Rynek zbóż
Zboża jednak chyba muszą stanieć
Od tej niezbyt optymistycznie brzmiącej informacji świadomie rozpoczynam swój wywód na temat tego, co nieuchronnie musi się wydarzyć, żebyśmy kolejny sezon nie budowali zbożowej górki. Zdaję sobie sprawę, że zapewne narażę się niektórym bardziej emocjonalnie podchodzącym do prawdy mówionej wprost czytelnikom. Ale warto zwrócić uwagę, że kolejnego sezonu w którym zbiory wcale nie rekordowe, a i tak spowodowały spore bilansowe nadwyżki już nie wytrzymamy.
Magazyny nie są z gumy, portfele nie są bez dna, a i jakości ziarna nie jesteśmy w stanie bez końca utrzymywać w dobrym stanie. To oznacza otwarcie na coraz trudniejszy i mocno ograniczany przez konkurencję eksport. Nie chcemy, musimy rywalizować na rynkach importerów z Rosją I Ukrainą!
A to oznacza dwie ważne karty przetargowe, które ostatnio jakoś nie trafiały na nasze ręce. Tymi kartami jest jakość, no i oczywiście cena. Co do jakości, to chyba pow woli zaczynają nam się rozjeżdżać kalkulacje oczekiwanych plonów i mającego zwiększyć zawartość białka nawożenia.
Nie możemy wciąż tylko grać na przetrwanie, bo najzwyczajniej w świecie nie przetrwamy! Nie zapominajmy jesteśmy na wojnie handlowej! A wygrywanie tej wojny wymaga eksportowych ilości polskiej pszenicy i kukurydzy płynących w świat. W tym kontekście wydaje się, że nieodwołalnie spore premie do Matifu płacone za pszenicę na krajowym rynku będą po woli odchodzić do lamusa.
Przemysł będzie rywalizował na europejskim rynku produktami i będzie zmuszony grać tak jak jego zagraniczni konkurenci. Eksporterzy zostaną przyciśnięci ofertami konkurencji na przetargach w Afryce Północnej i Azji Wschodniej. Krajowi handlowcy sprzedający w obydwu tych kierunkach za nimi podążą, a dołujący Matif nie zachęci do tworzenia pozycji.
Nadchodzą żniwa więc ceny pszenicy pospadają, pociągnie to niestety w dół broniącą się kukurydzę. I ta choć od pszenicy będzie droższa, to jednak też trochę stanieje. Pozostałe zboża paszowe będą usilnie bronić siódemki z przodu i to niestety będzie bardzo trudne zadanie. W tych zakresach cenowych rynek płaski może być więc problemem, ale na zupełnie innym poziomie. Niestety nie obędzie się więc bez dyskusji o opłacalności produkcji polowej.
