Wojna celna z UE: Chiny uderzają w sektor wieprzowinę
Chińska decyzja to wydarzenie, które od razu wywołało poruszenie w całym sektorze. Od 10 września 2025 r. obowiązują tymczasowe cła antydumpingowe na unijną wieprzowinę – od 15,6% do 62,4%, w zależności od firmy i stopnia współpracy ze śledztwem prowadzonym przez Pekin.
Zobacz też: Chiny przedłużają kontrole produktów mlecznych w UE do lutego 2026 r. Co to oznacza?
Oficjalnym powodem miały być dowody „dumpingu cenowego”, jakie wykazało chińskie Minsterstwo Handlu. Jednak wielu uważa, że decyzja Pekinu to odwet za unijne cła na chińskie samochody elektryczne – pisały o tym m.in. Reuters czy Financial Times. W praktyce oznacza to, że wojna handlowa między Brukselą a Pekinem obejmuje coraz to nowe sektory gospodarki – i tym razem padło na rolnictwo.
Cła uderzą w eksport warty ponad 2 miliardy euro rocznie, obejmujący świeżą, mrożoną i chłodzoną wieprzowinę, podroby i tłuszcze wieprzowe. Dla europejskich zakładów szczególnie istotne są podroby – uszy, nogi, ryje – czyli produkty, które nie mają dużego popytu w Europie, a są wysoko cenione w Chinach.
Copa-Cogeca: unijni rolnicy nie mogą być kartą przetargową
Nie dziwi więc, że już kilka godzin po ogłoszeniu decyzji odezwały się organizacje rolnicze. Copa-Cogeca w oficjalnym oświadczeniu wyraziła „głębokie ubolewanie” z powodu wprowadzenia ceł. Organizacja podkreśliła, że unijni producenci nie stosują praktyk dumpingowych i w pełni współpracowali podczas dochodzenia. Antonio Tavares, przewodniczący grupy roboczej ds. wieprzowiny, nie krył oburzenia:
„Niedopuszczalne jest, aby europejscy producenci wieprzowiny byli zmuszeni ponosić koszty politycznych sporów handlowych. Środki te służą jedynie wzmocnieniu pozycji naszych globalnych konkurentów, osłabiając jednocześnie producentów z UE. Komisja Europejska musi pilnie przemyśleć swoją politykę handlową i zapewnić, aby sektor rolniczy nie był traktowany jako karta przetargowa w negocjacjach międzynarodowych”.
Słowa te dobrze oddają nastroje wśród rolników – poczucie, że stają się ofiarą sporów, które nie mają nic wspólnego z ich produkcją.
Hiszpania największym poszkodowanym chińskich ceł
Największym poszkodowanym krajem jest Hiszpania, która nie tylko należy do największych producentów wieprzowiny na świecie – ustępując pod tym względem jedynie Chinom i Stanom Zjednoczonym – ale tez eksportuje najwięcej wieprzowiny z całej Unii. W 2020 r. hiszpańskie pogłowie świń wynosiło już 32,6 mln sztuk, a ubój osiągnął 52,4 mln zwierząt, co dało ok. 4,5 mln ton mięsa. W ubiegłym roku eksport tylko z portu w Walencji do Chin sięgnął 540 tys. ton o wartości ponad miliarda euro.
Nic dziwnego, że hiszpańskie organizacje rolnicze – AVA-Asaje i ASAJA – ostro krytykują Brukselę, zarzucając jej, że „poświęca sektor wieprzowiny” na rzecz ceł wobec chińskiej elektromobilności. Jak podkreśla ASAJA, „producenci już teraz zmagają się z inflacją kosztów, spadkiem cen, spadkiem eksportu (który między 2020 a 2024 r. spadł o 66%) oraz rosnącą konkurencją międzynarodową. (…) Niedopuszczalne jest, aby nasz eksport był objęty sankcjami z przyczyn niezwiązanych z jego jakością, zrównoważonym rozwojem ani konkurencyjnością”.
