W wielu miejscach w Polsce sytuacja jest wręcz dramatyczna. Mówił o tym w Sejmie Władysław Kołodziej, prezes Regionalnego Związku Spółdzielni Produkcji Rolnej w Rzeszowie.
Kołodziej był jedną z osób, która 8 października zabrała głos w trakcie posiedzenia sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Korzystając z obecności wiceministra rolnictwa Adama Nowaka, przywołał przykład Spółdzielni Producentów Zbóż i Rzepaku "Farmer" w Wietlinie Trzecim w powiecie jarosławskim na Podkarpaciu.
– Skupiliśmy zboże po 700 złotych za tonę, a możemy sprzedać maksymalnie po 620 zł. Mamy jeszcze zostawione ok. 20 tysięcy ton na kukurydzę, ale w tej sytuacji chyba jej nie będziemy w ogóle skupywać – stwierdził.
– Całe województwo podkarpackie praktycznie jest chyba wyłączone, bo przy tych cenach podejrzewam, że będzie trudno przetrwać. Ale jak funkcjonować na rynku, gdzie skupujemy po 700 złotych, a musimy sprzedać po 650, 620, a nawet 600 złotych? – pytał Kołodziej.
Kukurydza pod znakiem zapytania
Postanowiliśmy skontaktować się ze Spółdzielnią Producentów Zbóż i Rzepaku "Farmer", która dysponuje blisko 40 tys. ton powierzchni magazynowej i zapytać o to, jak sobie radzą.
– Obecna sytuacja jest rzeczywiście trudna, ponieważ ceny cały czas spadają. Kupiliśmy ponad 8 tys. ton pszenicy paszowej w granicach 700 złotych za tonę, a aktualne ceny to ok. 600-620 zł/t, a więc za tyle możemy sprzedać, co będzie wiązało się z dużą stratą finansową. Na razie więc czekamy, ale prognozy nie są najlepsze – przyznaje Zbigniew Koba, pełnomocnik zarządu Spółdzielni Producentów Zbóż i Rzepaku "Farmer".
Czas działa na niekorzyść spółdzielni, która musi pozbyć się ziarna i uregulować bieżące zobowiązania wobec banków.
Podobnie sytuacja wygląda z tysiącami ton owsa, które zakupiono za 520 zł/t, podczas gdy dziś oferowane stawki to maksymalnie 420 zł/t. – Gdy kupowaliśmy ziarno od rolników, płaciliśmy uczciwe ceny rynkowe, ale wszystko poszło w dół i jest kłopot – zaznacza Koba.
Co w tej sytuacji ze skupem kukurydzy? – Cały czas obserwujemy sytuację cenową i staramy się wypracować wiarygodne prognozy. Nasza spółdzielnia dysponuje dwoma suszarniami, które są w stanie wysuczyć ok. 1 tys. ton kukurydzy dziennie, a więc skupując np. 15 tys. ton, potrzebujemy dwóch tygodni, aby ceny poszły w górę. Jeżeli tak się nie stanie, stracimy kolejne pieniądze – wyjaśnia Zbigniew Koba.
Ukraina dusi się nadmiarem zboża
Spółdzielnia, która zaledwie dwa lata temu zakończyła kolejny etap rozbudowy bazy magazynowej ma do spłacania kredyty. – Musimy spłacać nasze zobowiązania, a gdy ceny nie rosną mamy olbrzymi problem – przyznaje Koba.
Czy jest realne, że nie będziecie przyjmowali kukurydzy w skupie? – Myślę, że do tego nie dojdzie, ale zaproponujemy rolnikom ceny adekwatne do bieżącej sytuacji – zaznacza przedstawiciel "Farmera".
Wiadomo, że na sytuację cenową w Polsce wpływ będzie miało to, co obecnie dzieje się w Ukrainie.
Okazuje się, że tamtejsze porty, które są regularnie atakowane przez rosyjskie drony i rakiety mają problemy z wysyłaniem transportów zboża w świat przez Morze Czarne. Taka sytuacja doprowadziła do zapchania ukraińskiego rynku.
– Od moich znajomych z Ukrainy wiem, że sytuacja stała się kryzysowa i tamtejsze firmy chcą pozbyć się jak najszybciej milionów ton zbóż, które zalegają w magazynach. Boję się nawet pomyśleć, co stanie z cenami, jeżeli ziarno trafi do naszego kraju – przyznaje Zbigniew Koba.
Krzysztof Zacharuk
