Zadłużyłem gospodarstwo na kilkaset tysięcy złotych. Miałem po prostu pecha – jeden drogi kredyt, nietrafione inwestycje i zakupy oraz choroba spowodowały, że zawisło nade mną widmo całkowitego bankructwa. Gospodarstwo składa się z ponad stu hektarów ziemi, siedliska, kilku maszyn, z czego dwóch nowych. Dług rośnie, toczą się dwie sprawy sądowe przeciwko mnie. Na szczęście kredytu nie wypowiedziano i na razie raty spłacam, choć nie wiem, jak długo. Czy można z tego wyjść i jak się bronić przed utratą majątku? – w dramatycznym tonie napisał do nas Czytelnik z Podlasia. Już podczas bezpośredniej rozmowy dodał, że jest kawalerem, gospodarstwo budował przez ponad 20 lat i w razie plajty nie będzie miał dokąd pójść. Sam przyznaje, że przegapił moment, w którym mógł jeszcze rozmawiać z wierzycielami, bo teraz już nie są skorzy do negocjacji. Na koniec zapytał, czy są jakieś formy pomocy dla zadłużonych gospodarstw rolnych ze środków publicznych, z których mógłby skorzystać?
W jednym z Czytelnikiem możemy się zgodzić: w razie problemów z zapłatą należności należy rozmawiać z wierzycielami natychmiast, a nie czekać, aż ...
