Walka o każdą godzinę
– Walczymy sami. Woda podnosi się bardzo szybko. Pomaga nam tylko straż OSP Jagatowo, jedzie OSP Wiślina. Postawiliśmy traktory z mocnymi pompami i ratujemy Mokry Dwór i Krępiec. Uwaga! Wody Polskie jeszcze nie dotarły na swoją własne przepompownie. Od wczoraj nikogo tu nie było – pisał 29 lipca Wiesław Zbroiński, sołtys Mokrego Dworu i prezes Stowarzyszenia Sołtysów Gminy Pruszcz Gdański na swoim profilu FB.
Następnego dnia jego relacja brzmiała jeszcze ostrzej:
– To nie była katastrofa naturalna. To była katastrofa zarządzania. (…) Ktoś decyzyjny musi to w końcu przeczytać i zrozumieć, zanim Żuławy – z całą ich kilkusetletnią historią osadniczą i unikalnym systemem gospodarki wodnej – zostaną zniszczone przez ignorancję, zaniechanie i urzędniczy beton.
Wyłączenie pomp, milionowe straty
Podczas gdy mieszkańcy i rolnicy organizowali własnym sumptem sprzęt i walczyli o każdą godzinę, wydarzyło się coś, co – jak mówią – było dla nich niewyobrażalne.
– Gdy mieszkańcy i rolnicy walczyli z wodą, wynajmując sprzęt za własne pieniądze, a samorząd organizował pomoc – Wody Polskie… o 22.49 wyłączyły pompy. Tak – dobrze czytasz. W czasie zagrożenia powodziowego, pompy zostały wyłączone decyzją „kogoś” z RZGW. Powód? Rzekomo zbyt wysoki poziom wody w Motławie. Kłamstwo. Decyzja, która kosztowała ludzi milionowe straty – podkreślał Zbroiński.
Rolnicy wiedzą, że teraz plonów nie będzie, a kredyty mogą stać się ciężarem nie do udźwignięcia.
– Nie mówcie o odszkodowaniach i ubezpieczeniach – to fikcja. To często jałmużna, która bardziej obraża niż pomaga – dodaje sołtys Mokrego Dworu.
„To był test, którego system nie zdał”
Według rolników to nie gwałtowna pogoda była winna, lecz wieloletnie zaniedbania.
– Po kilkunastu godzinach opadów – nie rekordowych! – system nie działał. Kanały nieczyszczone. Motława zarosła – nawet nieokoszona. Moda na „ekologiczną bierność” doprowadziła do tego, że ludzie są już mniej ważni niż zielony ład na papierze. Zgłaszane dziury bobrowe? Zero reakcji. Brak nadzoru nad wałami, brak konserwacji, brak czujności – pisał Zbroiński.
Pod jego wpisami pojawiły się komentarze pełne rozgoryczenia.
– Od 25 lat ten sam problem – zaniedbania w zarządzaniu melioracją [tyle ja pamiętam]. I od lat Wiesław Zbroiński o tym mówi, działa, próbuje – i nic – pisała Sylwia Kubik.
– Osoby, które zarządzają gospodarką wodną na Żuławach, nie są kompetentnymi, sprawczymi specjalistami z wyobraźnią, tylko gapiami, którzy nie potrafią stworzyć sprawnego systemu – dodawał Włodek Raszkiewicz.
Dekady zaniedbań i niszczenie systemu hydrotechnicznego
Analizę przyczyn powodzi przeprowadziła działająca na Żuławach Fundacja Ochrony Zabytków Architektury Drewnianej. W obszernym komentarzu zamieszczonym 30 lipca na FB podkreśliła, że to, co się stało, jest efektem wielu lat zaniedbań:
– Setki milionów złotych wydawanych od 2017 roku nie mogły pomóc, jeśli większość pieniędzy pochłonęły projekty i opracowania, a nie praktyczne prace. To nie jest jedynie wina niedofinansowanych Wód Polskich. To jest wina dekad marnotrawstwa w skali budżetu całej Polski, czyli utrzymywania kombinatów administracji lokalnych, głównie wojewódzkich i powiatowych. To jest wina niekompetencji urzędników gminnych, powiatowych i wojewódzkich. To jest też wina rolników nie dbających o własne rowy.
"System budowany od setek lat został zburzony"
Fundacja wskazała konkretne przykłady działań, które – jej zdaniem – rozbijają system chroniący Żuławy i mogą doprowadzić do jeszcze większych zagrożeń.
– Zaniedbanie rowów i zniszczenie tych części systemu, które są poza Żuławami lub pod ziemią. Budowa jednej z największych farm wiatrowych w Polsce przy południowej granicy Żuław, w gminie Dzierzgoń, spowodowała przerwanie tysięcy nitek drenarskich, podziemnych cieków wodnych, zbiorników retencyjnych. System budowany od setek lat został zburzony. Nasadzenia lasów tzw. dotacyjnych, czyli sadzonych na terenach podmokłych jedynie dla pozyskania wysokich dopłat również przyczyniają się znacznie do zatrzymania wód na polach.
Fundacja ostrzega, że prowadzone obecnie prace inwestycyjne mogą jeszcze pogorszyć sytuację:
– Prowadzone i planowane prace przy odwiertach geologicznych na zlecenie Polskich Sieci Elektroenergetycznych S.A., związane z budową linii wysokiego napięcia wzdłuż Jeziora Druzno, dokończą zniszczenia hydrotechnicznego systemu Żuław. To doprowadzi do stopniowego zatapiania najniżej położonych terenów żuławskich.
