– Woda cały czas nie jest niedoceniana. Choć leci z kranu, to może wkrótce jej zabraknąć lub będzie niezdatna do użytkowania – powiedziała podczas otwarcia konferencji Daria Mularczyk-Mędza z CDR w Brwinowie. Konferencje zorganizowało Centrum we Wrocławiu, stolicy regiony który co kilka lat boryka się z woda, a najczęściej jej nadmiarem. Tak było przed nieco ponad rokiem, a skutki tego odczuwają mieszkańcy rolnicy do dzisiaj.
Jasna i ciemna strona wody
– W dorzeczu Odry woda ma dwa oblicza – jest sprzymierzeńcem i w niektórych okresach to wielki wróg. prof. dr hab. inż. Mirosław Wiatkowski z UP we Wrocławiu. To jeden z problemów gospodarowania wodą, ale wskazał kolejne. Przykładowo obszary wiejskie stają się obecnie coraz bardziej zurbanizowane, a co za tym idzie ma tam miejsce kanalizacja i woda nie ma gdzie wsiąkać. Ponadto woda może mieć wymiar militarny – dostęp do niej nabiera charakteru strategicznego.
Profesor wyliczył największe problemy jakie stwarza woda to obecnie:
- powodzie,
- susze,
- nierównomierne występowanie opadów,
- odprowadzanie ścieków do wód,
- składowiska odpadów w pobliżu wód,
- jakość i ochrona wód oraz stan infrastruktury.
– Podczas budowy infrastruktury wodnej, jak zapory czy zbiorniki retencyjne niestety nie bierze się pod uwagę zamulenia i tzw. rumowiska, które skracają żywotność takich urządzeń – przestrzegał ekspert z UP we Wrocławiu. Tymczasem obecnie prawie każda gmina chciałaby mieć zbiorniki, np. stawy rekreacyjne. Dodał, że intensyfikacja rolnictwa powoduje zanieczyszczenie wód powierzchniowych. To także zagrożenie erozją wodą i wietrzną. Aby temu zapobiegać konieczne są systemy monitorowania wód.
Poskromić wodę odmianami
– W ciągu najbliższych lat produkcja roślinna będzie ograniczana głównie przez zmiany klimatu, zanieczyszczenie środowiska oraz rosnące zapotrzebowanie ludzkości na żywność – powiedział prof. dr hab. inż. Grzegorz Żurek z Instytutu Hodowli i Aklimatyzacji Roślin – PIB. Zauważył, że wzrost temperatury na Ziemi o 1% spowoduje w skali globalnej spadek plonów pszenicy o 6%, a kukurydzy o ponad 7%. Zmiany klimatu to także spadek jakości zbieranych roślin.
– Negatywne zmiany klimatu możemy zmniejszać różnymi działaniami. Bardzo ważna jest tutaj hodowla odmian. Działanie to to łączy w sobie naukę, sztukę i biznes. Niestety hodowla odmian wymaga czasu. Jest to dla jednej odmiany 12–15 lat. Dotyczy to także cech odporności na zmiany klimatu, jak suszę, silne wiatry itd. Nie ma jednak odmian łączących wszystkie pozytywne z rolniczego punktu widzenia cechy. Zwykle są to 2–3 właściwości – tłumaczył prof. Żurek.
Nowoczesne odmiany zbóż, odporne na zmiany klimatu powinny charakteryzować się kilkoma cechami i dlatego powinny:
- później się kłosić,
- szybko wypełniać ziarno,
- szybko przemieszczać asymilaty,
- krótkie i sztywne źdźbła,
- większą MTZ,
- wysoką gęstość zsypową,
- odporne na porastanie,
- tolerancyjne na chłody.
Zobacz także: Susza a ekoschematy WPR – jak zabezpieczyć uprawy i spełnić warunki dopłat
– Innym sposobem przeciwdziałania skutkom zmian klimatu jest zmiana... gatunku uprawnego. Przykładowo można zamiast kukurydzy siać sorgo, zamiast owsa jarego owies zimujący. Do tego także konieczna jest hodowla odmian, które zapewnią wysokie i opłacalne plony – skwitował prof. Żurek.
