Na światowym rynku pojawił się być może krótkotrwały większy popyt na pszenicę konsumpcyjną. W krajowych skupach mamy bardzo niewielki ruch i to przy zwiększających się potrzebach przemysłu paszowego wspiera wzrosty cen niemal wszystkich zbóż.
Argentyna zaskoczyła i teraz szuka się pszenicy
Na krajowym rynku podaż jest jednak niewielka, bo większe gospodarstwa, uspokojone rosnącymi cenami zrobiły już sobie przedłużona przerwę świąteczną i do pracy wrócą zapewne dopiero w styczniu. Dlatego eksport, który w październiku i listopadzie (wg Sparks Polska), kiedy to zbóż łącznie przez nasze porty wypłynęło 1,37 mln t zbóż, w tym 765 tys. t pszenicy był całkiem spory, w grudniu i styczniu będzie sporo mniejszy.
A szkoda, bo z moich rozmów z eksporterami wynika, że eksporterzy, którzy liczyli na tańszą pszenicę o zawartości 12,5% białka pochodzącą z Argentyny się zawiedli.
– Składając oferty na przetargach liczono na pszenicę z Argentyny, gdzie jest ona sporo tańsza, ale okazuje się, że padały tam deszcze i takiej pszenicy tam za wiele nie ma. Podobny efekt mieliśmy w żniwa i zaraz po nich, gdzie liczono na pszenicę konsumpcyjną z Litwy i jej też za bardzo nie było. Eksporterzy rozglądają się więc teraz po świecie za pszenicą i można by zrobić jakiś biznes. Tylko kto rozsądny przy takim braku podaży, jaki jest obecnie zakontraktuje statek z pszenicą z Polski? – podsumowyje retorycznym pytaniem Tomasz Januszaniec, zajmujący się zakupami zbóż w firmie Mondry Sp. z o.o.
Taką sytuację mój rozmówca ocenia jako moment krótkotrwały, bo powstałą lukę szybko wypełnią inni eksporterzy, pojawi się pewnie pszenica z Rosji lub Ukrainy. Rozmawiamy też o niemieckim rynku. – W Niemczech jest podobny problem jak u nas, zrobili na ekspert dotychczas jakieś 900 tys. t, a od stycznia do czerwca muszą wywieźć 2,5 mln t. Będzie więc urwanie głowy – przekonuje doświadczony handlowiec.
