Jeszcze w latach 70. XX wieku w Polsce uprawiano 130 tys. ha lnu. Natomiast z danych Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa wynika, że areał pod tą rośliną w 2024 roku wynosił 2583,89 ha (patrz wykres). Zdecydowanym liderem w uprawie jest woj. lubelskie – 815,25 ha, ale też woj. warmińsko-mazurskie z 466,56 ha. Lubelszczyzna w 2021 roku mogła poszczyć się aż 2196,45 ha, czyli niewiele mniej niż całkowita powierzchnia pod lnem w ubiegłym roku. Co ważne, dane agencyjne nie wyróżniają areału zajętego przez len oleisty i włóknisty. Wiemy natomiast, że lnu włóknistego jest zdecydowanie mniej i zajmuje w kraju raptem kilkaset hektarów.
669 rolników uprawia len
Jeśli chodzi natomiast o liczbę producentów lnu, w Polsce w 2024 roku było ich 669, z czego blisko 1/3, co zapewne nikogo nie zdziwi, również w woj. lubelskim (patrz mapka). Dla kontrastu – na Opolszczyźnie było ich najmniej, zaledwie ośmiu.
Roślina mało wymagająca, to czemu tak rzadko uprawiana?
Len włóknisty jest dosyć prymitywną rośliną, nie potrzebuje ani dostępu do wody, ani gleb wysokiej jakości. Jak wskazuje doświadczony plantator, z czwartej, piątej, a nawet szóstej klasy ziemi wyciąga do ośmiu ton słomy z hektara. I tak Przemysław Babczyński, który trzy lata temu posiał w Rydzewie nieopodal Drawska Pomorskiego pierwsze 30 ha lnu włóknistego, już w tym roku zbierał go z 80-hektarowej, największej w kraju plantacji. Ale te trzy lata niech nikogo nie zmylą, bowiem przez wiele lat pod Malborkiem działał w branży włókienniczej razem z przyjacielem, którego firma – Berian – po dziś dzień jako jedna z niewielu przerabia w kraju włókno.
I jak wynika z informacji Instytutu Włókien Naturalnych i Roślin Zielarskich, w Polsce są wyraźne braki w infrastrukturze niezbędnej do wydobycia włókna oraz wstępnego przerobu, jak również w dalszym etapie, tzn. w infrastrukturze umożliwiającej prowadzenie ciągu procesów przędzalniczych. Polskich firm specjalizujących się we wstępnym przerobie słomy lnianej bądź konopnej jest zaledwie 11 (w przypadku lnu osiem), a jak wskazuje IWNiRZ posiadają one małogabarytowe urządzenia, które nie gwarantują przemysłowego wytworzenia wysokiej jakości włókna długiego, ale mogą produkować włókno krótkie bądź jednopostaciowe.
Brak maszyn na rynku przeszkodą?
– Wytwarzam ok. 200 ton włókna rocznie i wszystko schodzi na pniu. Produkcja częściowo zostaje w Polsce, ale trafia też na rynek belgijski, francuski oraz litewski – wyjaśnia rolnik. Cena włókna to ok. 3,5 euro/kg. Jednak na tym nie koniec. Z 80 ha plantacji pozyskuje również ponad 48 ton siemienia lnianego, 400 ton paździerza, który trafia do miejscowych wytwórców pelletu i 10 ton szypułek, powstających podczas wyodrębniania ziarna. To świetna karma dla koni czy tuczników. Brzmi nieźle, natomiast kłopotliwy w rozpoczęciu przygody z lnem może okazać się fakt, że na polskim rynku brak jest specjalistycznych maszyn do uprawy tej rośliny. A tych w całym cyklu produkcyjnym wykorzystywanych jest aż cztery.
– Bazujemy na używanych maszynach z Zachodu z jednego prostego względu: ceny nowych są bardzo wysokie. Sam kombajn do odziarniania marki Depoortere, który wygląda dość niepozornie, kosztował 200 tys. euro – zaznacza plantator lnu z woj. zachodniopomorskiego. I choć ta roślina ma naprawdę ogromny potencjał ekonomiczny, dla wielu te koszty mogą być barierą nie do przeskoczenia. Tymczasem Przemysław Babczyński uważa, że na start wcale nie potrzeba wiele.
– Można tak jak ja, gdy zaczynałem przygodę z lnem, kupić np. używaną wyrywaczkę, która kosztuje 2 tys. zł i odziarniarkę za ok. 10 tys. zł, a także standardową prasę, też za ok. 10 tys. zł. Te trzy maszyny pozwolą na zebranie lnu bez problemu z 10 ha – podkreśla rolnik.
