Rynek zbóż
Mało zbożowych dostaw, to nie czary, to rzeczywistość
Krajowy rynek od bardzo długiego czasu oczekuje na jakiś większy wysyp zbóż, których według wszelkich danych powinno być sporo. Z miesiąca na miesiąc, od jednego długiego weekendu do drugiego spodziewany jest w skupach ruch, który miałby wyglądać niemal jak drugie żniwa, a tu nic.
To wrażenie może być jednak dość mylące, bo czy rzeczywiście nic? Przecież są tez skupu, które miały całkiem sporo roboty od początku roku i choć teraz rzeczywiście i tam ścichło, to za to niektórzy przetwórcy, którzy pokazali nieco tylko wyższe ceny, cieszą się z dnia na dzień z gromadzonych większych zapasów.
Mówi się, że produkcja zbóż w Polsce jest tak mocno rozdrobniona, że zboże powinno do elewatorów jechać wszędzie i zewsząd. Tak by się działo, gdyby skupów było mało i miały one ustaloną promieniście liczbę dostawców. Tylko... tylko, że tak jak mamy sporo gospodarstw, często zresztą ze swoimi pobudowanymi magazynami, tak i skupów się porobiło bardzo dużo.
Tym samym może to wrażenie jest błędne, bo towar sobie przez cały sezon do skupów najzwyczajniej w świecie cieknie i cieknie większym strumieniem do tych, którzy płacą lepsze ceny. A jak to zwykle na przednówku bywa, zboża jest coraz mniej, choć wcale nie musi być go najmniej w historii, żeby tak duża ilość skupów nie odczuła mniejszej podaży.
To zboże, które w magazynach rolników pozostało, oczekuje jeszcze na wyraźny sygnał, albo cenowy, albo płynący z pól, że żniwa może słabsze, choć wcale tak nie musi być, ale w końcu nadejdą. Z pozoru więc dziwne zjawisko braku wyraźnej podaży wcale takim dziwnym wydawać się nie musi.
