Byli to w większości pracownicy spółki Goodvalley oraz Grupy Top Farms, którym grozi utrata miejsc pracy w związku z anulowaniem przetargów na ośrodki produkcji rolniczej (OPR).
Taką decyzję 30 lipca podjął minister rolnictwa Stefan Krajewski. Z kolei na początku września poinformował, że tysiące hektarów państwowych gruntów z tzw. dużych dzierżaw (chodzi o spółki, które nie wyłączyły 30% dzierżawionych gruntów) zamiast na przetargi, trafi do Zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa, a stamtąd do państwowych spółek hodowlanych oraz instytutów podległych resortowi rolnictwa.
– Podjąłem decyzję, że ziemia wraca do Zasobu, do spółek Skarbu Państwa, do instytutów. Wróci hodowla, bo przecież wszyscy widzimy, jak ogromnym problemem jest dzisiaj nadwyżka zbóż, a z drugiej strony mamy problem z odtworzeniem hodowli – mówił minister Krajewski podczas konferencji prasowej 5 września br.
Co z ochroną stad bydła mlecznego?
Ministerialna decyzja została fatalnie odebrana w spółkach, które chciały wystartować w przetargach na OPR-y. Zresztą podczas protestu pojawiły się znamienne hasła na transparentach: "Panie ministrze, posłuchaj ludzi, walczymy o polskie rodziny", "Jedna decyzja = straty dla wszystkich", "Tak dla pracy, nie dla chaosu", "Nie chcemy się cofać", "Miejsca pracy i rozwój, a nie polityka!".
Delegacja organizatorów protestu, czyli przedstawicieli związków zawodowych pracowników branży rolniczej, została zaproszona do gmachu MRiRW i przekazała ministrowi rolnictwa petycję w obronie miejsc pracy.
Najważniejsze postulaty zawarte w petycji to:
• natychmiastowe wytyczne dla KOWR w sprawie przejmowania gospodarstw, majątku i pracowników,
• ochrona miejsc pracy w dużych gospodarstwach towarowych,
• utrzymanie bezpieczeństwa żywnościowego Polski,
• zabezpieczenie produkcji rolnej na potrzeby przemysłu spożywczego,
• ochrona największych stad bydła mlecznego w kraju.
Protestujący podkreślali, że brak konkretnych działań resortu grozi likwidacją ferm bydła mlecznego oraz trzody chlewnej, utratą setek miejsc pracy w kilku województwach i poważnym osłabieniem bezpieczeństwa żywnościowego kraju.
Do pracowników wyszedł minister Stefan Krajewski, który potwierdził, że nie ma zamiaru zmieniać swojej decyzji, a część miejsc pracy z pewnością znajdzie się w państwowych spółkach, które mają przejąć grunty i stada zwierząt.
– Jestem nastawiony na dialog, wysłuchałem głosu protestujących pracowników i chcę jasno podkreślić: ziemia wraca w polskie ręce. To, co najważniejsze – pracownicy otrzymają oferty pracy, a hodowla nie zostanie wygaszona – zadeklarował szef MRiRW.
Dodał, że 12 września będą kontynuowane rozmowy odnoście zagospodarowania gruntów z udziałem instytutów, spółek oraz przy wsparciu Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa. – Ze swojej strony gwarantuję, że dobro rolników i bezpieczeństwo żywnościowe Polski pozostają moim priorytetem – oświadczył polityk.
Brakuje odpowiedniego przygotowania?
Związkowcy zwracali uwagę, że decyzja ministra rolnictwa jest dla nich niezrozumiała, ponieważ nie przedstawiono żadnych szczegółów dotyczących zasad i terminów przekazania majątków likwidowanych gospodarstw oraz losów pracowników.
– Nasze obawy budzi fakt, że wskazywane instytucje oraz KOWR, nie są przygotowane do skomplikowanego procesu. Przyjechaliśmy bronić miejsc pracy, które są dziś realnie zagrożone – tłumaczył Eugeniusz Wachowiak, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Rolnictwa RP przy Top Farms Wielkopolska.
Związkowcy domagali się konkretów i rozmowy z urzędnikami o rozwiązaniach, które zabezpieczą pracowników gospodarstw towarowych przed bezrobociem.
– Jeżeli tempo procedowania przez KOWR i podległych pracowników MRiRW nie zostanie dostosowane do tempa rozpoczętych procesów restrukturyzacji, a w niektórych przypadkach – likwidacji przedsiębiorstw, to za kilka tygodni nie będzie czego przejmować, a my zostaniemy na bruku – podkreślał Janusz Gużda, przewodniczący Związku Zawodowego Pracowników Rolnictwa w RP przy Top Farms Głubczyce.
Dodał, że najważniejsi są ludzie, a nawet całe rodziny, które od lat pracują w gospodarstwach. – Apelujemy, aby nie niszczyć dorobku ostatnich 30 lat, owocu naszej wieloletniej pracy. Pamiętamy doskonale czasy upadku PGR-ów i towarzyszące temu bezrobocie – mówił Gużda.
"Przyszłość polskiej wsi zależy od takich właśnie rozstrzygnięć"
Zupełnie inaczej decyzję ministra rolnictwa oceniają rolnicy indywidualni, którzy chwalą polityka PSL za odwagę w podjęciu trudnej decyzji.
Oddolny Ogólnopolski Protest Rolników od dawna sprzeciwiał się tworzeniu OPR-ów, domagając się przekazania gruntów rolnikom na powiększanie gospodarstw.
"Doceniamy decyzję Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi głos rolników został wysłuchany, a sporna ziemia Ośrodków Produkcji Rolnej pozostaje w polskich rękach. To dowód, że wspólna determinacja i solidarność przynoszą efekty. Gratulujemy i dziękujemy za tę słuszną decyzję! Jednocześnie wierzymy, że także nasze kolejne apele będą dostrzegane i wysłuchane, bo przyszłość polskiej wsi zależy od takich właśnie rozstrzygnięć" – napisał w mediach społecznościowych Oddolny Ogólnopolski Protest Rolników.
Krzysztof Zacharuk
