Miniony sezon agrotechniczny był dość obfitujący w opady w większości miejsc w Polsce, choć nie był to wybitnie mokry rok. Pod względem temperatur był też łagodny, poza późnymi majowymi przymrozkami, które pojawiły się w wielu rejonach dawno po „zimnych ogrodnikach”. Fala upałów trwała stosunkowo krótko i przypadła po deszczach. Zatem patogeny miały dobre warunki do rozwoju bez większych przerw.
Grzyby z resztek pożniwnych
– Zagrożenie, jakie może pojawić się w nowym sezonie, wynika z wilgotnej gleby jesienią. Stwarza to dobre warunki do rozwoju grzybów bytujących w glebie i na resztkach pożniwnych. Spośród nich dla zbóż niebezpieczne są to głównie gatunki Fusarium. Powodować one mogą zgorzel podstawy źdźbła i korzeni, a później fuzariozy kłosa – mówi prof. Marek Korbas z IOR – PIB w Poznaniu. Dlatego należy zwracać szczególną uwagę na stanowiska po zbożach i po kukurydzy. Oprócz fuzarioz z gleby zaatakować może w takich warunkach sprawca zgorzeli podstawy źdźbła.
– Jeśli zima będzie bezśnieżna, to nie musimy obawiać się pałecznic. Natomiast gdy śnieg będzie utrzymywał się przez co najmniej kilkanaście dni, to choroba ta może wystąpić, szczególnie w jęczmieniu. Warunki te sprzyjać będą także pleśni śniegowej, zwłaszcza na stanowiskach po zbożach. Na polach w późno sianej pszenicy po kukurydzy choroba ta stwarza mniejsze zagrożenie, bo patogen ją powodujący nie poraża kukurydzy – tłumaczy ekspert.
– W rzepaku obserwuję dużo objawów suchej zgnilizny, która na słabo chronionych polach może być problemem. Na szczęście większość odmian jest odporna na chorobę – uważa prof. Korbas. Zwraca jednak uwagę na problem kiły kapusty, który może zwiększyć się w warunkach wilgotnej gleby. Dotknąć może on z opóźnieniem także późno siane rzepaki. Kolejna choroba – zgnilizna twardzikowa nie zostanie osłabiona przez mokrą glebę, choć część przetrwalników zgnije. Jednak te, które przeżyją, stworzą zagrożenie.
Zobacz także: Fuzaryjna zgorzel siewek zbóż: jak rozpoznać i zwalczać?
Pierwszy zabieg insektycydem
– Przewidywania agencji NASA mówią o mocnej zimie w Europie. Jeśli tak rzeczywiście będzie, to na szczęście pierwsze chowacze nie zaatakują rzepaku w styczniu, tylko dopiero w marcu lub w kwietniu. Jeżeli jednak zima znowu skończy się wcześnie, to zabiegi insektycydem na rzepaku trzeba będzie przeprowadzić zaraz po ociepleniu, nawet w styczniu – przypomina prof. Marek Mrówczyński z IOR – PIB w Poznaniu. Zwraca jednak uwagę na kolejny problem, jaki zaostrza się od jesieni. Są nim mszyce, zarówno wektory chorób wirusowych, jak i pozostałe.
– Mszyce najlepiej rozwijają się, gdy pogoda jest przemienna, czyli okresy słoneczne przeplatane są z deszczami, jak jest w tym roku. Dlatego zarówno na zbożach, jak i na rzepaku mamy dużo mszyc i jest tam wysokie zagrożenie chorobami wirusowymi – uważa ekspert. Dodaje, że ewentualny brak ostrzejszej zimy wpływać będzie korzystnie na tę grupę owadów i wiosną znowu zaatakują wcześniej niż miało to miejsce jeszcze kilkanaście lat temu. Przemienna aura nie sprzyja lotom śmietek i motyli i tych jest mniej.
– Jesienią na zbożach w rejonie Kotliny Kłodzkiej pojawiły się w glebie rolnice. Problem może przesunąć się bardziej na północ i w kolejnym roku może mieć miejsce gradacja tych szkodników – dodaje prof. Mrówczyński. Kolejny rok może okazać się także rokiem większego nasilenia chrząszczy chrabąszcza majowego. Jeśli pojawią się na drzewach, to w pobliżu samice złożą jaja do gleby i pojawią się w niej pędraki. Ich zwalczanie chemiczne w większości upraw nie jest obecnie możliwe. Trzeba zatem pochylić się nad metodami naturalnymi. Szkodniki glebowe, ale także zimujące w glebie chowacze, będą tym lepiej redukowane, im więcej jest w glebie materii organicznej. W glebach bogatych w resztki i próchnicę lepiej rozwijają się pasożyty owadów i ich patogeny – tłumaczy prof. z IOR.
– Jeżeli rok będzie upalny, z wczesną i suchą wiosną, to znowu wzrośnie zagrożenie przez szkodniki dotychczas mało docenianie, jakimi są mączliki na rzepaku oraz przędziorki na różnych uprawach – dodaje prof. Mrówczyński.
Stan bulw ziemniaka i mokra zgnilizna
– Zaraza ziemniaka w Boninie, czyli na północy Polski, pojawiła się stosunkowo późno, bo dopiero w drugiej połowie lipca. Początkowo rozwijała się powoli, ale potem, gdy wzrosła wilgotność, silnie poraziła wiele plantacji ziemniaka. Była to głównie forma na liściach – wspomina rok dr Jerzy Osowski z IHAR Oddział w Boninie. Zauważa, że porażenie sadzeniaków, które byłoby potencjalnym źródłem infekcji w kolejnym roku, zależy od stosowanej strategii ochrony. Jeśli ktoś stosował technologię na formę łodygową oraz środki o działaniu antysporulacyjnym i wyniszczającym, powinien mieć zabezpieczony materiał do nowych nasadzeń. Jeśli jednak technologia operowała tańszymi środkami, to mimo że zarazy na łodygach nie było widać, to sadzeniaki mogą być porażone.
– Problemem w tym roku w przechowalniach ziemniaka mogą być mokra zgnilizna oraz wodna zgnilizna. To na nie trzeba zwracać uwagę w magazynach. Porażenie suchą zgnilizną zależy od postępowania z bulwami podczas składowania – uważa ekspert. Ograniczanie tej ostatniej wymaga delikatnego postępowania z bulwami oraz zapewnienie warunków do gojenia ran, czyli osuszenie bulw, następnie przez pierwsze 1–2 tygodnie utrzymywanie temperatury 18–20°C, a potem stopniowe schłodzenie do temperatury wymaganej przez odbiorcę ziemniaków.
– Stan fitosanitarny ziemniaków w przechowalniach poznamy dopiero w połowie listopada, gdy bulwy będą po kondycjonowaniu i pierwszych tygodniach składowania – dodaje dr Osowski.
Ten artykuł pochodzi z wydania top agrar Polska 11/2025
czytaj więcej