Klimat ulega zmianie od zawsze
– Nie można spadku produktywność rolniczej na skutek zmian klimatu w rolnictwie Polskim, ponieważ rośnie u nas produkcja i eksport. Jednak w latach 2006, 2015, 2018 i 2019 miały miejsce susze, które istotnie wpłynęły na plony. Dotknęła ona różne gatunki upraw oraz różne rejony. Przykładowo w tym roku mieliśmy najniższe stany wód w rzekach, ale plony były wysokie – zauważył prof. Jerzy Kozyra z IUNG – PIB w Puławach. Tłumaczył, że rolnikom obecnie nie chodzi wyłącznie o wysokość plonów, ale o ich stabilność.
– Większą stabilność plonowania w obliczu zmian klimatu zapewnia uprawa bezorkowa. Wynika ona z np. mniejszego o 33% odpływu powierzchniowego wody oraz o 55-59% mniejszej erozji – dodał specjalista od klimatu z IUNG. Wskazał też na obecne rozwiązania prawne.
O suszy mówią w Polsce trzy akty prawne: ustawa o ubezpieczeniach rolnych, rozporządzenie o klimatycznym bilansie wodnym oraz rozporządzenie w sprawie przeciwdziałania skutkom suszy. W ich efekcie opracowano System Monitoringu Suszy Rolniczej oraz aplikację suszową. Ta ostania uruchamiana jest, gdy straty osiągają poziom 30%, To bardzo dużo i nie zawsze spełnia oczekiwania rolników – uważa prof. Kozyra.
– Wg naszych symulacji w 2050 r., a zwłaszcza w 2080 r. uprawa kukurydzy bez jej nawadniania będzie niemożliwa w wielu rolniczych rejonach Polski – dodał ekspert. Pojawiło się ostatnio pojęcie suszy błyskawicznej. Wynika ona z deficytu opadów lub fali upałów. Jest też pojęcie suszy zielonej, które charakteryzuje się tym, że wody brakuje w okresie wegetacji, a nie koniecznie w całym roku. To skutek niskich lub nieregularnych opadów. Z tego powodu należy wdrażać sposoby oszczędzania wody. Można wyróżnić 12 z nich:
- Zielona infrastruktura, czyli rozwiązania oparte na przyrodzie, jak próchnica w glebie, zalesienia, pasy roślinne, miedze śródpolne, mokradła czy torfowiska.
- Niebieska infrastruktura, czyli zbiorniki wodne, stawy, kanały i inne systemy retencji powierzchniowej oraz szara infrastruktura – np. techniczne systemy retencji, a zatem zbiorniki, przechwytywanie wody z dachów czy wybetonowanych powierzchni.
- Zarządzanie jeziorami i obszarami podmokłymi, a w szczególności chronienie ich przed zanieczyszczeniem oraz retencja wody.
- Powtórne wykorzystanie wody – odsalanie i recykling.
- Poprawa efektywności nawodnień – nowoczesne systemy irygacyjne.
- Kontrola erozji i ograniczanie degradacji środowiska, w tym gleb.
- Zmiana systemów chowu zwierząt oraz uprawy roślin z wykorzystaniem praktyk odpornych na suszę.
- Systemy monitoringu i wczesnego ostrzegania.
- Ubezpieczenia gospodarstw i upraw.
- Wspólnotowe zarządzanie zasobami wody.
- Opłaty za użytkowanie wody.
- Ograniczanie użytkowania na obszarach o wysokim ryzyku susz.
Mało wody do dyspozycji
Choć woda na kuli ziemskiej zajmuje 71% powierzchni to zaledwie jej 4% to woda słodka. Znaczna jej większość uwięziona jest w lodowcach. Do wykorzystania przez ludzi i w rolnictwie mamy zatem bardzo mało wody.
– Sposobem na łagodzenie skutków suszy jest retencja wodna. Jest to tym bardziej ważne, że w Polsce poziom opadów jest porównywalny do tego, który jest w Hiszpanii, a zasoby wodne Polski porównać można do Egiptu. W gorszej sytuacji są tylko Czechy, Cypr i Malta. Dlatego w najbliższych latach będziemy musieli podchodzić oszczędnie do gospodarowania wodę zarówno w skali mikro, jak i krajowej – mówiła dr Beata Bartosiewicz z Instytutu Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa – PIB.
