StoryEditor

Rodzime strączkowe szansą na częściową niezależność

Ożywiona dyskusja podczas debaty na naszej Ogólnopolskiej Giełdzie Strączkowych jest najlepszym przykładem na to, że choć strączkowe mimo że uprawiane na niewielkiej powierzchni wywołują sporo emocji.
24.10.2018., 14:10h
Podczas Ogólnopolskiej Giełdy Strączkowych wszyscy przybyli goście wzięli udział w debacie poświęconej aktualnej sytuacji na rynku roślin strączkowych i opłacalności ich produkcji. Poprowadził ją redaktor naczelny „top agrar Polska” Karol Bujoczek. Jedno z pierwszych pytań skierowanych do ekspertów dotyczyło zawodności plonowania strączkowych w polskich warunkach.
– Badania nad uprawą rodzimych strączkowych trwają wiele lat. Problemem jest niestety właśnie zawodność ich plonowania, ale i soja może w naszych warunkach zawodzić – mówił prof. Jerzy Szukała z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu. Problemem, z którym borykają się nasze odmiany strączkowych to zbyt wolny postęp hodowlany w przypadku strączkowych.

– Wystarczy porównać je z kukurydzą, która na przestrzeni 30 lat poczyniła ogromny postęp hodowlany i dziś możliwe jest osiąganie wysokich plonów ziarna niemal w każdych warunkach. Strączkowe zatem potrzebują dofinansowani hodowli, by dogonić inne gatunki, nie tylko kukurydzę – powiedział podczas debaty dr Krzysztof Gawęcki z Krajowego Zrzeszenia Producentów Rzepaku i Roślin Białkowych. Świat jednak stawia na soję, zatem polskim strączkowym będzie trudno się przebić, bo rolnicy patrzą na zysk ze sprzedawanych nasion. Prof. Szukała uzupełnił, że rolnicy nie liczą już jednak zysku, który otrzymują w postaci doskonałego stanowiska, jakie strączkowe pozostawiają po sobie.
– Aby polskie strączkowe miały szansę przebicia potrzebna jest rejonizacja ich uprawy. Nie chodzi już tylko o gatunki, ale także o odmiany, które po przebadaniu pod kątem przydatności do uprawy będą rekomendowane do uprawy właśnie w konkretnym regionie kraju – mówił dr Krzysztof Gawęcki. Dodał, że jest to wstęp do zapewnienia wysokiego plonowania tych gatunków.

Ekonomia decyduje

– Polska to potentat drobiowy, bo produkuje najtaniej. Jest to możliwe dzięki korzystnym cenom paszy, a te mamy dzięki śrucie sojowej – powiedział prof. Daniel Korniewicz z firmy LNB-Cargill Poland. Dodał, że można tą śrutę zastąpić np. białkiem z grochu i śruty rzepakowej. Niestety tylko 5% uprawianego grochu trafia do polskich pasz, cała reszta idzie pod pług. Można śmiało zaryzykować stwierdzenie, że wciąż nie mamy surowca białkowego z rodzimych strączkowych na rynku do produkcji pasz.
Czy Polska może sobie pozwolić dzisiaj na odcięcie się od śruty sojowej pochodzącej z soi GMO? Całkowita niezależność jest niemożliwa.

– Polska stałaby się wyspą na mapie świata. Można produkować na „zwykłej” soi, ale jest ona dużo droższa i także sprowadzana – mówił prof. Korniewicz. Dodał, że fermy trzody chlewnej w wielkich gospodarstwach powinny praktycznie w całości bazować w paszach na białku pochodzącym z ich pól, czyli właśnie m.in. z roślin strączkowych. Istotnym komponentem pasz jest śruta rzepakowa. Jej podaż zależy jednak od wykorzystania rzepaku w produkcji biopaliw. Dlatego też jest to jedna z przyczyn, która powoduje, że musimy śrutę sprowadzać.

– Polskie strączkowe muszą się rolnikom opłacać. Wyprodukowane jednak u nas nasiona często są sprzedawane za granicę, np. do Niemiec, gdzie trafiają do pasz zjadanych przez niemieckie świnie – mówił podczas debaty prof. Andrzej Rutkowski. Rolnikowi, któremu bardziej będzie się opłacać sprzedać nasiona strączkowych drożej za granicę nie będzie się zastanawiał, czy działając w ten sposób spowalnia proces uniezależniania się Polski od śruty sojowej.

