Rynek rzepaku
Dwa trendy w rzepaku
Na rzepakowym rynku mogą czekać nas mogą dwa zgoła różne scenariusze. Możemy zakładać, że wcześniejsze mocne spadki były związane z pozytywnymi prognozami nowych zbiorów i zagrywkami giełdowymi, a ostatnio zdecydowały ceny ropy naftowej. Jeśli teraz do głosu dojdą zapewne komunikaty o stratach z powodu niskich temperatur i lokalnych gradów, to możemy mieć do czynienia, tak jak w ubiegłym sezonie z lekką górką, jeszcze w maju, która z początkiem czerwca zacznie się wypłaszczać. Tak było z notowaniami rzepaku w poprzednim sezonie.
Drugi scenariusz zdecydowanie mniej optymistyczny zakłada, że unijni przetwórcy, już widząc kwitnący rzepak odpuścili sobie w gruncie rzeczy nierówną walkę o pozostające jeszcze gdzieś tam w magazynach ilości starego rzepaku i po kilkudniowym odbiciu na starcie maja potem czekają nas jeszcze głębsze spadki, które dopiero na przełomie maja i czerwca się odwrócą.
W efekcie tego odwrócenia trendu rzepak może jednak wylądować nieco poniżej aktualnych poziomów na Matifie. To byłoby zachowanie zgoła podobne do sezonu 2022/23, a to ten sezon giełdowe kursu rzepaku zdają się z pewnymi równoległymi przesunięciami kopiować począwszy od stycznia br.
Obydwa scenariusze, pomimo, że w maju dość rozbieżne, w połowie czerwca oznaczałyby kursy pomiędzy 460–470 €/t, a potem rozwój sytuacji uzależniony od tempa zbliżania się zbiorów. Jeśli nowy sezon przyspieszy, to będą spadki, a jeśli stary sezon będzie się przeciągał, to zanotujemy jeszcze trochę wzrostów.
Rynek pszenicy
Pszenica może jeszcze pospadać, nie ryzykujmy!
Jeszcze dostawy pszenicy do skupów gremialnie nie ruszyły, a już handlowcy donoszą, że telefonów jest dużo i tego towaru jest jeszcze na rynku sporo. Ceny giełdowe czytać każdy potrafi, a pojawiania się spadków nawet poniżej 200 € daje do myślenia. Lepiej w kolejce sprzedających chyba być jednym z pierwszych, zanim zacznie urzeczywistniać się gra przetwórców na przyduszenie cen.
Na razie jeszcze tej gry nie rozpoczęto, a już pszenica tanieje. Warto chyba nie przefajnować i nie czekać, bo eksporterzy też zbawcami rynku raczej już w tym sezonie nie zostaną. Kupują wprawdzie i gromadzą zakupione partie, ale dlatego, że oczekiwanie statku w porcie jest kosztowne. Te zakupy rynkiem jednak nie wstrząsają.
Tak jak nie wstrząsają nim wciąż stabilne ceny u młynarzy, bo jak poinformował mnie jeden ze skupujących z centralnej Polski. Dwa tygodnie temu sprzedał pszenicę z dostawą do młyna po 930 zł/t, tydzień temu w tej samej cenie, a dziś po 910 zł sprzedaje pszenicę do lokalnej firmy paszowej.
Nie wszyscy mają takie szczęście i mając mniejsze partie muszą korzystać z pośrednictwa lokalnych skupów. I w tym jest właśnie sęk, bo są na te skupy niejako skazani, więc wstrzymując się ze sprzedażą tylko ryzykują, że dojdą do momentu, gdy skup powie dość. Zamykamy i czyścimy magazyny przed żniwami. I wtedy każda cena będzie jak obrazek wiszący w galerii. Niby ładny, ale dotknąć, go nie można. Wiemy oczywiście, że już było lepiej, ale nie jest jeszcze najgorzej, nie ryzykujmy!