Jak gromadzić wodę z deszczu?
– Typowy mieszkaniec wsi zmienił się ostatnio. Ci, co przeprowadzili się z miasta przenoszą swoje wzorce na wieś. Obecni mieszkańcy wsi nie tylko nie tolerują piejącego koguta i zapachu z obory, ale także braku kanalizacji, zwłaszcza deszczowej czy tzw. ogólnospławnej – mówił prof. dr hab. inż. Paweł Licznar z UP we Wrocławiu. W miastach opłaty za wody opadowe są śmiesznie niskie. Tymczasem utrzymanie infrastruktury wymaga kolosalnych nakładów.
– Zagospodarowanie wody z opadów można rozproszyć, także na obszarach wiejskich. Jednym ze sposobów jest rozsączanie wód opadowych. Możliwe to jest na glebach lekkich, np. bielicowych. Na podstawie portalu waterfolder.com ustala się powierzchnię, np. dachów i na tej podstawie ustala powierzchnię do rozsączania. Tworzy się bilans rozsączania w zależności od natężenia deszczu. System proponuje też zbiornik rozsączeniowy, np. pod parkingiem lub zbiornik otwarty – tłumaczył ekspert.
Tam, gdzie nie jest możliwe rozsączenie, ponieważ gleba jest zbyt gliniasta, można zbudować zbiornik retencyjny na wody opadowe. Woda z takich zbiorników może być wykorzystywana np. do nawadniania terenów zielonych, ale także do np. spłukiwania toalet. Dzięki temu oszczędzamy na zużyciu wody wodociągowej. Ma to znaczenie także w obronie cywilnej.
Gdzie gromadzić wodę?
– W Polsce jesteśmy w stanie retencjonować zaledwie 6,5% rocznego odpływu wód. Tymczasem w UE jest to poziom 15%. Zagrożeniem jest zmniejszanie ilości wód płynących w rzekach, które wynosi nawet 20% tego, co w latach ubiegłych – mówił dr hab. inż. Robert Kasperek, prof. UP we Wrocławiu.
Kolejne niekorzystne zjawisko to stan tzw. dużych zbiorników retencyjnych. Wiele z nich jest zamulonych. Tymczasem tzw. mała retencja rozwija się bardzo wolo. Przyczyną tego wg eksperta jest biurokracja, brak finansowania oraz niska świadomość społeczna. To ostatnie przejawia się protestami przeciwko budowie małych zbiorników retencyjnych.
Woda zatrzymana w krajobrazie
– Rolnictwo wielkoobszarowe obniża potencjał retencyjny. Jest to efekt m.in. zmniejszenia bioróżnorodności krajobrazu, np. likwidacja miedz, zadrzewień śródpolnych, oczek wodnych, a z drugiej generuje duży pobór wody. Równolegle zachodzi zjawisko wysychania rzek. Powoduje to ubytek wody dostępnej w gospodarce – mówił dr hab. inż. Tomasz Kowalczyk, prof. UP we Wrocławiu.
Rozwiązaniem na to mogą być zbiorniki wodne. Ekspert uważa jednak, że nie zawsze małe zbiorniki mają sens. Woda z nich zamiast być gromadzona, nie nadaje się do wykorzystania oraz nadmiernie paruje. Inny problem, to brak planów obejmujących szeroki teren i długi czas. To co kiedyś było planowane jako tereny rolnicze w tym łąki i miało być nawadnianie, obecnie staje się terenami zurbanizowanymi i nie ma co zrobić ze zgromadzoną na cele rolnicze wodą.
– Dobrym przykładem jest remont retencji gruntowo-glebowej. Modernizacja zastawek na rzece Stobrawie wart tylko 300 tys. zł pozwolił na retencjonowanie wody na poziomie połowy tego, co budowa zbiornika retencyjnego "Kluczbork", który kosztował aż 29 mln. zł – dodał ekspert. Budowa zbiornika była konieczna ze względu na ochronę przeciwpowodziową. Dlatego zwrócił uwagę, aby działania były kompleksowe. Konieczne są zmiany prawne.
