Od 2005 do 2012 r. polsko-duńska spółka zdążyła postawić aż osiem instalacji, które produkują ok. 52 tys. kWh prądu, co odpowiada zapotrzebowaniu ok. 16 tys. gospodarstw domowych. Wtedy Poldanor stanowił o sile polskiej produkcji biogazu rolniczego, a dziś nadal należy do grona jego największych producentów.
– W większości wyprodukowany w biogazowni prąd wykorzystujemy na nasze własne potrzeby, a tylko 40% sprzedajemy do sieci – mówi Grzegorz Brodziak, prezes spółki Goodvalley Agro.
Jak podkreśla, drugim ważnym elementem tej działalności jest produkcja ciepła, które powstaje przy chłodzeniu agregatów kogeneracyjnych. W pierwszej kolejności wykorzystywane jest do ogrzania biogazowni, budynków socjalnych i technologicznych.
W jednym przypadku w gminie Polanów w woj. zachodniopomorskim ciepło na bardzo korzystnych zasadach dostarczamy do lokalnych mieszkańców (ponad 60 mieszkań), ogrzewamy też budynek szkoły i świetlicy. Niezwykle cennym produktem ubocznym jest poferment, czyli bardzo dobry nawóz, który nie zakwasza gleby i dostarcza roślionom azotu w bardziej przyswajalnej formie niż w przypadku gnojowicy. To zdaniem Brodziaka bardzo dobry pakiet korzyści.
Co dalej z biogazowniami Goodvalley?
Minęło już 13 lat od uruchomienia ostatniej biogazowni spółki i mimo dynamicznego rozwoju w latach 2005–2012 firma wstrzymała inwestycje. Początkowo spowodowane było to niekorzystnymi zmianami na rynku wsparcia producentów biogazu, co mocno zachwiało sytuacją wielu gospodarstw w kraju, do czego później doszły kolejne bariery.
– Cały czas myślimy o budowie kolejnych biogazowni, już w 2018 roku podjęliśmy działania na temat budowy kolejnych trzech dużych biogazowni, ale ze względu na niestabilną sytuację związaną z dalszym użytkowaniem dzierżawionych przez nas od KOWR nieruchomości (ustawa z 2011 r.), wskutek czego nasze umowy dzierżawy nie podlegają przedłużeniu, nie zdecydowaliśmy się inwestować dziesiątek milionów złotych nie mając gwarancji dalszego gospodarowania w tym miejscu – wyjaśnia.
Jaka więc przyszłość czeka spółkę? – Dzisiaj jesteśmy w momencie, w którym po pięciu latach rozmów z Ministerstwem Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz Krajowym Ośrodkiem Wsparcia Rolnictwa udało się wypracować kompromisowe rozwiązanie w ramach którego większość dzierżawionych przez nas gruntów ma trafić do rolników na powiększenie gospodarstw, co jest słuszne i potrzebne, aczkolwiek trudne dla dzierżawców, no bo to jest jednak rozbiór dobrze funkcjonującego gospodarstwa – wskazuje prezes.
Jednocześnie zaznacza, że przez założeniu, gdzie ok. 40% gruntów pozostaje przy budynkach inwentarskich w ramach ośrodków produkcji rolniczej (OPR), w tym przypadku przy fermach trzody chlewnej, jest racjonalna możliwość kontynuowania takiej produkcji.
Wkrótce ruszą ważne przetargi
– Za dwa lub trzy tygodnie odbędą się pierwsze przetargi, na nowo utworzone okrojone z ziemi ośrodki produkcji rolniczej i mamy nadzieję, że one się odbędą. Zamierzamy w nich wystartować, bo dajemy rękojmię prawidłowego prowadzenia tych gospodarstw, co udowodniliśmy w ciągu ostatnich 31 lat – dodaje.
Goodvalley nie zamierza rezygnować z prowadzenia produkcji zwierzęcej, co daje w regionie pracę dla 300 osób. Ważne jest też dla spółki, by kontynuować współpracę z otoczeniem gospodarczym i lokalnymi mieszkańcami, szkołami, uniwersytetami czy organizacjami pozarządowymi.
– Mam nadzieję, że mimo prezentowanych przez niektóre środowiska rolnicze protestów przeciwko utworzeniu ośrodków produkcji rolnej i żądaniu wstrzymania przetargów ministerstwo rolnictwa i KOWR utrzymają racjonalną decyzję i je przeprowadzą, by jak najszybciej wyłonić dzierżawcę na kolejny okres – apeluje Brodziak.
