„Dzisiaj to nie rolnikowi się daje, to rolnik dopłaca do tej produkcji” – Marcin Gryn o problemach sezonu 2022-23
W sezonie 2022-23 rolnicy borykają się z wieloma problemami: niskimi cenami zbóż, nadwyżką produkcji, suszą, tranzytem ukraińskich zbóż i niejasnymi dopłatami. Czy jest jakaś nadzieja na poprawę sytuacji? Rozmawialiśmy o tym z Marcinem Grynem, rolnikiem i wiceprezesem Polskiego Związku Producentów Roślin Zbożowych, na V Ogólnopolskiej Giełdzie Rzepaczano-Zbożowej w Licheniu Starym.
Wektorem rynku dzisiaj nie jest już relacja popytu do podaży, tylko niestety spekulacja
Słowo „dopłaty” budzi w społeczeństwie niepokój
Marcin Gryn: Panie Redaktorze, Szanowni Państwo, jaki jest największy grzech tego wszystkiego? Dzisiaj rolnikowi mówi się jak zły policjant: „Od tej chwili, każde słowo może być wykorzystane przeciwko tobie”. Słowo „dopłaty” budzi w społeczeństwie niepokój, że rolnikowi się daje, rolnikowi się dopłaca. Dzisiaj to nie rolnikowi się daje, to rolnik dopłaca do tej produkcji. To, co nam się oferuje, są to przede wszystkim rekompensaty za poniesione straty. Na dzisiaj szybko przeliczyłem koszty produkcji tegorocznej za sezon, który dobiega nam końca. Przekraczały nawet 5 000 zł za hektar w przypadku pszenicy. Sprzedając tę pszenicę po 550-600 zł, musimy co najmniej 7-8 ton wywieźć na to, żeby pokryć koszty. Więc to nie jest dopłata, tylko rekompensata. Dalej prawdopodobnie zostaniemy z nadwyżką. Dzisiaj padły słowa, że „ambitnie udało nam się wywieźć około 800 tysięcy ton miesięcznie w ostatnich 2 miesiącach. W maju i w czerwcu prawdopodobnie tyle wywieziemy”. Nie wiem, czy to prawda. Ciężko to zweryfikować. Natomiast pozostało nam jeszcze 3 miliony ton. Nasze porty nie są z gumy. Musimy inwestować w te porty i modernizować je, jeżeli chcemy eksportować. Ja kombajnem czteroklawiszowym nie wykoszę 50 ton pszenicy na godzinę, chociażbym się dwoił i troił. Tak też jest z portami. To jest mechanika, to są liczby, i tego po prostu się przeskoczyć nie da. Kolejnym naszym bólem jest ograniczanie produkcji zwierzęcej, np. trzody czy drobiu, które są bardzo chłonne na ziarno paszowe. Tak jak widzimy, ten rok może być pod znakiem zapytania. Może zbierzemy mniej i pewnie gorzej jakościowo przez suszę, z którą boryka się większość kraju, która już jest prawdopodobnie nie do nadrobienia. Bardzo dużo tego ziarna paszowego nie przerobimy sami i nie będziemy mieli go gdzie wywieść. Sytuacja jest ciężka.
Polacy nie blokują tranzytu, Polacy blokują rozlewanie się ukraińskiego ziarna
Marcin Gryn: Kiedyś ten rynek musi się ustabilizować. Nie ma co dramatyzować. Jest ciężko i źle, ale kiedyś ta sytuacja musi wrócić do normy. Nie wiadomo, kiedy. To wszystko zależy od tego, jakie kroki podejmie nasz rząd, jak do tego ustosunkuje się Unia Europejska. Bardzo dużo zmiennych jest. Dużo zależy od pogody, od samej sytuacji na Wschodzie. Chcę podkreślić, że początkowo umowa tranzytowa miała obowiązywać do momentu udrożnienia kanału czarnomorskiego. Ten kanał został udrożniony i jak widzimy, tranzyt dalej się odbywa. Podkreślam to, ponieważ na linii Polska-Ukraina są takie napięcia, że Polacy blokują tranzyt. Pod żadnym pozorem Polacy nie blokują tranzytu, Polacy blokują rozlewanie się ukraińskiego ziarna po naszym rynku. Mamy nadmiar własnego ziarna, a dodatkowo nakłada nam się (ukraińskie) ziarno, które jest zupełnie innej jakości i standardów. Każdy sobie zdaje sprawę. Dzisiaj świadomość konsumenta jest na wysokim poziomie i każdy powinien zdawać z tego sprawę. Natomiast tutaj wadliwym elementem jest brak informacji o tym produkcie: skąd on pochodzi, w jaki sposób został wyprodukowany. Ale jakiś cień nadziei musimy mieć. Ludzie jedli, jedzą i będą jedli – to pozytywny akcent całej tej wypowiedzi.
Bartłomiej Czekała: Więc życzmy sobie i wszystkim rolnikom, żeby przyszły sezon był o wiele lepszy, ceny satysfakcjonujące i zbiory też jak najlepsze. Dziękuję za rozmowę!