Przykład z Warmii i Mazur

– Zawartość białka na poziomie 30% w bobiku produkowanym w ponad 200 zrzeszonych gospodarstwach to wynik produkcyjny z regionu północno-wschodniej Polski. W zeszłym roku zrzeszenie sprzedało 5 tys. ton bobiku, który przeznaczony został na cele paszowe w żywieniu krajowego bydła mlecznego. To pokazuje, że produkcja rodzimych strączkowy na paszę jest możliwa i opłacalna – mówił Rafał Banasiak z ATC Agro Trade Centre. Dodał, że bobik ten trafia na cele paszowe do polskich wytwórców pasz. Jest to też uprawa, która może plonować na bardzo przyzwoitym poziomie 4–5 t/ha, co przy dobrej agrotechnice jest osiągalne i przede wszystkim opłacalne.

Praktycy lokalizują problemy

– Uprawa strączkowych jest hamowana przez system dopłat. Rolnikowi musi zależeć, żeby zasianą roślinę zabrać – takie m.in. głosy można było usłyszeć podczas dyskusji, w którą włączyli się przybyli na Giełdę goście. Padały głosy, że wynosząca dzisiaj dopłata do strączkowych produkowanych na nasiona wynosi 721,04 zł/ha (do powierzchni nie większej niż 75 ha). Rośliny te jednak rolnicy chcą uprawiać także w ramach zazielenienia, tymczasem w takich strączkowych nie można stosowa chemicznej ochrony.

– Brak herbicydów to jedna z większych przeszkód w uprawie strączkowych. Uprawiając bobik w zmianowaniu, w którym występuje rzepak praktycznie nie mam możliwości legalnego pozbycia się samosiewów rzepaku właśnie – narzekał rolnik z woj. warmińsko-mazurskiego. W tej kwestii pojawiają się nowe fakty i jest szansa, że już od przyszłego roku rolnicy będą mieli większe możliwości odchwaszczania roślin strączkowych.

– Do ochrony m.in. łubinów ma wrócić w zastosowaniu nalistnym metamitron. Mają się też pojawić inne herbicydy w grupie roślin strączkowych – mówił prof. Marek Mrówczyński z Instytutu Ochrony Roślin. Przypomnijmy, że metamitron był już kiedyś zarejestrowany w tej grupie roślin. Jego zastosowanie nie należało do tanich, ale było ważnym elementem ograniczania zachwaszczenia, przede wszystkim łubinów w sytuacji niedostatecznej skuteczności herbicydów przedwschodowych. Mamy też mało zapraw nasiennych czy insektycydów. Na dzień dzisiejszy szkodniki czy choroby nie są palącym problemem w uprawie strączkowych, jednak przy zwiększeniu powierzchni ich uprawy zagrożenie będzie rosło. Porównać to można znowu do kukurydzy i jej największego szkodnika w naszych warunkach omacnicy prosowianki.

–Potrzebna jest edukacja na poziomie średnich szkół rolniczych o uprawie roślin strączkowych. Chodzi o to, żeby młody człowiek, który w przyszłości przejmie gospodarstwo wiedział jak uprawiać strączkowe i jakie korzyści mu one przynoszą – mówił rolnik z południa Wielkopolski. Pojawiały się też głosy, że hamulcem w uprawie strączkowych jest też wysoka cena kwalifikowanych nasion strączkowych, która w zależności od gatunku i odmiany może się kształtować na poziomie 400–600 zł/ha. To niemalże zjada dopłatę, a stabilnego plonowania sam kwalifikat przecież nie zapewni.

Konsument musi zdecydować

– Zamożność naszego społeczeństwa i świadomość konsumentów może wpłynąć na wybór produktów mięsnych. Wiedza o tym, że zwierzę, z którego mięso pochodzi było żywione paszą ze śrutą pochodzącą z soi GMO może zdecydować o wyborze produktów. Polski konsument powinien po prostu zdecydować, czy chce jeść mięso ze zwierząt, które żywione były białkiem GMO czy nie – mówił prof. Rutkowski.

Poniżej galeria zdjęć z debaty.

jd, fot. Pszonka
Jacek Daleszyński
Autor Artykułu:Jacek Daleszyński

redaktor top agrar Polska, specjalista w zakresie uprawy roślin.

Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
27. kwiecień 2024 18:20