Hiszpańska debata idzie jednak jeszcze dalej. Portal El Salto ostrzega, że cały model oparty na dużych hodowlach i eksporcie może runąć jak domek z kart Javier Guzmán z Justicia Alimentaria pisze o „samobójczym uzależnieniu od rynków międzynarodowych” i wzywa do transformacji sektora.
Jak francuscy rolnicy reagują na nowe cła Pekinu?
Równie mocno reagują producenci we Francji, która w 2024 r. wysłała do Chin 115 tys. ton wieprzowiny o wartości 240 mln euro. Jak mówi Thierry Meyer z organizacji Inaporc: „To bardzo zła wiadomość dla całego sektora wieprzowiny, a nie tylko dla eksportu, ponieważ z pewnością wpłynie to na spadek cen producentów w Europie. Niestety, zapłacą za to wszyscy”.
Podobnie uważa Anne Richard z Inaporc: „Chiny są naszym głównym krajem eksportowym; eksportujemy tam części, które nie są zużywane w Europie: nogi, uszy itp. Dlatego jest to dla nas ważny rynek”. Francuzi ostrzegają, że jeśli rynek chiński się zamknie, te produkty po prostu zostaną w Europie i jeszcze bardziej zaniżą ceny.
A co z Niemcami?
Nieco inna sytuacja jest w Niemczech. Tamtejsi producenci nie są bezpośrednio objęci cłami, ponieważ już od 2020 roku obowiązuje zakaz eksportu wieprzowiny do Chin z powodu afrykańskiego pomoru świń (ASF) – pisze topagrar.com. Jednak także niemieccy rolnicy obawiają się skutków – jeśli hiszpańskie czy francuskie mięso nie trafi do Chin ani nie znajdzie alternatywnych rynków zbytu, nadwyżki pojawią się na rynku unijnym i uderzą w ceny w całej Europie.
Jak chińskie cła wpłyną na polskich hodowców świń i rynek?
A jak wygląda sprawa z polskiej perspektywy? Choć Polska od dawna nie eksportuje wieprzowiny do Chin, skutki odczujemy i u nas – w Polsce. Wiesław Różański, prezes Unii Producentów i Pracodawców Przemysłu Mięsnego (UPEMI), zwraca uwagę: „Ograniczenie dostępu do chińskiego rynku sprawi, że w Europie mogą pojawić się duże nadwyżki wieprzowiny, które na pewno będą miały wpływ na jej ceny”.
Różański przypomina, że w pierwszym kwartale tego roku jedynie 20% europejskiej produkcji trafiło na eksport, a jednocześnie rośnie liczba ubojów.
- Jestem zdania, że należy naprawdę bardzo uważnie prześledzić konsekwencje takiego postępowania wobec europejskich rolników. Europa nie może stać się importerem żywności – mówi prezes UPEMI. – Bez silnej, opłacalnej produkcji w poszczególnych krajach członkowskich, będziemy zależni od dostawców z krajów trzecich.
Czy ograniczenie importu z UE to element polityki ochrony rynku w Chinach?
Na tle sporów politycznych można się domyśleć, że Chiny prowadzą także własną grę gospodarczą. Przypomnijmy, że niedawno Pekin ogłosił plan redukcji pogłowia loch o około 1 milion sztuk, czyli 2% całego stada. Oficjalnie to reakcja na spadek krajowych cen wieprzowiny i nadpodaż na własnym rynku, które ciążyły chińskim hodowcom. Można więc przypuszczać, że dodatkowe ograniczenie importu z Europy ma również wesprzeć ceny krajowej produkcji.
Wszystko wskazuje na to, że chińska decyzja nie jest chwilową burzą, ale częścią długofalowej wojny handlowej. Do grudnia trwa jeszcze dochodzenie, które teoretycznie może zmienić wysokość ceł.
