem w ogóle mieć z czego rezygnować - mówił dyrektor TASA Agrozakhid.
Dlatego już dziś i Astra, i TASA Agrozakhid działają tak, jakby były w Unii Europejskiej: monitorowanie zasobów, analiza danych, rejestrowanie zabiegów, certyfikaty, śledzenie kosztów to filary działalności tych firm rolnych.
Ewolucja, nie -rewolucja
Dla polskich gospodarstw akcesja do UE w 2004 roku oznaczała rewolucję – nie tylko systemową, ale mentalną. Z jednej strony była to szansa na dostęp do środków, rynków, technologii. Z drugiej – początek coraz bardziej złożonego systemu kontroli, wymogów i regulacji. Polscy rolnicy znakomicie wykorzystali swoje atuty w UE: mniej intensywną produkcję, mniejsze zużycie chemicznych środków ochrony roślin, nawozów, a także bardziej zróżnicowane gospodarstwa. Polska żywność postrzegana jako naturalna i zdrowa zdobyła przebojem rynki UE i do dziś utrzymuje wysoką pozycję.
Na Ukrainie również najżyźniejsze w Europie gleby ułatwiają produkcję żywności bez wysokiego zużycia nawozów i środków ochrony roślin. Powszechnie wiadomo jednak, że te gleby służą Ukraińcom nie do produkcji żywności ekologicznej, lecz do produkcji masowej, nastawionej na wolumen i eksport. To jeden atut.
Drugim atutem jest wiedza - dzięki rozwojowi cyfryzacji ukraińscy rolnicy wiedzą o Unii dziś dużo więcej niż Polacy w roku 2004, i to nie z oficjalnych dokumentów i kontrolowanych przecieków, ale z rolniczych mediów i social mediów. To umożliwia im przygotowanie się do najtrudniejszych oczekiwań UE – co właśnie robią.
Sygnał ostrzegawczy dla Polaków
Z rozmowy braci Horobec i Witalija Onyszczuka wynika jedno: ukraińscy producenci rolni bardzo uważnie obserwują, jak działa wspólna polityka rolna Unii Europejskiej. Nie mają złudzeń co do tego, że prowadzenie gospodarstwa w UE to nie tylko dotacje i ułatwienia, ale też ogromna presja regulacyjna. Kierując się chłodną analizą dokonują zmian organizacyjnych i technologicznych, dzięki którym już teraz ich gospodarstwa nie różnią się specjalnie od gospodarstw w UE.
To nie są jeszcze działania systemowe, ale obejmują coraz większą liczbę dużych i bardzo dużych gospodarstw. Dlatego ta rozmowa ukraińskich rolników powinna wybrzmieć w Polsce nie jako ciekawostka, ale jako sygnał ostrzegawczy.