Bałagan prawny
– Jeżeli budowa zastawki wodnej wymaga podobnej biurokracji jak budowa zaawansowanego jazu, to nikomu nie chce się w to wchodzić. Konieczne są zmiany prawne, np. budowa drobnych urządzeń tylko na podstawie zgłoszeń. Inne rozwiązanie prawne jakie proponuję, to automatyczne odszkodowania dla rolników w przypadku zalania ich upraw. Konieczne są także zasoby ludzkie, czyli kształcenie i zatrudnienie specjalistów i projektantów – dodał ekspert.
– Sprawę wykorzystania rolniczego wody reguluje aż 10 ważniejszych aktów prawnych oraz kilka pomniejszych. Wiele z nich jest wzajemnie sprzecznych i trudno się w tym poruszać. Na to nakłada się konieczność oszczędnego gospodarowania wodą. – mówił dr hab. Karol Kociszewski, prof. Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu.
Oszczędności wody możliwe jest to dzięki tzw. dobrym praktykom. Jedną z nich jest zapobieganie silnym wiatrom zwiększającym ewapotranspirację. Sprzyjają temu zadrzewienia. Warto zauważyć, że drzewa rosnące wzdłuż rowów zapobiegają zarastaniu ich trawami i umożliwiają lepszy spływ nadmiaru wody, a zatem zapobiegają podtopieniom.
Woda z rowów i oczek
– Bardzo cenną praktyką jest zachowywanie oczek wodnych. Pozwalają one zatrzymać wodę z większych opadów i zatrzymają ja na polu. Woda w oczku wodnym wolniej zasila rzeki co zapobiega powodziom – uważa Kociszewski. Niestety, jego zdaniem na działanie w postaci spowolnienia odpływu wód wymagane są zgoda Wód Polskich i pozwolenia wodno-prawne. Wymaga to przygotowania operatu oraz pozwolenia na eksploatację.
Trzeba też płacić za użytkowanie wody. Dotyczy to korzystania z cieku wodnego. Jeśli jednak jesteśmy na własnym rowie, czyli urządzeniu wodnym, to też teoretycznie trzeba uzyskać pozwolenie. Natomiast zatrzymanie wody np. workiem z piaskiem, balotem lub obsuniętym gruntem i zatrzymamy do wysokości 1 m wody nie wymaga pozwolenia. Ale zatrzymanie wody więcej niż 1 metr może skutkować karą do 5 tys. zł. Także na zasilenie rowów śródpolnych wodą z cieku wodnego trzeba uzyskać pozwolenie wodno-prawne.
Lepiej korzystać z wody powierzchniowej
– Z punktu widzenia ochrony wód istotne jest zmniejszenie wykorzystania rolniczego wód podziemnych, a zwiększenie korzystania z wód powierzchniowych. Po prostu wody powierzchniowe są dużo łatwiej odnawialne. Tymczasem obecnie wody podziemne w praktyce nie są zasilane tłumaczył ekspert.
Warto także zauważyć, że wody powierzchniowe są ciepłe i mają latem od kilkunastu do ponad 20 st. C. Poza tym zawierają pewne ilości składników pokarmowych. Przykładowo, jeśli będziemy nawadniać wodą z jeziora Gopło w ilości 100 mm na sezon dostarczamy 2,5 kg/ha azotu. Ponadto korzystanie z wód powierzchniowych nie jest obciążone opłatą w wysokości 15 gr za kubik, jak to ma miejsce przy korzystaniu z wody podziemnej.
– Jeśli nie ma możliwości korzystania z wody powierzchniowej, to trzeba wiercić studnię. Do głębokości 30 m nie ma konieczności uzyskania pozwolenia – dodał profesor. Powyżej jednak już jest taki obowiązek. Tymczasem wody podziemne są coraz głębiej osiągalne.
Ekspert wskazał także kilka dobrych praktyk, jak nawadnianie kropelkowe, w przypadku deszczowania zabieg nocny, zakładanie na terenach zalewowych TUZ lub lokalizowanie tam nieużytków.
tcz
