Rynek rzepaku
Z rzepakiem wracamy po świętach
Taki komunikat otrzymaliśmy od jednego z przetwórców w przedświątecznym tygodniu, pytając o ofertę cenową na rzepak i dało to mi wiele do myślenia. Tak nie zachowuje się przetwórca, który surowca bardzo, ale to bardzo potrzebuje. I chyba rzeczywiście powoli musimy zacząć przyzwyczajać się do myśli, że niektórzy przetwarzający rzepak podjęli już decyzję o wcześniejszych i nieco dłuższych przeglądach technologicznych i wygaszeniu tłoczni na przynajmniej dwa tygodnie.
Czy w takim razie po świętach rzepaku już nie sprzedamy? Oczywiście, że sprzedamy, ale zaczną się potęgować różne ograniczenia. Cena to oczywiście jedno, bo tutaj już będzie mocno cisnął nowy zbiór, ze swymi sporo niższymi indykacjami, a stare przecież znikną. Kolejne warunki, to terminy dostawy.
Chcąc sprzedać rzepak i opróżnić swój magazyn, musimy mieć z tyłu głowy też ograniczenia u przetwórcy. Jeden przerabia teraz soję, drugi staje na dwa tygodnie i umowę podpisze, ale z dostawą zaprasza po stójce. A inny ma z kolei właśnie remanent, albo gazowanie komór i też musimy zaczekać.
Nie ma co się dziwić, bo ryzykując tak długie odwlekanie sprzedaży, pomimo przecież więcej niż kilku okazji do uchwycenia niezłych cen, musimy mieć na względzie fakt, że albo dopasujemy się do stworzonego nieco pod wpływem słabszego pokrycia nowego harmonogramu pracy u przetwórców, albo wręcz poczekamy do nowych zbiorów.
W tym sezonie to też może być szansa, bo słabe pokrycie powoduje niewielkie ilości zapasów z jakimi przemysł wejdzie w nowy sezon. Te zapasy na długo nie starczą, może na tydzień i jeśli rzepak będzie się opóźniał ze zbiorem, to premie za pierwsze dostawy mogą być wysokie.
Tylko, czy patrząc na sierpniowe notowania rzepaku na Matifie, te premie będą na tyle wysokie, żeby zredukować różnicę pomiędzy starymi kursami, a nowymi i dodatkowo płaconą obecnie premię? Nie sądzę. Dlatego po świętach naprawdę uważam, że warto skorzystać z potencjału rynku rzepaku zebranego jeszcze w 2024 r.
