StoryEditor

Janusz Terka: „ktoś podrzucił nam nie tyle świnię, co chorego dzika”. Jest apel do ministra

Sprawa podrzuconego dzika z ASF w powiecie piotrkowskim budzi emocje wśród okolicznych rolników i nic dziwnego, bo to jedno z największych świńskich zagłębi w Polsce. Co o sprawie myśli rolnik, który utrzymuje świnie w sąsiedniej gminie?

05.12.2025., 10:00h

Na temat znalezienia zakażonego wirusem ASF, oskórowanego dzika z linką na nodze w powiecie piotrkowskim, informowaliśmy z samego rana. Zobacz szczegóły!

-  Oficjalne stanowisko Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii potwierdza, że był to dzik niekompletny, oskórowany, z linką na nodze i innymi nieprawidłowościami - mówi Janusz Terka, rolnik i hodowca świń z powiatu piotrkowskiego. Zaznacza, że rolnicy byli na spotkaniu z Inspekcją Weterynaryjną, gdzie mogli zobaczyć zdjęcia.

- Dlatego ze 100‑procentową pewnością możemy stwierdzić, że ten dzik został przywieziony i podrzucony. Co bardzo ważne – nie podrzucono go tak, jak w innych rejonach, przy drodze, żeby ktoś go szybko zauważył, tylko w takie miejsce, by chory na ASF dzik leżał i zarażał środowisko, tak aby choroba na pewno się tu utrwaliła – dodaje Terka. Zaznacza, że to jest przykład tego, w jaki sposób można łatwo transportować wirus ASF na duże odległości i utrudniać rolnikom hodowlę zwierząt.

Szybka reakcja służb weterynaryjnych

Rolnik podkreśla, że działanie służb weterynaryjnych było sprawne i zasługuje na słowa uznania, ponadto uważa, że PLW zrobił dużo więcej, niż wynikało to z jego obowiązków.

- Oprócz wysłania próbek do badań, gdy tylko otrzymał informację o podejrzanym przypadku, zawiadomił policję, odpowiednie służby oraz Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii. Podjęto niestandardowe działania. Skupiono się przede wszystkim na ustaleniu, skąd ten dzik został przywieziony i czy na pewno był podrzucony – mówił rolnik. W akcję zaangażowali się również rolnicy, ale przede wszystkim, jak zaznaczył „działały służby, działała inspekcja weterynaryjna, która wykonała kawał dobrej roboty, by udowodnić, że ktoś podrzucił nam nie tyle świnię, co chorego dzika”.

Policja i ABW zawiadomione

Janusz Terka podkreśla, że w sprawę zaangażowano policję i Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, która została powiadomiona przez służby weterynaryjne.

- Gdy przyszły wyniki badań, nie mówi się dziś o wprowadzeniu strefy ASF na terenie powiatu piotrkowskiego, lecz o konieczności ustalenia, skąd ten dzik został przywieziony. To jest kluczowe – jeżeli ustalimy źródło, dzik „wróci” tam, skąd przyjechał, i to ma ogromne znaczenie – mówił Terka. W ministerstwie rolnictwa dziś odbyła się konferencja, podczas której padły takie określenia jak „bioterroryzm”, „sabotaż” i wiele innych, które wskazują na to, że mogła to być próba rozwleczenia wirusa na terenie powiatu piotrkowskiego, a więc trzodowego zagłębia. Nie jest to trudne, bo wirus afrykańskiego pomoru świń jest wysoce zakaźną jednostką chorobową, a ponadto jak dodał Terka „długo utrzymuje się w środowisku”.

- Chore dziki, a konsekwencje ponoszą rolnicy. Tak działa system – mówi Terka. Podczas konferencji mówiono o bioasekuracji gospodarstw jako jednym z najważniejszych aspektów w walce z ASF. Jednak każdy wie, że nie jest to działanie w 100 proc. skuteczne. Gospodarstwo Janusza Terki jest ogrodzone i odpowiednio zabezpieczone przed dostępem dzikich zwierząt, ale również osób postronnych, jednak na to co zostanie przywiezione z pola już nikt nie ma wpływu. 

- Jednak to, co dzieje się na polach, jest poza naszą kontrolą. Tu buszują dziki, jest ich naprawdę bardzo dużo. Gdybyśmy poszli dalej, zobaczyliby Państwo zniszczone, zbuchtowane pola, zdewastowane uprawy – tych dzików jest cała masa – tłumaczył Terka. Rolnik zaznaczył, że nie wystarczy zakończyć śledztwa w sprawie tego jednego dzika, ale konieczne są dalsze działania. A te z pewnością można wdrożyć... 

Wystarczy zerknąć do Hiszpanii, gdzie cały kraj został postawiony na nogi, bo w okolicy Barcelony wykryto wirusa ASF właśnie u dzików. Działania podjęto natychmiast, a w Polsce ASF w populacji dzików jest już od kilkunastu lat i niszczy pogłowie w najlepsze. Co gorsza, słyszymy takie zdania, że "rolnicy muszą się nauczyć żyć i produkować z ASF", tak jakby już nic nie dało się więcej zrobić. Zapewne się da, tylko za każdym razem podczas podejmowania ważnych decyzji odnośnie masowego odstrzału, na drodze stają obrońcy zwierząt ze swoimi hasłami "jestem z dzikiem" i blokują polowania albo twierdzą, że hodowcy "sami sobie zapraszają dziki w kukurydzę". Ważniejszy jest wówczas dziki dzik, niż rolnik i jego trzoda.

Apel do ministra Krajewskiego

Rolnicy na problemy z dzikami narzekają od lat, nie chodzi tylko o ASF, ale także o szkody na polach i łąkach oraz niewspółmierne odszkodowania za straty. 

- Przy tej okazji zwracamy się z apelem do Ministra Rolnictwa. Panie Ministrze, mamy nadzieję i jesteśmy przekonani, że dąży Pan do wyjaśnienia sprawy podrzuconego dzika w Piotrkowie. Prosimy jednak, by zwrócić Pan uwagę na skalę zagrożenia związanego z dzikami i ich zagęszczeniem. To nie jest tak, jak mówią niektórzy myśliwi, że dzików nie ma. Wręcz przeciwnie – jest ich bardzo, bardzo dużo. Dopóki nie zredukujemy populacji dzika, pozostaje nam tylko czekać, aż ASF do nas przyjdzie. A my nie możemy czekać – musimy działać. Trzeba wprowadzać odpowiednie rozwiązania i zmienić gospodarkę łowiecką tak, by realnie zmniejszyć zagrożenie w środowisku – mówił Janusz Terka. Zaznaczył, że skutecznym obrońcą gospodarstwa przed ASF i nieproszonymi gośćmi na podwórku jest pies, który alarmuje czy w okolicy nie buchtują dziki, a na teren gospodarstwa nie wejdzie nikt obcy.

- Gospodarstwo to nasza działka i tam musimy wszystkiego pilnować. Na polach, niestety nie mamy już na to wpływu – dodał rolnik.

Dorota Kolasińska
Autor Artykułu:Dorota Kolasińska Redaktor Prowadząca topagrar.pl
Pozostałe artykuły tego autora
Masz pytanie lub temat?Napisz do autora
POWRÓT DO STRONY GŁÓWNEJ
05. grudzień 2025 12:01