– Komuś zależy, żeby Żuławy obudować, zalać, wyrugować ludzi z ziemi, a potem przejąć powiedział prezes Fundacji w rozmowie z portalem wPolityce.pl
Wody Polskie: „Skala żywiołu przekroczyła możliwości systemu”
W związku z dramatyczną sytuacją na Żuławach 30 lipca red. prow. TPR Kamila Szałaj zwróciła się do Wód Polskich z pytaniami dotyczącymi stanu przygotowania systemu melioracyjnego i reakcji na powódź. Odpowiedź przyszła już 31 lipca, co jest niespotykanie szybką reakcją na zapytanie dziennikarskie. Przesłał ją Departament Komunikacji i Edukacji Wodnej Państwowego Gospodarstwa Wodnego Wody Polskie Krajowego Zarządu Gospodarki Wodnej.
Wody Polskie podkreśliły, że podejmowały działania zgodnie z procedurami.
– Stacje pomp były uruchamiane zgodnie z instrukcjami. Problem był związany z ilością napływającej wody, a nie harmonogramem uruchamiania pomp. Ta ilość przekroczyła wydajność pomp i rowów odwadniających. Instrukcja przewiduje takie uruchamianie pomp, aby zapewnić bezpieczeństwo całego regionu i ciągłość działania infrastruktury. Naruszenie tych zasad spowodowałoby m.in. wzajemne zalewanie pomp i wywołało jeszcze większe straty np. na terenach zamieszkałych przez ludzi. Jak dotąd straty udało się ograniczyć do pól, nie doszło do zalania siedzib ludzkich – wyjaśniały Wody Polskie.
Działania prewencyjne i interwencje w czasie powodzi
Spółka przypomniała także o działaniach podjętych przed powodzią:
– Na terenie Zarządu Zlewni w Elblągu została podjęta konserwacja kanałów w gminach Markusy, Rychliki, miasto Elbląg i Gronowo Elbląskie, polegająca na wykoszeniu porostów ze skarp, hakowaniu roślinności z dna kanałów, wycince krzaków oraz oczyszczeniu koryt kanałów. Jednocześnie trwa zabudowa uszkodzeń wałów przeciwpowodziowych oraz koszenie roślinności na wałach na całym obszarze zarządu zlewni.”
Wskazano też przykłady priorytetowych interwencji już w trakcie powodzi:
– Przeciek na wale na Kanale Modrym został zatrzymany, trwa jego zabudowa. Zabezpieczono przeciek w lewym wale rzeki Brzeźnica w Nowym Dolnie oraz wyrwę na rzece Młynówka Marwicka w Marwicy. Udrażniane są zatory na rzece Kumieli i Babicy, zabezpieczono ujście potoku Powodowo do rzeki Brzeźnica i rozpoczęto działania przy wale rzeki Dzierzgoń w rejonie Świętego Gaju – podała spółka.
Minister: pomoc i zmiany w systemie
Na miejscu powodzi bardzo szybko stawił się minister rolnictwa Stefan Krajewski, wraz z wojewodą warmińsko-mazurskim Radosławem Królem, dyrektorem ARiMR w Olsztynie Piotrem Turowskim i dyrektorem Warmińsko-Mazurskiego ODR Mateuszem Cyganem. Minister niedwuznacznie skrytykował działania Wód Polskich mówiąc, że sama idea centralnego zarządzania wodami jest złym pomysłem.
– Już kilka lat temu, gdy byłem członkiem zarządu województwa i nadzorowałem prace Wojewódzkich Zarządów Melioracji, mówiłem, że centralizacja systemu wodnego nie przyniesie nic dobrego. To nie Warszawa powinna podejmować decyzje, tylko dyrektorzy regionalni, którzy znają lokalne potrzeby i mogą szybciej reagować. Rowy i wały muszą być regularnie konserwowane, a środki na ten cel odpowiednio zabezpieczone – podkreślił.
Minister obiecał też rolnikom szybką pomoc:
– Musimy jak najszybciej oszacować straty i wypłacić środki. Tak jak w przypadku przymrozków, gdzie wystąpiliśmy do Komisji Europejskiej i czekamy na decyzję o nadzwyczajnej pomocy. Otrzymałem zapewnienie, że te decyzje będą wkrótce zapadać.
Komentarz
Wbrew opiniom, że dawniej radzono sobie lepiej, historia Żuław to historia nieustannej walki z wodą - także Krzyżacy, menonici i Prusacy toczyli swoją własną batalię z powodziami. Żuławy są polderami – terenami depresyjnymi, które z natury wymagają stałej ochrony i utrzymywania skomplikowanego systemu wałów, rowów i pomp. Historia odnotowała na tych ziemiach blisko 150 powodzi o dużej skali. Zmieniały się epoki, administracje i technologie, lecz zagrożenie było stałym elementem krajobrazu i wymagało stałego utrzymywania infrastruktury wodnej.
Podobne wyzwania ma Holandia, której część terenów także leży poniżej poziomu morza. Katastrofalna powódź z 1953 roku (Watersnoodramp), spowodowana przerwaniem wałów i wdarciem się wody morskiej 75 km w głąb lądu, pochłonęła 1836 ofiar. Był to punkt zwrotny – władze Holandii przyjęły wtedy tzw. Plan Delta – największy na świecie system tam, śluz i zapór przeciwpowodziowych. Od tamtej pory Holandia nie doświadczyła powodzi, co pokazuje, że zagrożenie może być skutecznie kontrolowane, jeśli odpowiedzialność za poldery jest realna, a system ochrony stale modernizowany i utrzymywany.
Albert Katana
