Zagrożenie pryszczycą nie tylko od strony granicy. Teraz na celowniku dzika zwierzyna
Pryszczyca nie daje o sobie zapomnieć. Tym razem ministerstwo kieruje uwagę na dzikie zwierzęta – od żubrów i jeleni po dziki. Jak poinformował MRiRW w komunikacie z 29 kwietnia, Główny Inspektorat Weterynarii przekazał wojewódzkim lekarzom weterynarii procedurę zwalczania i monitorowania choroby u zwierząt dzikich oraz przebywających w ośrodkach odizolowanych.
Sprawdź też: Pryszczyca na Węgrzech: dramat hodowców i milionowe straty gospodarstw rolnych
Dokument opracowano wspólnie z Polskim Związkiem Łowieckim oraz Ministerstwem Klimatu i Środowiska. Jego wdrażanie rozpocznie się już w maju – po spotkaniach informacyjnych w województwach.
Które zwierzęta objęto procedurą?
Wśród dzikich gatunków wrażliwych na pryszczycę wskazano: sarny, jelenie, daniele, łosie, muflony, dziki i żubry. Choć wirus nie stanowi dużego zagrożenia dla populacji dzikiej zwierzyny, to – jak zaznacza ministerstwo – padłe osobniki mogą stać się rezerwuarem choroby.
Badaniami mają zostać objęte wszystkie osobniki z wymienionych gatunków w promieniu 10 km od ewentualnego ogniska, a także z terenów przyległych – nawet do 60 km od strefy zapowietrzonej. W grę wchodzą zarówno osobniki padłe, jak i odstrzelone lub potrącone.
Polski Związek Łowiecki już wystosował apel do kół łowieckich, by dokładnie obserwowały swoje obwody łowieckie i zgłaszały przypadki upadków zwierząt z grupy ryzyka.
Rolnicy ostrzegali: dzika zwierzyna podchodzi blisko gospodarstw
Wielu rolników sygnalizowało wcześniej, że zwierzęta takie jak żubry, sarny czy dziki podchodzą pod zabudowania, depczą uprawy, wyjadają kiszonki i pasze. Ich zdaniem, to kolejne zagrożenie, które może doprowadzić do zawleczenia pryszczycy do gospodarstw.
Czy taka procedura badania żubra była bezpieczna? Kontrowersyjne odkrycie rolnika z Podlasia
Obawy rolników nasiliło też nagranie opublikowane pod koniec marca przez Huberta Ojdana, rolnika z woj. podlaskiego. Pisał o tym Tygodnik Poradnik Rolniczy. Na krótkim filmie widać padłego żubra z odciętą głową – wokół rozlana krew, brak zabezpieczeń. Miało to być pobieranie materiału genetycznego od żubra potrąconego przez samochód.
- Czy taka procedura ucinania głowy w dobie pryszczycy, która szaleje w Europie i w dobie niebieskiego języka jest prawidłowa? – pyta Hubert Ojdana cytowany przez Tygodnik Poradnik Rolniczy. – Przecież to jest jawne roznoszenie tej choroby. Zamiast to wziąć, zutylizować, to leży sobie to truchło. Zaraz sroki, wrony przylecą i będą to roznosiły. Daj Boże, żeby ten żubr był zdrowy. Ale wyobraźcie sobie, co by było, gdyby ten żubr był chory…
Jak relacjonował rolnik, żubry regularnie niszczą jego pola, a procedury badania padłych osobników budzą poważne zastrzeżenia. Instytut Biologii Ssaków z Białowieży, który prowadził operację, na razie nie odniósł się publicznie do sprawy.
Na podst. MRiRW, Tygodnik Poradnik Rolniczy
