Panie Ministrze, jak Pan ocenia dymisję ministra Siekierskiego? Czy to realna zmiana dla rolnictwa?
Jan Krzysztof Ardanowski: Czy zmiana ministra cokolwiek zmieni? Szczerze wątpię. Jeżeli minister Siekierski zostanie wymieniony na innego polityka PSL, to resort rolnictwa będzie dalej w znacznej mierze bezradny, będzie udawał, będzie próbował uprawiać propagandę wobec rolników, bagatelizując postulaty rolnicze, nie słuchając organizacji rolniczych.
Wspomniał Pan o stosunku PSL do wsi. Jak Pan to widzi?
J. K. Ardanowski: To nie personalia są kluczowe w Ministerstwie Rolnictwa, ale stosunek PSL do wsi i obecności w rządzie. Wielokrotnie mówiłem, że szanuję ministra Siekierskiego. Ma ogromne doświadczenie w pracy w Brukseli, odpowiednie kompetencje do bycia ministrem rolnictwa. Ale jeśli nawet tak kompetentny człowiek w Ministerstwie tylko „dialogował”, to dlaczego?
Dlaczego – Pana zdaniem – resort rolnictwa jest tak mało skuteczny?
J. K. Ardanowski: Czy dlatego, że Ministerstwo Rolnictwa jest wplątane w sieć zależności od innych ministerstw: Finansów, Klimatu i Środowiska, Infrastruktury i innych? Czy dlatego, że PSL, mając usta pełne Witosa, który nota bene w grobie się przewraca słysząc te wypowiedzi, prowadzi cyniczną grę o 32 tysiące stołków w instytucjach rolniczych, podległych ministerstwu rolnictwa? A może po prostu wszystko jest trzymane w ręku przez PO i pana Donalda Tuska, który nie zamierza wspierać polskiego rolnictwa, bo prace jego rządu służą raczej wzmacnianiu gospodarki krajów zachodnich, szczególnie Niemiec? Nie mam na to pytanie odpowiedzi.
Jakie są – Pana zdaniem – największe problemy rolników w Polsce?
J. K. Ardanowski: To są sprawy nadmiernych obciążeń administracyjnych, biurokracji, kontroli często nielogicznych i bezdusznych ze strony inspekcji. Rolnik zamiast produkować, walczy z systemem. Dochodowość gospodarstw niszczą zmowy cenowe i układy na rynku skupu. Politycy usprawiedliwiają własną bezczynność mówiąc: „nic nie możemy zrobić, to przecież wolny rynek”.
Nie – handel żywnością to nie jest wolny rynek. Nigdzie na świecie w handlu żywnością, tym dobrem niepowtarzalnym, który zawdzięczamy rolnictwu – a potrzebujemy żywności do końca świata – nie ma zasad wolnego rynku. W każdym cywilizowanym kraju państwo ingeruje w ten rynek: stabilizuje go, broni producentów, rozbija monopole, chroni własną żywność.
Jak Pan ocenia otwarcie rynku UE na import z krajów trzecich?
J. K. Ardanowski: To działania Komisji Europejskiej realizującej agendę globalnych koncernów. Z jednej strony pod płaszczykiem oskarżeń, że rolnictwo odpowiada za zmiany klimatyczne, każe się rolnikom realizować absurdalną i kłamliwą agendę klimatyczną. A z drugiej strony umożliwia się wielkim międzynarodowym koncernom nieograniczony dostęp do rynku europejskiego.
Umowy z Ukrainą i Mercosur to tylko początek drogi do zniszczenia rolnictwa. Komisja Europejska prze do otwarcia rynku europejskiego na żywność spoza Europy: z Ameryki Południowej, z Ukrainy, pewnie niedługo z Rosji, a może z innych jakichś dalekich krajów. To jest wyrok śmierci wydany na rolnictwo europejskie.
Czy Polska ma wpływ na te decyzje handlowe?
J. K. Ardanowski: Czy Polska cokolwiek zrobiła, czy miała jakikolwiek wpływ na praktyczne otwarcie rynku europejskiego na żywność z Ukrainy, która zaszkodziła przede wszystkim krajom graniczącym, czyli głównie Polsce? Nie. Podobnie wyglądała sprawa umowy z Mercosur: rząd mówił, że jest przeciw, ale nie podjął żadnych realnych kroków, by umowę zatrzymać. Wszystko było grą na użytek wewnętrzny, szczególnie przed kampanią prezydencką.
Nie można zapominać, że to rząd odpowiada za politykę rolną Polski i nie może, jak Piłat, umywać rąk mówiąc – to nie my, to kto inny decyduje. Nie – to rząd musi odpowiedzieć sobie pytanie, czy wystąpi w obronie polskiego rolnictwa, od którego zależy bezpieczeństwo żywnościowe, czy będzie bronił interesów innych krajów, w szczególności Niemiec.
Jak Pan ocenia zapowiedzi Komisji Europejskiej dotyczące finansowania rolnictwa po 2027 roku?
J. K. Ardanowski: Wyjątkowo paskudnym posunięciem nazywam to, co Komisja Europejska planuje po 2027 roku – wrzucenie środków na rolnictwo do jednego worka z pieniędzmi na politykę spójności, czyli że środkami na rozwój najbiedniejszych regionów Europy, czyli praktycznie wszystkimi, poza Warszawą, naszymi regionami. To oznacza, że rolnicy mają walczyć z innymi grupami społecznymi o dostęp do pieniędzy. Mało, że środków jest coraz mniej, to jeszcze trzeba będzie się o nie bić, region po regionie.
Najgroźniejsze jest uzależnienie wypłat od politycznego widzimisię Komisji. Zielona transformacja? Praworządność? Kto tego nie spełni, pieniędzy nie dostanie. Bo jeżeli Komisja uzna, że np. Polska, jej zdaniem, nie wypełnia nieostrych i często absurdalnych zasad tzw. praworządności, bo np. sędziowie są źle powoływani, to nie dostaniecie dopłat bezpośrednich, nie dostaniecie środków na ekoschematy.
Prezydent-elekt Karol Nawrocki zapowiedział kontynuację prac Rady ds. Rolnictwa pod Pana kierownictwem. Jak Pan to przyjął?
J. K. Ardanowski: Pan prezydent rzeczywiście zwrócił się do mnie z taką propozycją. Jest to dla mnie wielkie uznanie i duży honor, że kolejny prezydent, tak jak kiedyś Lech Kaczyński i Andrzej Duda, chce korzystać z mojej wiedzy i mojego doświadczenia. Tak – chętnie się tego podejmę. Chcę zapewnić – jeżeli z woli prezydenta będę tą Radą kierował, przyszła Głowa Państwa, podobnie jak Prezydent Andrzej Duda, będzie znakomicie poinformowana i będzie miała odpowiednią wiedzę co do wszystkich szans i zagrożeń polskiego rolnictwa.
Cieszę się, że prezydent Nawrocki chce być rzeczywiście patronem spraw wsi, rolnictwa i obrońcą rolników. Będą formułowane również wobec rządu bardzo precyzyjne rekomendacje, co należy czynić, jakie działania powinny być podejmowane, żeby były korzystne dla Polski, w szczególności dla polskiego rolnictwa.
